Muzyka

06 grudnia 2014

~Rozdział 53~

"-…Nie jestem pewien, co widziałem. W każdym razie nie sądzisz, że nie daję jej wyraźnych znaków? [...]
-Mniejsza o to… Uh… to nie ma sensu. R...role się zamieniły- rozumiesz? [...]
Weź ją jeszcze dzisiaj w jakieś mniej zatłoczone miejsce i powiedz prawdę.
-Zranię ją.
-Ja też
Pośród ciszy rozległo się ledwie słyszalne westchnięcie.
-Dobrze zrobię to, ale pod warunkiem, że Ty też.
-A co Ci tak na tym zależy?
-Bo Tobie zależy na niej.
-Dobrze- póki co Twoja kolej.- Głośne wypuszczanie powietrza.- Ja powiem w swoim czasie… to i tak za dużo jak na jeden raz.- Dodał ciszej.
-Żeby tylko te dwie rzeczy…- Przytaknął drugi.- Okej, chodź na dół, pomożesz mi ją znaleźć. Jasny sweterek i ciemne legginsy powinny łatwo rzucić się w oczy. [...]
-Chciałem Ci powiedzieć, że jeszcze nie raz będziesz rozczarowana- być może i rozdarta. Staniesz przed wyborem. Swoją decyzją możesz wiele zmienić. Będę starał się Cię wspierać najlepiej jak mogę, choć to ostateczny wynik należy do Ciebie. Musisz zdać sobie sprawę, że będzie jeszcze lepiej i jeszcze gorzej jednocześnie. Wiem, że na razie niczego nie rozumiesz, ale proszę… pomyśl nad tym. [...]
-… Dzięki? P..pomyślę.- Przytaknęłam, niepewnie się rozglądając. Mój wzrok zatrzymał się na dobrze mi znanym chłopaku stojącym zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od kanapy. [...]
-Chodź skarbie.
Skarbie…
[...]
Po prostu pozwól mi to powiedzieć teraz.
 Przyciągnął mnie do swojego ciała. Znajome ciepło ogarnęło każdy kawałek od momentu zetknięcia. Z pewnością wiedział jak bardzo się stresuję, czując bijące przy piersi serce. Jeszcze tylko brakowało tu Alice, z wielkim transparentem głoszącym „A NIE MÓWIŁAM?!”
-Spójrz na mnie.
Nie.
-Asiu, spokojnie.- Odgarnął  moje nachodzące włosy na czoło. Byłam do niego wręcz przyklejona, co stanowiło jednocześnie zagrożenie ze względu na dystans, jaki nas dzielił.. a w sumie to go nie było, jak i bezpieczeństwo, bo teraz nie mógł mnie pocałować.
-Proszę.- Musnął wargami czubek mojej głowy, wtulonej pomiędzy obojczyk a szyję.
Byłam pewna, że jeszcze chwila i się rozpłaczę. Ilość emocji, które tłumiłam była nieprawdopodobna. Wiedziałam, że prędzej czy później wreszcie wybuchnę, ale wolałam tą wersję ‘później’.
-Sądzisz, że kiedy mówiłem, że Cię kocham, to samo pow…
-Niall.- Za późno było na jakiekolwiek ukrywanie łez, które w tej chwili spływały tworząc czarną ścieżkę.
-Po prostu… kocham Cię, ale myślę, że nie zdawałaś sobie sprawy…
-A teraz specjalna dedykacja!- Zabrzmiało z głośników, gdy tylko popłynęły ostatnie nuty piosenki. Byłam na tyle nieświadoma i słaba, że ledwo co kontaktowałam ze światem. Pamiętam tylko zagryzione wargi Niall’a, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu- i to chyba zdziwiło mnie najbardziej.
-Dla dziewczyny, która zjawiła się tu niecałe sześć miesięcy temu,  stając się światem dla osoby, która właśnie zadedykowała „Kiss me”- Eda Sheeran’a- Tak Asiu, to dla Ciebie!
[...]
Ugięty materac starał się przywołać mnie do rzeczywistości, ale wiedziałam, że to  złudzenie musi być wynikiem braku snu.
