Muzyka

19 stycznia 2014

~Rozdział 43~

Notkę robię tu, żeby nie zepsuć wam atmosfery po końcówce rozdziału hehe :D
W sumie to.. kurcze... jestem z was taka dumna, za te wszystkie komentarze i wyświetlenia, że nie wiem, co napisać :')
Kocham to, jak się wkurzacie, cieszycie i jak wszystkie emocje przelewacie w komentarzach, jesteście niesamowite ♥ Mam najlepsze czytelniczki na świecie (hehs, nie fanki, więc nie piszcie tak w komach xd)
Anonimki, podpisywać się!! :)
<33 To tyle, mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba ;**
____________________________________________________
"-I co, powrócimy do tego jak dawniej?- przybliżał się wolno.
(...)
Zbliżył  swoją twarz do mojej i musnął koniec policzka z graniczącym kącikiem ust.
(...)
-Tak Niall.- szepnęłam."
"Powiedzieć mu, że ja głupia, myślałam, że jest we mnie zakochany?
 (Wyjawię Ci) na przykład za tydzień, może być?"
"Cięłam się i nadal będę Horan…"
"-Coś czuję, że masz mi dużo do powiedzenia.- szepnęła Alice, gdy ledwo co zdążyłam usiąść.
(...)
-Nic ciekawego.-rzuciłam starając się brzmieć obojętnie."
"-Ty mi lepiej powiedz, dlaczego ten Twój pobyt „w łazience”- podkreśliła dwa ostatnie wyrazy robiąc cudzysłów w powietrzu- zajął Ci kilka godzin.
(...)
-Pocałowaliście się?!
(...)
-Nie? O Boże, chyba mi nie powiesz, że zostanę ciocią?!"
"-Powiedz dziewczynom, które pokoje są wolne, bo się ledwo na nogach trzymają.
(...)
-Pokój Zay….echem.. pokój Harrego…
(...)
-A ten gościnny, w którym spałam wcześniej? -przerwałam mu słysząc takie propozycje."
"-O, myślałem, że już śpisz.- szepnął. 
(...)
-Za chwilę zaśniesz. A przynajmniej spróbuj, bo idzie burza. 
(...)
-To śpij dobrze, dobranoc.- po tych słowach ucałował mnie w czoło, i wolno ruszył w stronę drzwi.

W tej chwili tak bardzo chciałabym być na miejscu Ros…"
" W tej chwili brak bliskości i bezpieczeństwa przeważył całą szalę.

Powoli, nie chcąc zrobić dużego hałasu podniosłam się i przeniosłam nogi na podłogę. (...)
-Louis.- szepnęłam.
(...)
"Tommo spał jak zabity. Westchnęłam i ruszyłam w stronę kanapy."

"-Hazz? -szepnął Tommo podnosząc się.
(...)
-Boże, Harry co się dzieje?!
(...)
-Ciii, kochanie, wszystko będzie dobrze.-powiedział miękko.
(...)
-Uspokój się, skarbie. Słyszysz? Uspokój się…. Jestem tutaj.- wziął policzki loczka w obie ręce.
(...)
-Lou… nie chcę znów zasypiać, bo- boję się.
(...)
To nie ten sam Tommo. Mało uczuciowy i ciągle uśmiechnięty.  (...) To właśnie on teraz leżał nad Stylesem ze łzami w oczach. To on, jako jedyny pocieszał przyjaciela. To on się martwił…(...)To on w tej chwili się schylił…

Nic więcej już nie usłyszałam…

Cisza…


Nawet przy zamkniętych oczach wyczuwałam promienie słoneczne, które skutecznie uniemożliwiały mi możliwość dalszego snu. Niechętnie otworzyłam powieki, zaczynając wodzić nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystko wydawało się takie… niewyraźne.

Jednak moje zmysły szybko zostały przywrócone, gdy poczułam wpatrzone we mnie niebieskie tęczówki. W pierwszej chwili, jeśli mam być szczera nieźle się przestraszyłam. Louis? Czyż nie zasnęłam sama w pokoju?
Moje serce zaczęło bić mocniej, kiedy zauważyłam za wielkim, prostokątnym oknem kałuże. Burza?
I wtedy wszystko powróciło…

Ciemny korytarz, podświetlany jedynie małymi lampeczkami ułożonymi równolegle na granicy ściany i podłogi. Tajemnicze dźwięki, których niestety nie rozpoznałam. Niewinna twarz Louis’a. Płacz Harrego. Troska Tomlinsona… i na koniec..?

Definicja końcowych zdarzeń, migała mi przed oczami w coraz to różniejszych czynnościach. Tak naprawdę sama nie wiedziałam, co zrobili. Ich ciała niemal się zlewały. Pamiętam tylko tą głuchą ciszę, która zapadła. Na koniec gdzieś mi jeszcze mignęła ręka Harrego, która równie dobrze mogła być wytworem mojej wyobraźni.

