-Ekhem..przyszliśmy Cię odwiedzić, myśleliśmy że trochę Ci się nudzi w domu i ten..nie będziemy przeszkadzać bo widzę że jednak się nie nudzisz- próbował ułożyć słowa i dobrać je odpowiednio w zdanie, ale ani jedno ani drugie mu nie wyszło.
-Nie, skoro już przyszliście to zostańcie- powiedziałam to głównie do Liama, który już kierował się w stronę drzwi
Widziałam zmieszanie zarówno wśród grupy chłopaków jak i Alice. A jednak mogła jej o nich powiedzieć.
-To jest Alice, moja przyjaciółka, Alice Ty już ich pewnie znasz.
Pierwszy z całej grupy podszedł Niall. Podziękuję mu za to jak tylko trafi się okazja. Potem kolejno cała czwórka. Horan potem do mnie podszedł.
-Hej Asiu, jak noga?- spytał spoglądając w jej stronę.
-Lepiej, dzięki.
Teraz odezwałam sie do pozostałej czwórki chłopaków:
-Właśnie z Alice zrobiłyśmy typowo..- już chciałam powiedzieć Polskie danie, ale w porę ugryzłam się z język. No tak, przecież mój kraj miał być dla chłopaków zagadką, do póki sami nie wpadną skąd pochodzę.
-No danie, które się często podaje na obiad w kraju, z którego pochodzę, taka mała podpowiedź.-uśmiechnęłam się.
-Alice, nałożysz reszcie?
-Jasne-powiedziała.
-To my z Liamem jej pomożemy, a wy siadajcie- powiedział Naill.
Louis usiadł kolo mnie na kanapie, za nim Zayn, a Harry musiał zadowolić się poduszką na podłodze. Najpierw Alice i chłopaki przynieśli zupę pomidorową.
Nie powiem- chłopcy mieli zdziwione miny. Pierwszy jak można było się domyśleć zaryzykował Naill.
-Od dziś przychodzę do Ciebie na obiady- powiedział po zjedzeniu pierwszej łyżki zupy.
Po tym komentarzu zachęcił resztę. Już mu wiszę dwa "długi". Był kochany, no cóż...jednak sa jakieś pozytywy wszystkożernego i ciągle głodnego Niall'a.
Nie było tak źle, jak myślałam. Alice jako osoba która umie się szybko zaprzyjaźnić z każdym dobrze dogadywała się z chłopakami. Jakoś inaczej wyobrażałam sobie ich pierwsze spotkanie ale było ok.
Przy drugim daniu Niall'owi aż się uszy trzęsły, dosłownie i w przenośni. Oczywiście nie obyło się bez dokładek. Ja przez większość czasu rozmawiałam z Louisem. Bardzo lubiłam ten jego żartobliwy charakter. Potem przeniosłam się na rozmowę z Liam'em, który siedział na podłodze koło mnie. Chłopak miał na prawdę wielkie serce. Strasznie się o mnie troszczył.
Po zjedzeniu zagoniłam chłopaków do zmywania, po to aby zostać z Alice w salonie i trochę odetchnąć. Spojrzałam na nią.
-Alice, wiem że powinnam Ci powiedzieć o nich trochę wcześniej ale...
-Jasne, rozumiem, też nie wiem jak bym postąpiła na Twoim miejscu- przewała.
I za to ją lubiłam. Choć znałyśmy się tak krótko zawsze mnie rozumiała. Nigdy nie była na mnie zła, choć miała powody. Jak tylko ją potrzebowałam to przychodziła.
Przeniosłyśmy wzrok na chłopaków. Wcieleni w ciała około dwudziestolatków, ale duszą nadal jako małe dzieci.
Pół godziny później...
Wszystko było już posprzątane. Chociaż trudno stwierdzić czy kuchnia po "zmywaniu" chłopaków była bardziej czysta czy brudna. Żałowałam tylko że nie mogę się ruszać z miejsca, tylko muszę sterczeć na tej kanapie cały dzień. A moi przyjaciele robili wszystko bym i tu czuła się jak najlepiej.
Chłopaki powiedzieli że jak tylko będę w stanie się poruszać to zabiorą mnie i Alice do siebie. Fajnie, już sobie wyobrażam ich willę w porównaniu do mojej łupinki.