Uczucie zdawało się jeszcze bardziej przyjemniejsze, kiedy ciepło otuliło  policzek, zmierzając powoli w dół. Palce, które zgięły się tworząc piąstkę były teraz delikatnie prostowane. Po chwili na dłoni poczułam dziwnie znajomy przedmiot. To wszystko wydawało się tak realne, a jednocześnie piękne i niemożliwe. Nowe uczucie - nowy dotyk, ale niby dobrze znany. Moja wyobraźnia naprawdę dziś nie próżnowała...
Odgłos cichego pomruku był pierwszym, który usłyszałam. To było niemal jak melodia. Do tego jeszcze ciepły oddech, utkany fantazją o jakiej tylko można marzyć. Westchnęłam cichutko, nie chcąc aby cokolwiek z tego pięknego snu się skończyło. Oczy miałam zaklejone, usta lekko otwarte, a dłonie mocno ściśnięte w piąstki.
W jednej sekundzie ciepło zamieniło się na spierzchnięte i pełne usta  przyciśnięte do moich warg."
_______________________________
Ten rozdział chciałabym specjalnie zadedykować pewnej czytelniczce, która kilka dni temu obchodziła urodziny. Aniołku życzę Ci wszystkiego co najlepsze, wszystkich pięciu mężów, a już w szczególności Twojego głodomorka, którego starałam się tutaj wpleść jak tylko mogłam :) Tak Nasie, to dla Ciebie♥
_______________________________

-Sądzisz, że on gdzieś tu jest?- Zapytał, wpatrując się w płynące po niebie chmury.
Westchnęłam cicho, spoglądając na chłopaka. Jasne promienie księżyca oświetlały jego twarz dodając mu niesamowitego uroku. Lekko otwarte, suche usta i szmaragdowe oczy dopełniały cały krajobraz wigilijnego wieczoru. On tu pasował… Choć nie był zimny- wręcz przeciwnie. A już na pewno pokazał to parę minut temu uważnie przysłuchując się mojej historii.
Harry był ciepły.
Nie wiem, jak media potrafiły go opisywać w taki sposób. Jego natura była zbyt delikatna i zbyt… idealna. Może to osoby, z którymi się spotykał były niewłaściwe. W każdym razie nie ten chłopak, koło którego teraz siedziałam.
-Nie wiem Hazz.- Szepnęłam, podążając wzrokiem za spojrzeniem bruneta. – Wiele razy o tym myślałam…- Dwa zielona punkciki spoczęły na mojej osobie.-… Ale Nidy nie umiałam tego określić. Może za bardzo skupiałam się na jego śmierci, żeby myśleć o tym, czy mnie jeszcze pamięta. A kiedy już skupiałam się na sobie to nie mogłam na niczym innym.
Przytaknął uważnie mnie ilustrując. Wysłuchał całej historii o tacie. Nie mówił jak bardzo mi współczuje. Trudno było mi odczytać, co właściwie przez mowę ciała chciał powiedzieć. Był zaskoczony? Czy może nie wiedział co powiedzieć, przez ból, którego nie mógł odczuć i zdawał sobie z tego sprawę. Spodziewał się tego, czy nie? Być może słyszał to już od Tomlinsona, ale usłyszenie tego z moich ust było dla niego nierealne.
Jego palce przeplatały się, mocno ściśnięte na kolanach chłopaka. On sam nie odzywał się ani słowem, co równie mogło być dla nas rozmową. Spojrzał w dół, na swoje dłonie. Przymknął oczy i wypuścił mały obłoczek pary.
Przeniosłam wzrok na oświetlony białymi lampeczkami ogród. Wyglądał cudownie. Już sam widok wprowadzał to miejsce w magiczny nastrój świąteczny. Co prawda nigdzie nie było ani centymetra śniegu, co dla mnie było dość dziwne, ale to były urokui mieszkania w innym kraju.
-To on Cię nauczył tej miłości do jazdy konnej?
Uśmiechnęłam się.
-Tego się nie da nauczyć. Z pasją trzeba się urodzić. A od człowieka zależy czy ją odkryje i będzie kontynuował.- Odparłam.
Przytaknął, zagryzając dolną wargę.
-A Ty to przerwałaś?- Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.-No już nie jeździsz.
Pokręciłam głową.
-Nie. Jakoś nie umiem do tego wrócić. Za dużo wspomnień. Nie jestem jedną z tych osób, które potrafią się tak po prostu podnieść i iść dalej.
-Nikt tak nie potrafi. Po prostu nie każdy pokazuje.- Odparł.-Wiesz… chciałbym Cię  zobaczyć na koniu.