Żadnego szeptu, płaczu, potoku słów… nic.

Nigdy nie patrzyłam na to z takiej perspektywy. Taki niewinny Tommo? Bezbronny Hazz? Często widziałam ich razem, ale nie sądziłam, że łączy ich tak wiele.

Tak wiele, ale w sumie co? Przyjaźń? Miłość?

Z mojego punktu widzenia, te dwa uczucia się ze sobą przeplatały; a przynajmniej w ich wypadku.

I właśnie teraz te oczy, które dzisiejszej nocy były przepełnione troską, ale i odrobiną łez- wpatrywały się prosto we mnie.

Trudno mi będzie opisać, co w tamtej chwili czułam, i jaki był jego wzrok, ale postaram się wszystko jak najlepiej zdefiniować.

Moje ciało leżało bezwładnie na łóżku, próbując wykonać choć najmniejszy ruch, ale  nie mogłam. Gdy tylko tęczówki chłopaka odnalazły moje, automatycznie zesztywniałam. Starałam się przełknąć ogromną gulę, która zawadzała mi w gardle. Jednak sama nie wiem dlaczego tak reagowałam. Pewnie wy się nie dziwicie- to przecież w moim stylu, ale tym razem było inaczej.

Nie gromił mnie wzrokiem, jak zrobiłby to każdy inny. Nie unikał go, czy też nie patrzył ze strachem, po prostu.. ohh, mówiłam, że nie dam rady tego opisać.

Wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą, jednak widziałam, że jego kąciki ust, coraz bardziej się unoszą. Nie mówił nic. Jedyne co robił, to opiekuńczo jeździł dłonią po włosach Harrego.

Już sama nie wiem, co bym wolała ujrzeć…

Ani na chwilę nie utracił ze mną kontaktu.  Nie był w żadnym stopniu zestresowany, co było dla mnie największym zaskoczeniem. Od mojego obudzenia się, nie usłyszałam od niego ani jednego słowa- choćby   wymówki.

Może pojął- byłam- widziałam. Tu nie ma nic do ukrycia.

Jednak zadziwiający był fakt, że bałam się bardziej od niego, chociaż role powinny się odwrócić.
Ciekawe kto się pierwszy odezwie…?

Styles jeszcze spał. Był odwrócony plecami do mnie. Słyszałam jego wolne i płytkie oddechy.

Kusiło mnie, żeby zapytać o ich… związek? W sumie, to definicja tego, nie jest dość poprawna, skoro sama nie wiem co ich łączy. Jak się ktoś przyjaźni, to już „związek” nie może istnieć, prawda? Dlatego wolałam się nie odzywać, i nie wyciągać pochopnych wniosków. Może kiedyś się spytam, czy Larry istnieje naprawdę. Teraz chyba nie byłabym w stanie, i nie miałabym wystarczająco odwagi.

Zjechałam nieco w dół na plecy Harrego, które okrywała w 90% kołdra.

Po chwili na białym tle pościeli pojawiła się ręka Lou. Brunet zauważył, gdzie przeniosłam wzrok i momentalnie przeniósł tam swoją dłoń i zaczął szczelnie okrywać materiałem swojego przyjaciela. Będąc nieco speszona, moje oczy z powrotem powędrowały na ciało Louisa.

Czułam się co najmniej dziwnie, Tommo nigdy by nie pozwolił, żeby w jego towarzystwie panowała drętwa cisza. Teraz do tego doszło...

No dobrze, może sytuacja była na tyle „dziwna”, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Dla niego trochę kompromitująca, lecz patrząc na nasze twarze można było wywnioskować wręcz odwrotnie.

-Jak się spało?- do moich uszu doszedł łagodny ton bruneta.

-D..dobrze.- wyjąkałam.

To pytanie było kolejnym zaskoczeniem. Żadnego „Co ty tu robisz?” „Nie powinnaś być w pokoju gościnnym?” „Zbyt wiele zobaczyłaś.” czy „Co dokładnie usłyszałaś?”.

Na dodatek głos chłopaka był nadzwyczaj spokojny. Kilka godzin nakryłam ich razem, słyszałam część rozmowy, a on mnie się pyta czy dobrze spałam…?

Spojrzałam na jego twarz, próbując cokolwiek wywnioskować z jej wyrazu. Poza kącikami ust podniesionymi ku górze nie zauważyłam nic.

To trudne patrzeć..nie stop. To bardziej… dziwne patrzeć na człowieka, którego prawdziwe oblicze odkryło się w takiej sytuacji. Teraz mogłabym przysiądź, że w ciele bruneta siedzi ktoś zupełnie inny. Ten Tommo, z którym mam styczność na co dzień. No.. może na co dzień to pojęcie względne, w każdym razie bardzo często…

-Boisz się mnie.- usłyszałam znienacka.