Siedzieliśmy w ciasnym kółku w salonie. Choć nic konkretnego nie robiliśmy, oprócz rozmawiania to i tak było fajnie. W pewnej chwili do Alice zadzwonił telefon. Odeszła na chwilę ze słuchawką. Po ok 5 minutach wróciła, trochę z gorszą miną.
-Słuchajcie, muszę już iść, to bardzo pilna sprawa. Koleżance zmarła bliska osoba, myślę że w tej sytuacji tylko ja mogę..
-Jedź, na prawdę nie ma problemu- mówiąc to wyciągnęłam ręce, żeby mnie przytuliła.
Podbiegła do mnie szybciutko, objęła i szepnęła:
-To co, widzimy się jutro? Cześć!
Chłopakom tylko pomachała, bo trochę dłużej zajęło by jej żegnanie się z każdym po kolei, choć widać było że z chęcią by to zrobiła.
-Może Cię podwieść? -Krzyknął Louis.
-Nieee, to na drugim końcu miasta, nie będziesz potem tyle wracał.
Ale te słowa jak widać niewiele trafiły do Louisa, bo chwilę później zakładał buty.
-Ejjj, potem będzie Ci się nudziło, przecież jeszcze będziesz musiał wrócić.- powiedziała próbując się wymigać.
-Nie będzie mi się nudziło...Harry, Liam jedziecie ze mną!!
Harry wstał z lekkim ociąganiem, zaś Naill popędził ile sił w nogach.
-Harry nie będziemy na Ciebie czekać pospiesz się!
Dwie minuty później Liam zamykał za nimi drzwi. Nie licząc mnie został jeszcze on i Zayn. Mailk zaczął układać poduszki z ziemi na kanapę, z czego skorzystał Liam i usiadł koło mnie na kanapie. Spojrzałam na Liama. Zazwyczaj był jednym ze spokojniejszych chłopaków z 1D, no ale dziś to już przesadzał. Nic nie mówił, był cały czas zamyślony i siedział ze spuszczoną głową. Wykorzystałam chwilę że w salonie jesteśmy prawie sami- nie licząc Zayn'a i spytałam się :
-Co Ci jest, dziś cały dzień jakiś taki smutny chodzisz?
-Aż tak widać? -leciutki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Nooo trudno nie zauważyć. A skoro teraz nie zaprzeczyłeś to na pewno coś Cię gryzie.-uśmiechnęłam się ciepło dodając mu otuchy.
-Ja..no bo ten..podoba mi się pewna dziewczyna- wydusił z siebie za jednym razem.
-I ty myślisz że taki chłopak jak Ty nie podbije jej serca?!
-No właśnie tak myślę- powiedział zrezygnowany.
-Och Liam, ty jesteś cudowny, na pewno Ci się uda, tylko nie tak od razu. Trzeba czekać kochany, miej nadzieję.
-Nie..ja nie mogę. Widzę przecież że ona nic do mnie nie czuje- widziałam że jego oczy zaczynają robić się już szklane.
-Liiiiam- nie wytrzymałam przytuliłam go - Nie rozklejaj się, na wszystko przyjdzie czas!- dodałam.
-Obyś miała rację, chociaż sam w to nie wierzę-powiedział wtulony we mnie.
Był taki ciepły. Czułam rytmicznie podnoszącą się i opadającą jego klatkę piersiową. Jego stoicki spokój mnie zadziwiał. Po chwili zorientowałam się, że w salonie jest róznież Zayn. Chyba nie wiedział co robić w takiej sytuacji, trochę było mu głupio.
-To ja..pójdę do łazienki- powiedział.
Nie chciałam żeby tak się czuł, ale w tej chwili ważniejszy był Liam. Zostalismy sami w salonie.
-Liam bądź sobą, a mogę się założyć, że jej nastawienie do Ciebie się zmieni. Kto by nie chciał tak wspaniałego chłopaka?
Odsunął się ode mnie.
-Mam nadzieję, że masz rację.-powiedział patrząc mi prosto w oczy i uśmiechając się przy tym.
Po chwili wrócił Zayn spoglądając to na mnie, to na Liama. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał krótki, melodyczny dzwonek. Liam wyciągnął telefon.
-To od chłopaków, mówią że nie wrócą już do nas, bo i tak by musieli za chwilę iść, ale nie mają kluczy do domu.