Nie odpowiedziałam. Przeniosłam tylko swój wzrok gdzieś na dalsze zakątki ogrodu. Patrzyłam na lekko zaszronioną trawę, na której małe kropelki lśniły niczym diamenciki. Napawałam się ciszą, którą można było usłyszeć tylko podczas tej pory roku.
-Zabiorę Cię kiedyś do stadniny.- Przerwał milczenie.
Odwróciłam się.
-Naprawdę byś to zrobił?- Uśmiechnęłam się pod nosem.
Przez to, co usłyszałam jakoś miło mi się zrobiło na sercu. Ten dzień mogę zaliczyć do naprawdę udanych, a jeśli mam być szczera- nie ma ich zbyt wiele w roku. Ostatni tydzień dał mi wiele do myślenia, a wydarzenia w nim zawarte pozostały pod znakiem zapytania.
Bransoletka, z którą rano się obudziłam wylądowała z nieznajomych przyczyn w mojej dłoni. Melodia dobrze mi znanej piosenki Eda wciąż krążyła  mojej głowie pozostawiając multum tajemniczych, nie do końca mających sens myśli. Unikanie Niall’a jak ognia było priorytetem, którego starałam się trzymać… aż do dziś. Wspólne ozdabianie pierniczków- a jego wypadku to raczej ich konsumowanie- odbywało się w niezręcznej ciszy, spowodowanej oczywiście przez nikogo innego jak mnie. Przechodziłam pomiędzy pokojami, bacznie obserwowana przez Liama. Nie miałam pojęcia, czym sobie zasłużyłam na ten wzrok. To nie tak, że był karcący czy wrogi, po prostu… był. Jego rozgryzienie stanowiło dla mnie dość spory problem zważywszy na  chłopaka jakim był. Payne zawsze krył się ze swoimi wypowiedziami, nigdy nie mówiąc ich bezpośrednio. W jakiś sposób byliśmy podobni, ale to za mało, żebym potrafiła do niego dotrzeć.
-Dziękuję, że mi powiedziałaś.- Przerwał moje przemyślenia.- Zapewne dużo Cię to kosztowało… Po prostu… zaufałaś mi .- Pokręcił głową.
Między nami znów zapanowała cisza. Była to swego rodzaju przyjemna cisza. Gdzieś głęboko ja również czułam dumę, że się przemogłam. Ogólnie ten wieczór mogę nazwać niezwykle udanym- od 13 lat w wigilię na moich ustach pojawił się prawdziwy uśmiech. Od 13 lat na ustach mojej mamy pojawił się uśmiech. Całą zasługę można przypisać chłopakom, którzy zaproponowali nam wspólne spędzenie tego wieczoru. Brakowało mi dwóch niezwykle ważnych członków rodziny, którzy w tak ważnym dniu wreszcie zostali zastąpieni o wiele większą grupą. Cóż… może ‘zastąpieni’ nie byłoby najlepszym sformułowaniem, aczkolwiek… po prostu dodani do grona osób, którzy mimo braku więzów krwi stali się moją rodziną.
Mało tego- z chęcią przystali na wprowadzenie polskich obyczajów. Jako, że u nas bardziej świętuje się 24 grudnia, a u nich zwraca się uwagę na dzień następny to zrobiliśmy mały podział. Dzisiaj ja i moja mama miałyśmy niemałe pole do popisu. Niall’a zafascynowała tradycja 12 dań, której co prawda nigdy nie przestrzegałyśmy z jakąś dokładnością, lecz od czasu do czasu się zdarzało. Harry z ciekawością wypatrywał pierwszej gwiazdki, w wyniku czego siedzieliśmy teraz na twardych schodkach. Louis.. jak to Louis- kupił 83 jemioły (tak, dobrze czytacie) rozwieszając je na sznurku przez całą długość salonu plus nad wszystkimi lampkami i pod drzwiami. To akurat, jak dowiedziałam się od jego mamy robił co roku i była to jedyna rzecz, jaką przygotowywał z zapałem na święta. Skoro już o Tomlinsonie mowa, to nie obędzie się bez małej niespodzianki w postaci tortu na wigilijnym stole.