Miałam to wziąć za twierdzenie, czy pytanie?

I czy na serio wyglądałam na przestraszoną? Chyba robię to zbyt często, nawet nie zdając sobie z tego sprawy…

Uciekłam wzrokiem gdzieś na ścianę.

-Nie.- odparłam cicho.

Usłyszałam głośno wypuszczane powietrze.

-Nie. -Powtórzył za mną. – Asiu, mam cztery młodsze siostry. Myślisz, że mieszkanie z nimi przez te kilkanaście lat mnie niczego nie nauczyło?

To tak jakby zaskakujące…

On wie w tej chwili więcej, niż ja sama- a co ciekawsze, to wszystko o mnie. Jego zachowanie zaskakiwało mnie z każdym dniem…

A zadziwiający był również fakt, że sama nie wiedziałam, o czym naprawdę teraz myślę, i- czy się boję. Tego się nie dało zdefiniować. No bo przecież, tak bać się własnego przyjaciela…?

Nie, zdecydowanie taka opcja nie wchodziła w grę, ale jednak czułam się przy nim trochę..nieswojo.

-Też tak sądzę.-odpowiedział sam sobie.- Pójdź pierwsza do łazienki.-zmienił temat.

Nadal zero pytań o dzisiejszą noc…?

To jakiś haczyk?

Niechętnie wstałam z kanapy, przeciągając się przy tym. Nie musiałam spojrzeć w lustro, żeby wiedzieć, jak teraz wyglądam.  Jedyne słowo, które teraz przychodzi mi do głowy, jest określenie: tragicznie. 

Przeczesałam dłonią włosy, próbując przynajmniej mieć „coś” sensownego na głowie.

-Fajna piżamka.-rzucił.

Fuknęłam pod nosem, na co otrzymałam uroczy, dziecięcy uśmiech.

Ok… teraz następuje ten moment, kiedy we wszystkich fanfictionach bohaterka wstaje z gracją z łóżka, poprawia liliową sukienkę, która ledwo zakrywa jej uda i udaje się do łazienki, gdzie „niechcący” nie domyka drzwi…

Tak nie przebarwiając, to niezdarnie wygramoliłam się spod kołdry, i już potykając się o pierwszą napotkaną stertę ubrań weszłam do toalety.

Wzięłam leżącą przy lustrze szczotkę i zaczęłam „uporządkowywanie” moich włosów. Kilka minut później, stwierdzając, że i tak więcej nie uda mi się zrobić, wyszłam z pomieszczenia. Louis właśnie zakładał spodnie od dresu- czego udałam, że nie widzę- a ja udałam się w stronę wyjścia.

-Zaraz przyjdę, tylko przyniosę moją torbę- wyjaśniłam.

Chłopak przytaknął i powrócił do nakładania ubrania.

Wyszłam na korytarz, gdzie drzwi od pokoju naprzeciwko również się otworzyły. Wyszedł z nich… Zayn. Starałam się nie patrzeć w tamtą stronę, ale okoliczności mi na to nie pozwalały. Chłopak wyglądał zupełnie inaczej…

Przygryzł wargę, zapatrzył się w podłogę i jęknął. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale chyba nie zdawał sobie sprawy, kogo ma niecałe dwa metry od siebie. Przystanęłam na chwilę, która była dosłownie sekundą, jednak dłużyła się niemiłosiernie. Podniósł głowę, a jego oczy napotkały mój wzrok- na krótko, bo chwilę później powolnym krokiem ruszył ku schodom.

Cztery szczegóły, które zapamiętałam: przygarbiona sylwetka czarnowłosego, strach, niepewność i włosy, które z pewnością od ciągłego przeczesywania, były maksymalnie odchylone.

Mulat nie przypominał tego co wczoraj, tego co tydzień temu, tego co miesiąc temu! Właściwie, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Oczywiście nie myślcie, że mam tu na myśli określenie: W gorszym stanie go już nie widziałam. Nie! Przecież widziałam, a przykładem może być choćby sytuacja sprzed około dwóch miesięcy, kiedy po naszej kłótni zszedł na dół, miał podkrążone i przekrwawione oczy, a ubrania na nim wręcz wisiały.

Ale tu nie o to chodziło…

Po prostu był… inny. W oczach mulata dostrzegłam niepewność. W TYCH oczach „Bad boy’a”! Lekki strach, może skruszenie, czy obawę.

Hmmm równie dobrze mogłam to pomylić z kacem, a koloryzowałam jak głupia martwiąc się o niego.
Wyrwana z przemyśleń przekroczyłam próg pokoju, wzięłam torbę i z powrotem poszłam do sypialni Tomlinsona.