-Jak to nie mają? -zapytałam.
-No jadąc do Ciebie wzięliśmy tylko jedną parę kluczy, bo po co więcej. I tą parę mam ja- powiedział wyciągając pęk kluczy.-Wydałam ciche jęknięcie.
-Ale nie martw się, nie zostawimy Cię samej w takim stanie.-odparł, po czym zwrócił się do Malika:
-A ty tu zostajesz, i masz się nigdzie nie ruszać.
-Jakoś nigdzie nie zamierzam- uśmiechnął się Zayn.
Liam podszedł do mnie. Przytuliłam go na pożegnanie. Było mi go tak żal... Na koniec mu szepnęłam :
-Zobaczysz wszystko się ułoży.- Miałam nadzieję że chociaż poprawiłam mu tym humor.
Potem podszedł do Zayna.
-Siema stary, widzimy się wieczorem- podali sobie ręce.
Trzask drzwi, zostaliśmy sami. Jak dla mnie trochę stresujące, ale Zayn był oazą spokoju. Przysiadł się do mnie na kanapę. Spojrzał na mnie. Jedno spojrzenie- tyle emocji. Nawet nie potrafiłam zdefiniować jakich. Oczy....oczy które hipnotyzują mnie za każdym razem. Dreszcz na całym ciele. I akurat on musiał być widoczny.
-Boisz się mnie czy Ci zimno?- Zapytał.
Każdy za normalną odpowiedź uznał to drugie. Ale przecież jest środek lata. Niby ani pierwsze, ani drugie, a jednak coś w tym pierwszym jest. Przynajmniej miałam wytłumaczenie:
-Dlaczego miałabym się Ciebie bać? A zimno mi nie jest, przecież to środek lata.
-Ale widziałem ze się trzęsiesz.
Na to nie umiałam odpowiedzieć. Moim ciałem władnęło uczucie, którego nie odgadłam dalej. Widząc moją zakłopotaną minę dodał:
-Nieważne, jesteś głodna?
Pokiwałam przecząco głową. Byłam zmęczona, jedyne co w tej chwili miałam ochotę zrobić to zasnąć. Ale przecież nie mogłam. Czułam na sobie spojrzenie Malika. Odwróciłam się, ogarniał mnie wzrokiem, tak jak by próbował się dowiedzieć co ja teraz czuję, jakie mam potrzeby. A może chciał zaglądać w moją przeszłość- przeszłość o której nie wie nikt i nigdy się nie dowie.
Do tego wszystkiego doszedł ból głowy. Jak wiadomo byłam wrażliwą osobą, więc ból głowy nie był dla mnie zdziwieniem. Musiałam pójść po jakieś leki. Zaczęłam wstawać z kanapy. Po pierwszej nieudanej próbie Zayn krzyknął:
-Asiu, co Ty robisz!? Przyniosę Ci coś jeśli chcesz.
Środki przeciwbólowe były w łazience. Nie chciałam mu sprawiać kolejnego kłopotu i mówić że czuję się tragicznie. Powiem że idę po łazienki, tam wezmę leki i wrócę. Znany sposób kilkakrotnie stosowany na mojej mamie. W tym wypadku chłopaka też będę musiała oszukać.
-Ja tylko idę do łazienki- powiedziałam cicho.
-Dasz radę pójść? -zapytał.
-Chyba tak powiedziałam.- Musiałam za wszelką cenę sama wstać. Nie chciałam go dodatkowo obarczać. Nie chciałam, by ktokolwiek widział mój ból. Taka już byłam. Chowałam wszystko w swoim wnętrzu od małego.
Za każdą próbą ból nogi się nasilał. Lekarz powiedział że i tak mam cały dzień leżeć, do czego się w ogóle sie dostosowałam końcu za piątym razem się udało. Ruszyłam przekładając cały ciężar ciała na chorą nogę. Z bólu aż pisnęłam i poleciałam do tyłu. Poczułam czyjeś ręce na mojej talii. No tak..Zayn ma nawet dobry refleks.
-Hmmm i co, na pewno dasz radę sama? -Powiedział uśmiechając się przy tym chytrze.