-Er… Kiedy byliśmy w Australii…to..um zastanawiałam się co Ci kupić.- Podniosłam wzrok na chłopaka.- Stwierdziłem, że skóra z krokodyla czy kangura nie jest w Twoim stylu…- Przeczesał dłonią zmierzwione już włosy.- Stawiałem na coś, co idealnie trafi w Twój gust, albo co mi będzie Ciebie cholernie przypominało.- Odchrząknął.- Każdy sklep był zawalony bumerangami, deskami do surfowania, didgeridoo* albo malowidłami australijskich aborygenów. –Przytaknęłam, nie mając kompletnie pojęcia co znaczy połowa z tych słów.- To na pewno nie było to, co chciałabyś dostać…um..- Sięgnął ręką do kieszeni.-Ostatniego dnia trafiliśmy do.. w sumie to trudno to nazwać trafieniem… zgubiliśmy się.- Na te słowa moje kąciki ust uniosły się ku górze.- W każdym razie …er…  trafiliśmy do idealnego miejsca, znaczy, dla mnie idealnego.- Poprawił się.- Ten człowiek wyrabiał własnoręcznie większość przedmiotów… to po prostu miało swój urok, zwłaszcza kiedy dostrzegłem tam.- Otworzył moją dłoń i podał dwie rzeczy zawinięte w ciemnobrązowy papierek. – Coś, co przypomniało mi o Tobie.- Dokończył, przygryzając wargę.
Siedziałam, przez parę sekund usilnie próbując przypomnieć sobie co właśnie powiedział chłopak. Nie wydobyłam z siebie żadnego słowa. Ba! Nie poruszyłam się nawet o milimetr. Dwie małe paczuszki ciążyły w mojej ręce, pragnąc przypomnieć o swoim istnieniu. Jednak dopiero dwa szmaragdowe punkciki przywróciły mnie do rzeczywistości. Brunet spoglądał na mnie z delikatną niepewnością, ale i uśmiechem.
-Ojej…- Wydobyłam z siebie.
Przeniosłam wzrok na niewielkich rozmiarów podarunek.
-To… ja naprawdę… dziękuję.- Wykrztusiłam,  delikatnie biorąc podarunek w dwa palce. – Mogę to odpakować?- Zapytałam, nim zdałam sobie sprawę z tak bezsensownego pytania.
Chłopak wzruszył ramionami.
-Jak chcesz.
Obróciłam dłoń, oglądając przedmiot z każdej strony. Cokolwiek tam nie było, już sprawiło uśmiech na mojej twarzy. Sam gest Harry’ego w połączeniu z uroczym jąkaniem chłopaka mógłby być dla mnie prezentem dnia.
-No…- Szturchnął mnie łokciem.- No ale otwórz.- Na dziecięcy ton loczka parsknęłam śmiechem.
-Przed chwilą powiedziałeś…- Widząc te wielkie, zielone oczy nie mogłam mu odmówić. Pokręciłam głowę z rezygnacją..- Nieważne.- Wymamrotałam, rozdzierając papier.
W świetle księżyca zobaczyłam niewielkich rozmiarów metalowy przedmiot, rzemyk, oraz drugi przedmiot, nieco większy, ale bardziej lekki. Ostrożnie wzięłam pierwszą rzecz w obie ręce.
-Sprzedawca uznał, że to po prostu na szczęście. Jednak myślę, że dla Ciebie ma to większe znaczenie.- Odparł.
Spoglądając na małą, promieniejącą podkówkę widziałam przed sobą ukochane miejsce, które przypominało mi o dzieciństwie- stajnię. Wiem, że to tylko prosty budynek- nic specjalnego. Jednak Harry dostrzegł to, jak wiele miało to znaczenia. Nie rozumiał mojej pasji, a mimo to starał się jak najbardziej ją przywrócić. Nie pozwolił, abym zapomniała… To również łączyło się z drugim przedmiotem, którym okazała się być figurka konika. Staranność, a jednocześnie prostota posążku wskazywała na ręczną robotę, jak mówił chłopak. Sporą uwagę przykuwały oczy, których błękit pobłyskiwał mimo ciemnego wieczoru.
-Są zrobione z opalu.-Odpowiedział na niezadane pytanie. – kamienia szlachetnego Australii.
Nawet nie potrafię powiedzieć co z tej chwili czułam. Sama nie wiem… ale to było tak cholernie urocze z jego strony. W tej chwili potrafiłam tylko patrzeć na starannie zdobioną podkówkę z szeroko otwartymi oczami. Wydawało mi się, że jest na niej coś wygrawerowane bądź wyryte, ale ze względu na panujący półmrok trudno było cokolwiek dostrzec.