Brunet kończył właśnie zakładanie bluzki, zaś Harry spał w najlepsze.

-On zawsze tyle śpi?- zapytałam, wskazując na loczka.

-Nie często zdarza mu się zasypiać o 3 w nocy, więc nie.- powiedział, jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z wartości tych słów.

-A..aha.

Poszłam szybko do łazienki, zmieniłam bieliznę i umyłam zęby. Powróciłam na miejsce i poprosiłam chłopaka o coś do przebrania. Po raz trzeci przekroczyłam próg toalety i szybko zmieniłam ubranie.

-Tak w ogóle to nie mogłaś mnie  wtedy obudzić? Gwarantuję Ci, że łóżko jest o wiele wygodniejsze.-mruknął mijając się ze mną w drzwiach.

-Er.. próbowałam.- bąknęłam.

-To nie wiem co robiłaś, bo zazwyczaj nie mam aż tak mocnego snu.- burknął szukając czegoś w szufladzie pod lustrem.

-Mówiłam do Ciebie, ale nie wykazywałeś żadnych oznak przebudzenia.

-To trzeba było głośniej, albo przynajmniej mocniej walnąć.

-Nie miałam serca.- przyznałam wzdychając na samo wspomnienie niewinnie śpiącego Lou.

Chłopak nie odpowiedział nic, ale uśmiechnął się pod nosem i zaczął nakładać piankę do golenia.

Podciągnęłam rękawy i przeniosłam swój wzrok na Hazzę, który nieświadomie uniósł swoje kąciki ust ku górze i przewrócił się na drugi bok. Owinięty w kołdrę, niczym kokon ponownie przeturlał się na drugą stroną łóżka prawie przy tym nie spadając.


Zachichotałam cicho. Moje ciągłe wpatrywanie się w jeden punkt przerwały otwierające się drzwi. Na progu stanęła Alice. Jak dla mnie wyglądała na trochę nieprzytomną, ale dużej różnicy to nie sprawiało- i tak by paplała jak najęta.

-Jest Harry?- zapytała stanowczym tonem próbując przybrać poważny wyraz twarzy. Gestem ręki wskazałam na łóżko. Brunetka przeniosła swoje spojrzenie we wskazane miejsce. Podeszła do samego roku materaca i założyła ręce na piersiach.

Tommo gwizdnął, czując w powietrzu „napiętą” atmosferę- jednak nie oderwał oczu od lustra.
-Harold.-Moja przyjaciółka zaczęła teatralnie tupać nogą.

Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zauważyłam, że z warg chłopaka wypływa kapka śliny. Al prawdopodobnie spostrzegła to samo, bo kąciki ust dziewczyny również powędrowały ku górze.
Ostatecznie ukucnęła przy ramie łóżka, rozkładając ręce na płaszczyźnie i dotknęła ręką jego ramienia.

-Drogi panie S. O pana romansach rozpisują się setki gazet, powiada się, że mógłby pan mieć każdą, a jak przychodzi co do czego, to pan tchórzy, hmhhh?- pstryknęła go w czubek nosa, podniosła się i ruszyła w stronę drzwi.

Parsknęłam śmiechem, co podobnie zrobiła moja koleżanka tuż przy wyjściu.

-Ojj Harreh, Harreh.- szepnęła wychodząc.

Cokolwiek dokonanego podczas jej przyjścia zaczęło rozbudzać śpiącego. Loczek przeciągnął się i otworzył oczy. Przeszukał wzrokiem pokój i zatrzymał się na mnie. Jego oczy lśniły jasną zielenią. Jednak nie widziałam tych samych płomyczków co zawsze. Może to atmosfera jesiennego poranka tak na niego działała…

Chłopak uśmiechnął się niepewnie, i ze zdezorientowaniem rozpoczął dalsze „poszukiwania”. Wzrok bruneta na chwilę zatrzymał się na łazience, gdzie z otwartymi drzwiami kończył swoje golenie Louis. Milczeli obaj przez parę sekund, po czym Tommo wyszedł z toalety i wolnym krokiem udał się w kierunku drzwi.
Nie wiem… może mi się wydawało, ale jeszcze chwilę temu Tomlinson doszedł do jakiegoś niemego porozumienia ze Stylesem. W każdym razie zapieczętowało to jego wyjściem, a moim bezradnym wpatrywaniem się w miejsce, gdzie stał chłopak.

Loczek odchrząknął. Jednak niewiele zdążył powiedzieć, bo z dołu usłyszeliśmy głośny krzyk.

-CO?!

Pytająco spojrzałam w stronę bruneta. Mówiąc szczerze trochę się przestraszyłam. Ten, kto to krzyknął musiał być naprawdę wkurzony. Aczkolwiek była to taka pora, że czas na myślenie nie był moją mocną stroną.