Najdelikatniej jak mógł wziął rękę z mojej talii i przełożył przez kolana. Normalnie szok..nie wiedziałam że jakikolwiek chłopak zrobi to tak delikatnie jak zrobił to on. Bał się tak, jak bym miała połamane obie nogi. Ta precyzja..aż sama nie dowierzałam. Powoli uniosłam się ku górze, podnosił mnie bez żadnego wysiłku, a teraz to czułam że ważę tyle co słoń. Przełożyłam mu ręce przez szyję, tej chwili moje serce chyba pobiło swój rekord życiowy i uderzeniach na minutę. Spojrzałam na jego twarz. Cały czas te napięcie policzki i dwa, małe, czarne węgielki. Usadził mnie delikatnie przed drzwiami do łazienki żebym mogła się oprzeć o ścianę.
Po niemałym bólu weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi. Doszłam do szafki z lekami. Wyjęłam parę opakowań przeglądając które będą najszybciej i najskuteczniej działały.
Po przeczytaniu wszystkich instrukcji wybrałam jedne, które wydawały się nawet obiecujące. Odkręciłam opakowanie i sypnęłam. Trochę to za mocno wyszło, bo na rękę zleciało mi kilka, lub kilkanaście małych kapsułek.
W jednej chwili powróciły mi wspomnienia, a szczególnie myśli samobójcze, które zdarzały się często. W sumie biorąc te leki nie cierpiałabym tak bardzo jak przy cięciu się. Po tym spojrzałam na swoje ręce i już ledwie widzialne blizny.
Teraz ten wypadek tylko pogorszył całą sytuację. A co jeśli ten chłopak mnie znajdzie? A co gorsza zemści się za Harrego, który w obronie go pobił. Nie wiem co bym zrobiło gdyby okazało się że moim najbliższym coś się stało, i to przeze mnie.
Dlaczego zawsze wszystkie nieszczęścia i tragedie muszą spotykać mnie. Mimowolnie łzy zaczęly napływać do moich oczu. Usiadłam na podłodze załamując się. Przyciągnęłam kolana pod brodę. Rękami objęłam nogi, ale pamiętałam żeby w drugiej dłoni szczelnie trzymać leki.
Płacz- to jedyny "stan", w którym wylewam swoje uczucia. Dlatego tak często chodziłam z opuchniętymi oczami. Łzy wypłynęły z moich oczu, a moje mysli znowu powędrowały do skrypty "koszmary i najgorsze wspomnienia".
Płacząc jak zwykle straciłam rachubę czasu. Spojrzałam na zegarek: siedziałam tu już pół godziny! Co sobie Zayn pomyślał. Nawet w całym tym chaosie nie usłyszałam cichego pukania do drzwi.
-Asiu jesteś tam, co się stało? Dlaczego się nie odzywasz?
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Chciałam ale nie mogłam. Łzy wypływały mi strumieniami, więc gdybym teraz wydobyła z siebie odpowiedź, to usłyszałby że płaczę. Mój głos by był załamany, o ile w ogóle bym cos powiedziała, bo większe prawdopodobieństwo by było takie, że zakrztusiłabym się po prostu łzami.
Zayn cały czas pukał. Jego pukanie nasiliło się, było coraz głośniejsze.
Może jednak wezmę te tabletki. Jeśli by wszedł do łazienki było by już za późno... To nie był taki zly pomysł. Oddałabym się w kranie wiecznego snu. Nie spotkałoby mnie już żadne nieszczęście. Może spotkałabym ojca...a może i siostrę. Nie wiedziałam czy w ogóle żyje. A jeśli tak to jak wygląda. Chociaż w sumie szanse na to że przeżyła to jakieś..5% ? A jeśli odziedziczyła szczęście po mnie to zapewne 0,1%. Co zrobił z nią porywacz? Może po prostu zostawił w lesie, gdzie śmierć głodowa była jej jedynym towarzyszem.
Z zamyślenia przerwał mi błagalny glos Zayna:
-Asiu odezwij się, słyszę że tam jesteś więc chociaż powiedz coś proszę! Co Cię tak gryzie że nie możesz się odezwać?
Trzymając w jednej ręce leki rozprostowałam nogi. Ból w zranionej nodze był tragiczny. Podczołgałam się do dolnej półki pod lekami. Szukałam czegoś. To było mi pilnie potrzebne..Jest! Wyciągnęłam owy przedmiot. Zalśnił w blasku małych lampeczek wbudowanych w sufit w łazience.
Był taki malutki, ale taki skuteczny..żyletka. Druga i zaraz skuteczna do przelania swoich uczuć. Nastawiłam tą ręce z lakami i wyprostowałam przed oczy, by dokładnie widzieć co będę robiła. Drugą ręką z ostrym przedmiotem przesuwałam w stronę pierwszej. A było to niewiarygodnie trudne. Ręka- ta z żyletką trzęsła mi się. Pewnie z nadmiaru emocji, ale również z płaczu, który wstrząsał całym moim ciałem.
Cisza, ciche tykanie zegara gdzieś w oddali na przemian z pukaniem d drzwi. Co jakiś czas błagalne wręcz słowa Zayna o prośbę wyjścia albo chociaż odezwania się.
Żyletka dotknęła mojej dłoni w poprzek. Jedno naciśnięcie- pierwsza kropelka krwi. Żyletkę przesuwam dalej, coraz więcej kropel krwi, które rytmicznie skapują na podłogę. Przynajmniej teraz wylewam swoje uczucia. To wszystko cholernie szczypie, ale co z tego. I tak nic nie odda rzeczywistego bólu jaki jest we mnie i który zawsze mi towarzyszy.
Następna kreska. W tle głosy i pukanie Zayna. Ale na szczęście już zaraz będzie po wszystkim. Wezmę leki i wszystko minie. Może po 2 godzinach Zayn lub moja mama odważą się wejść do łazienki, ale będzie już za późno.
I tak nikt nie będzie za mną tęsknił- może tam parę osób. Ale większość osób tawet nie zauważy jak moja osoba zejdzie z tego świata.
Kolejna kreska- już trzecia. Na podłodze coraz więcej krwi.
-Asia, jeśli się nie odezwiesz to za chwilę będę zmuszony wejść do łazienki. - krzyknął Zayn.
Muszę się pospieszyć! Au! Z tego zagapienia się i chwilowego wyłączenia ze świata wbiłam żyletkę o wiele głębiej niż chciałam!
Z tej rany krew leci o wiele szybciej. Kap! Kap! Kap! Ból- wielki ból. Ten ból przeszywa całe moje ciało. Zaczynam płakać coraz głośniej, teraz chyba Zayn mnie wyraźnie słyszy.
-Asia co się dzieje?! Słyszę Twój płacz, mogę wejść? czy coś Ci się dzieje?!
Słabo mi. Nie wiem czy to z wyniku tego że mam za Mało krwi w organizmie czy po prostu z widoku na krew, po którym mi się robi niedobrze. Chyba to drugie..mam nadzieję. Nie chcę potem wylądować w szpitalu..ale przecież miałam wziąć tabletki. No tak, już wszystko jedno, czy wyląduję w szpitalu i tam umrę czy tutaj.
Upuściłam żyletkę i złapałam się za zranioną rękę. Nie dlatego że chciałam zahamować krwotok, tylko dlatego że ból narastał. Oczywiście nie wspominając już o bólu w nodze, ale w porównaniu z tym co czułam teraz na ręce to był pikuś!
-Asia, co Ty robisz?! W tej chwili mi odpowiedz!
Zostało mi mało czasu, muszę wziąć leki! chyba że wolę tu cierpieć z bólu i powolnie umierać. Nie- leki lepsze. Dlatego też że za chwilę moja mama wróci z pracy.
Teraz albo nigdy- myślę.
W tej samej chwili drzwi od łazienki się otwierają. Zayn wpada do środka.
-Asiaa!!!!
Leki wypadają mi z ręki a kałuża krwi coraz bardziej się powiększa...
____________________________________________________________________
Hehe kocham te momenty niepewności ;D
Przepraszam że tak późno ale wiecie...święta są, no i totalny brak weny..;/
Dziękuję wam za coraz więcej wyświetleń;* To dla mnie na prawdę dużo znaczy więc jesli możecie to udostępniajcie tego bloga gdzie tylko chcecie! ;)
Mam nadzieję że się podoba ^^ oczywiście to dopiero początek tego co czeka Asię :P
Chciałabym już teraz wiedzieć co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńGdzie chcemy... mmm no spoko... szkoła też może być :)
Właśnie. Niech będzie coś po wakacjach w szkole :)
OdpowiedzUsuńkrew.. przydałby tu się Edziu xD - Nicole Johnson
OdpowiedzUsuń