Loczek wzruszył ramionami.

-A jak myślisz, skąd się wzięło „Daddy”?- mruknął.

T…to Liam? Ten zawsze spokojny i opanowany? Wytrzeszczyłam oczy, zaś Hazz machnął wymijająco ręką.

-Nie przejmuj się, jakbyś tu zamieszkała, to nie byłoby to dla Ciebie nowością.- jego uśmiech poszerzył się, a dawne iskierki powróciły.- Od czasu do czasu tak już jest…

Może i dla niego to codzienność, ale dla mnie to było sporym szokiem. Moje myśli zaczęły krążyć wyłącznie wokół tego krzyku, i kolejnej salwy przekleństw, które słyszałam właśnie w chwili obecnej.

Aby w skrócie wam to opisać: Do kogo, za co i dlaczego? To było moje podstawowe pytania, na które choćbym miała tam zaraz zejść- chciałam znać odpowiedź.

-Na kogo..-zaczęłam.

Wzruszył ramionami.

-Nie wiem. Zależy kogo spotkał, i co tamten zrobił.- mruknął obojętnie.

Bez zastanowienia rzuciłam się w kierunku drzwi. Nie mam pojęcia co w tej chwili mną kierowało. Może sama nie dowierzałam temu, co słyszałam, albo po prostu było mi żal osoby, na którą krzyczał.

-Asia!- rzucił ostrzegawczym tonem zdziwiony loczek.

I to było ostatnie, co  w tamtej chwili usłyszałam. Mimo serca, które wybijało mi nienaturalnie szybki rytm dotarłam do szczytu schodów. Wychyliłam się, lecz z tego punktu niewiele mogłam zobaczyć. Dodatkowo drzwi w pokoju obok przerwały moje dotychczasowe poczytania. Odwróciłam się.

-Rose?

Dziewczyna podeszła do mnie wolnym krokiem, a w  jej oczach malował się strach.

-Nigdy go nie słyszałam tak zdenerwowanego.- szepnęła.

Objęłam ją ramieniem.

-A wiesz w ogóle o co poszło?

Blondynka pokręciła energicznie głową.
-N..nic nie wiem. Dopiero wstałam.- wskazała dłonią na piżamę, której najwyraźniej nie zdążyła zmienić.

Wolno przełknęłam ślinę.

-Harry powiedział, że to nie nowość. Nie martw się.-poprawiłam jej  kłosa.- Do Ciebie na pewno się tak nigdy nie odezwie.

Dziewczyna przygryzła wargę i zapała mnie za rękę.

-Chodź, sprawdzimy.

Obmyślając wszystkie za i przeciw doszłam do wniosku, że Daddy nic nam nie zrobi, a tym bardziej gdy w pobliżu jest Ros. Po drugie zaspokoimy naszą ciekawość, dowiadując się na kogo i za co tak krzyczał.
Z lekkim zawahaniem pokonałam pierwsze stopnie.

-Co Ty sobie k*rwa myślałeś!?

Rose wzdrygnęła się, łapiąc mocniej moją dłoń. Szłyśmy na palcach, starając się nie narobić dużo hałasu.

-…Zdajesz sobie sprawę Zayn?!

Zaraz zaraz…

ZAYN?!

Nie wiem, czy dobrze usłyszałam, aczkolwiek przy takim wrzasku dość trudno cokolwiek źle interpretować.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, poczym obie wyłoniłyśmy się zza ściany. Widok był mniej więcej taki, jakiego się spodziewałam. Mulat stojący naprzeciwko Daddy’ego ze spuszczoną głową. Czarnowłosy wyglądał na naprawdę skruszonego- był wpatrzony w podłogę i nerwowo ściskał ręce.

Choć z reguły nie  jesteśmy w zbyt dobrych kontaktach w tamtej chwili miałam ochotę podbiec i go przytulić. Jego postura zmiękczała automatycznie serce.

-Czy Ty chociaż to przemyślałeś?!- Payne złapał go za ramiona.- A myślałem, że jesteś choć trochę lepszy od niego.- syknął

-Liam..- szepnęła blada już Rose na widok bezbronnego Malika.


Natychmiast obie głowy powędrowały w naszym kierunku.

Wydawało mi się, że przez jedną chwile rysy twarzy Liama łagodnieją na widok dziewczyny, ale znikły tak szybko, jak i się pojawiły.

W salonie panowała cisza, dopóki chłopak o karmelowych oczach nie przełknął głośno śliny.

-Nie  krzycz na niego.- pisnęła bliska płaczu Ros.

-Idźcie na górę.- syknął w odpowiedzi.

Zdziwiona tym tonem wytrzeszczyłam oczy.

-Li, cokolwiek on zrobił nie zasłużył na takie słowa.- stanęłam w obronie Malika. Tak, ja też nie wierzę, że to piszę, ale naprawdę takie właśnie słowa wydobyły się z moich ust.

Hmmm jeśli mam być szczera, to to zdanie padło bardziej w kontekście zlitowania się nad blondynką, ale wyszło, jak wyszło…

-Nie wiesz, co zrobił, a doskonale zas…

-To wytłumacz nam..- powiedziałyśmy równo z dziewczyną.

Payne szybko przeniósł wzrok na swojego kolegę. Tamtemu twarz zbladła, i wypowiedział nieme ”nie”.

-Idźcie na górę!- wrzasnął po raz kolejny Payne.

-Li…- Florencis była bliska płaczu.

-Mówię do was po raz ostatni.- syknął.

Byłam przerażona jego głosem. Po prostu …zero troski.. zero miłości. Zero jakichkolwiek uczuć! To nie był ten sam Liam- bez wątpienia. Nigdy nie sądziłam, nawet nie śniłam, że brunet może przyjąć taką władczą pozę.

A zawsze directioners uważały go za tego najspokojniejszego…

-L..- urwała, bo czyjeś ręce wzięły ją od tyłu. Tylko tyle zdążyłam zarejestrować, bo sama pół sekundy później również wylądowałam w czyimś uścisku. Jedyne co zapamiętałam, to samotna łza na bladym policzku dziewczyny.

Ja jeszcze jakoś wwlokłam się na górę, ale z nia było gorzej. Ciągnięta przez kogoś z tyłu była po prostu jak szmaciana lalka. Na szczycie jakieś silne ramiona oplotły ją sobie- co było o wiele korzystniejsze- i odniosły do pokoju, gdzie znajdowałam się jeszcze tak niedawno.

Dopiero wtedy zaczęłam powracać do rzeczywistości i analizować co właściwie się stało. Zostałam ułożona na krwisto- czerwonym fotelu a gdzieś z dołu napotkałam wzrok znajomej mi twarzy.

Lou?

Jego sylwetka kucała przede mną- całą skuloną na fotelu. Jak zwykle się uśmiechał, ale tym razem do tego doszedł spokojny i uspokajający ton. Dłonie trzymał na moich kolanach i jeździł nimi wolno, robiąc okrężne ruchy. Co jak co, ale ton Tomlinsona w takich sytuacjach wybijał się ponad wszystkie inne. Lekko wyróżniający się swoją barwą, a jednocześnie taki delikatny. Przebywając z nim na co dzień nie dostrzegałam jego „inności” wobec innych. Może i jej nie było. A dopiero w przypadkach człowiek zaczyna zauważać takie detale.

Obraz powoli zaczął mi się wyostrzać. Kojący głos Louis’a tak na mnie działał. Zaczęłam coraz większą wagę przykuwać jego słowom. Że już jest wszystko dobrze, zaraz minie, tylko muszę się otrząsnąć z szoku.
Zamrugałam i spojrzałam w stronę fotela, na którym kuliła się Rose parę metrów ode mnie. Przy niej schylał się Harry, próbując przekazać cokolwiek. Z lekkim westchnięciem uniósł blondynkę, usiadł, następnie sadzając ją na sobie. Wyglądało to dosyć słodko, zważywszy na 1.90m chłopaka, i skulona posturę dziewczyny. Cały czas szeptała coś pod nosem, a w oczach miała łzy.

-…Słuchasz?

Zdezorientowanym wzrokiem spojrzałam na bruneta, który westchnął.

-Następnym razem po prostu nie schodź, dobrze?- mówił wolno.

-Ale dlaczego on się tak zachował?- wyszeptałam.

-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- chytry uśmieszek pojawił się na jego twarzy. – więcej tego nie zrobisz, obiecujesz?

Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową.

-A Liam tak zareagował, bo był pod wpływem emocji. Nie dziw mu się. Na pewno potem zda sobie sprawę z tego, co zrobił. Ale postaw się czasem w jego sytuacji.

-To co było powodem, dla którego stracił cierpliwość?

Tommo wstał i otrzepał spodnie.

-Nie wiem, pójdę i się dowiem. A Ty się nigdzie nie ruszaj, dobrze?

Przytaknęłam, odprowadzając sylwetkę chłopaka do samych drzwi.

Na samym progu minął się z Alice i Niallem. Ta pierwsza raczej wpadła do pokoju jak burza. Ten drugi nieco skołowany, odnalazł mój wzrok i ruszył w moim kierunku.

Brunetka zaczęła nerwowo pytać pozostałą dwójkę co się stało.

-Zeszłyście tam?- Niall nerwowo ścisnął dłonie.

-Tak. –szepnęłam cicho.- A Ty wiesz o co poszło?

Blondyn stracił ze mną kontakt wzrokowy i tępo wpatrywał się w ścianę.

-Nie.- odrzekł.

Westchnęłam.

Wiedziałam, że Irlandczyk kłamie. Jego twarz doskonale zdradziła stan obecny. Stwierdziłam jednak, że dalej wypytywać nie będę; pierwszy raz mi nie powiedział, to za kolejnymi nie ma szans.

I on był moim przyjacielem?


Chyba, że sprawa była na tyle ważna, że zdradzenie mi jej nie wchodziło w grę.

2 tygodnie później…
Pewnie czytając powyższy nagłówek stwierdzicie „Oho, spotkanie Niall’a z Asią, już się odbyło. Irlandczyk wie już, że ona myślała, że się w niej kochał” Teraz nie mają przed sobą żadnych tajemnic.”

To może od razu sprostuję:

Nic się nie odbyło, on o niczym nie wie, liczba nierozwiązanych zagadek wzrosła.

Świetnie, co nie?

Dziwicie się pewnie dlaczego.... Otóż już wszystkim wyjaśniam.

A zaczęło się od Niedzieli, tak- tej samej niedzieli, której byłam u chłopaków. Przy śniadaniu panowała dość dziwna atmosfera. Zayn w ogóle nie przyszedł- Alice nie wytrzymała i pobiegła do jego pokoju. Gdy wyszła, miała kamienną twarz. Ahh miłe to uczucie, kiedy już wszyscy wokół wiedzą co się dzieje, a Ty nie, prawda? Teraz było dokładnie tak samo. Moja koleżanka spojrzała na mnie niepewnie, ale nie powiedziała nic. Niall zajadał chyba szóstą kanapkę, ukradkiem przypatrując się brunetce. Liam błagał Rose o wybaczenie. Louis przyglądał się Lose, aż wreszcie podszedł do nich i zaczął przekonywać do czegoś blondynkę. Hazz przyglądał się mnie, a ja Suzette próbując choć na chwilę złapać z nią kontakt wzrokowy.

Gdy wychodziłyśmy pożegnałam się z wszystkimi.. no nie licząc Malika. Przytuliłam Nialla, poklepałam Liama, Louis sam mnie przytulił; zresztą Hazz zrobił to samo.

I to był ostatni raz, kiedy blondyn się normalnie zachowywał. Tak, dobrze czytacie. Teraz role się odwróciły, a wyjaśnię to na sytuacji, kiedy przyszłam późnym wieczorem po portfel.

Retrospekcja:
Jeszcze nim przekroczyłam próg domu, usłyszałam znajome „wejdź”. No cóż..moja wizyta nie była niespodzianką, skoro przekroczenie ich posiadłości od razu zostało zanotowane prze ochroniarzy i odesłane chłopakom.

Nieśmiało otworzyłam drzwi i zobaczyłam idącego w moją stronę Daddy’ego.
-Cześć.- uśmiechnął się.

Powtórzyłam to samo. Sytuacja zaczęła się robić nieco krępująca, gdy brunet podszedł do mnie nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Odchrząknęłam nerwowo.

-Jak tam z Rose?

-Już lepiej.- odparł, jednak na twarzy widziałam zupełnie co innego.- A! I proszę- Twój portfel.- powiedział wysuwając łososiowy przedmiot z kieszeni.

-Em… Dziękuję. Um.. czy jest jeszcze Niall? Chciałabym z nim uzgodnić szczegóły spotkania.
Li podrapał się po karku.

-Er.. jasne. Znaczy wspominał coś o spotkaniu… zresztą zaraz go zawołam.- uśmiechnął się przebiegle i zniknął za ścianą

Czekałam przypatrując się fotografiom porozrzucanym na beżowych odcieniach. W myślach uspakajałam się, że zaraz przyjdzie blondynek i cała niezręczna sytuacja minie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda…?

Jeszcze wtedy tam stojąc, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo się mylę

Ze schodów zeszła dobrze znana mi osoba.

-Niall!- rzuciłam się w jego kierunku. Przytuliłam się, czekając, aż zamknie mnie w szczelnym uścisku, jak to było w zwyczaju chłopaka.

Otoczyło mnie ciepło i znajoma aura. Te perfumy co zawsze. Te ramiona… co zawsze?

Nie.

Teraz było inaczej. Dotykał mnie, jak najdelikatniej mógł. Oczywiście to również było w jego stylu, ale nie w takich sytuacjach. Tym razem górowała niepewność. Nie czułam już tego oddechu na moich włosach. Głowa blondyna była uniesiona wysoko. Nie patrzył na mnie- tylko na Liama, który przyglądał się nam z pewnej odległości.

-Hej.. Asiu.- widziałam, jak jabłko idzie lekko pod górę, poczym opada.

Mój uśmiech z każdą sekundą zaczął znikać.

Ale nie, może po prostu Horan nie czuje się najlepiej. Ma gorączkę i nie chce mnie zarazi; albo ma zły dzień?

-To spotkanie za tydzień aktualne? Wiesz.. w jakiej sprawie.- teraz to i ja byłam niepewna.
Oddech Nialla stał się nieco głębszy i szybszy.

-M…możemy to przesunąć? Na przykład za 2 tygodnie?

-Możemy.- bąknęła odsuwając się i nieco rozczarowana ruszyłam w stronę drzwi.

Dziwne, prawda? Miałam nadzieję, że to „jednorazowy” przypadek, ale sms-y, na które mi odpisywał utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak nie jest. Nawet chciałam zadzwonić do Liama i zapytać, o co chodzi, ale u niego zauważyłam to samo. Może w mniejszej skali, ale jednak…

Jeszcze by przekazał blondynowi, że dzwoniłam, pytając się, co się dzieje? Nie, już wolałam nie ryzykować.
Powracając do chwili obecnej; właśnie siedziałam na łóżku słysząc w słuchawce już piąty sygnał.

-Asia?

-Odebrałeś.- odetchnęłam z ulgą.- możemy się spotkać? Chcę mieć to z głowy. Poza tym… długo się nie widzieliśmy, a jesteśmy przyjaciółmi …prawda?- zagryzłam wargę.

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

-Niall?

-T..tak? Aaaa, jasne, przyjaciółmi. Hmmm, spotkanie nie jest za dobrym pomysłem. Jutro mam wywiad, Ty szkołę, a na dworze jest zimno. Wiesz.. wolę nie wychodzić.

-Skoro tak, to zaraz będę u Ciebie w domu. Do zobaczenia!

15 minut później…

Cierpliwie czekałam, aż ktoś otworzy mi drzwi. W oknach paliły się światła, więc nie mieliby w tej chwili żadnej wymówki Dźwięk przekręcanego zamka zaczął przedłużać się w nieskończoność.

-O, cześć Asiu.- powiedział Louis wpuszczając mnie do środka.

-Hej Lou.- uśmiechnęłam się.

Zdjęłam buty oraz bluzę, i udałam się w stronę salonu z nadzieją, że zastanę tam blondynka.

-Na górze.- usłyszałam głos bruneta.

Aha, czyli już wszyscy wiedzą, w jakim celu tu przyszłam?

Ruszyłam w wyznaczone miejsce. Wzięłam jeden głęboki oddech i uchyliłam drzwi. Na pierwszy rzut oka sypialnia okazała się być pusta, dopiero po dłuższej chwili dostrzegłam… Malika i Horana. Ten pierwszy miał smutny wyraz twarzy- drugi bardziej zagubiony. Obaj tępo wpatrywali się w lampkę nocną.
Starając się pominąć fakt, że mulat również tutaj przebywa, odchrząknęłam. Nie byli zdziwieni moją obecnością. A myślałam, że to ja ich zaskoczę…

Zayn podniósł się z dywanu i po prostu ruszył w stronę drzwi. Pozostała po nim tylko dobrze mi znana woń perfum. Użył tych samych, co kiedyś…

-Niall.- szepnęłam.


Blondyn wzdrygnął się, jakby wzbudzony z jakiegoś transu. Wolno obrócił głowę w moim kierunku. Niepewnie zagryzł wargę i powolnie wstał. Miał na sobie dużą szarą bluzę- tą którą tak uwielbiałam.

-Cześć Asiu.- zaczął podchodzić.

Gdy był już blisko stracił kontakt wzrokowy.

-Przepraszam.- wyjąkał.

-Za co Ty mnie przepraszasz?- To jednak moje słowa miały być dla niego szokiem tego wieczora, nie jego.

-Za… - zakrył twarz dłońmi.- Ja Ci to wszystko mówiłem, i nie byłem świadom…- jęknął.

-Niall…- nie bardzo wiedziałam czego dotyczyły te słowa, więc zaczęłam własny monolog.- Um.. to może zacznijmy temat, dlaczego poprosiłam o to spotkanie. W sumie Ty poprosiłeś, ale potem role się odwróciły.. zresztą nieważne.- odchrząknęłam.- Nialler to może głupie, ale wtedy, co zakochałeś się w Alice…- przełknęłam ślinę.

Błękitne tęczówki chłopaka spoczęły na mojej osobie. Miał w oczach ból. Powoli zaczął się przybliżać.

-To?

-To..m..myślałyśmy, że zakochałeś się we mnie.- wyjąkałam.

Jego twarz była coraz bliżej.


-A chciałabyś, żebym był zakochany w Tobie?