Tak bardzo chciał, żeby to wszystko powróciło. Chciał po raz pierwszy ujrzeć prawdziwy uśmiech na mojej twarzy…
Podniosłam do góry małą figurę, która zabłyszczała w świetle księżyca.
-Tak właściwie to dlaczego dajesz mi to teraz?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Miałem ci to dać już wcześniej, ale jakoś… nie było okazji. –Delikatna chrypka dodała mu uroczej niepewności i lęku. Jednocześnie działała jak magnez, któremu wiedziałam, że lada moment ulegnę.
-To jest…- Obejrzałam trzymany w dłoni prezent- To jest cudowne, Hazz!- Wydusiłam, otaczając ramionami delikatną szyję chłopaka. Mimo, że było ciemno wiedziałam, że loczek się uśmiecha. Odchyliłam się tylko na chwilę, aby potwierdzić to, o czym myślałam. Poczułam dwa mocne barki zamyknęły nas w uścisku. Gdzieś we włosach czułam równomierne oddechy zielonookiego. Jego wychodzące z czapki loczki załaskotały moje skronie. Jakoż, że ta poza nie była zbyt wygodna, chłopak przełożył nogi tak, aby znalazła się pomiędzy nimi. Zamknęłam powieki, zaciskając w dłoni małe przedmioty.
Ta chwila nie była niezwykle magiczna. Siedzieliśmy na zimnym podłożu, przy temperaturze zbliżonej do zera. Wokół nas nie było nic specjalnego. Nie było też ludzi, których chciałabym, żeby się pojawili. Nie było słów.
A jednak ta chwila miała w sobie coś, przez co nie zamieniłabym jej na żadną inną. Stała się powrotem do przeszłości, ale nie tej złej. Do tej, którą ledwo co pamiętam- tej szczęśliwej.
Pół godziny później…
-W galaretce?
-Nie takiej smakowej- zaśmiałam się.
-To może być nie smakowa galaretka?
-Ja… nieważne.- Z rezygnacją odłożyłam półmisek.
-W tej Polandii to naprawdę macie…
-W Polsce.- Poprawiłam go, nie licząc nawet który raz podczas tego wieczoru pomylił lub zamienił nas z Holandią.
-Mniejsza o to… okej- zaryzykuję, podaj mi tą rybę.
Ponownie sięgnęłam po wymienione danie. Blondyn nałożył sobie podwójną porcję. Nasza tradycja dwunastu dań idealnie przypadła do gustu z tego co zdążyłam zauważyć…
-A te pierogi to z czym są?
-Niall nie będziemy Ci przynosić trzeciego talerza.- Westchnęłam.- Na razie zjedz to, co sobie nałożyłeś.
Nawet nie czytając w myślach, mogę się domyślić skąd to zdziwienie związane z naszą wspólną relacją. Echh…. Sama siebie zaskoczyłam tego wieczoru. Jednak pierwszym powodem była moja mama, która pierwszy raz odwiedziła ‘rezydencję’ chłopaków. To miło, że od kilkunastu lat mogłyśmy usiąść z gronie większym niż pięć osób przy stole. Do tego dołączyła pani Tomlinson oraz Payne- na to wpadł Liam, aby każdy miał swoich rówieśników do rozmowy przy stole. Dla mojej rodzicielki było wielką przyjemnością przygotować wszystko co z kuchni polskiej na brytyjski stół. Ustaliliśmy, że 24 grudnia obchodzimy święta według naszej tradycji, zaś 25 według tradycji angielskiej. Nie było w tym nic niesprawiedliwego, gdyż u nas wigilia ma bardziej uroczysty nastrój, u nich, dzień następny.
No tak… mówiłam o mojej mamie. Otóż nie wypadało mi przy niej unikać Niall’a, już pomijając fakt, że chyba został jej oficjalnym ulubieńcem i to jego z całej piątki znała najlepiej. Mówiąc ‘znała’ mam tu na myśli chociaż sam już sam fakt, że pamiętała jego imię, co o pozostałej czwórce nie było można powiedzieć. Uznałam, że to co zaszło na urodzinach Louisa wyjaśnimy sobie później… no dobrze- on wyjaśni później- ja tej sprawy nie poruszę.
Drugim argumentem był Liam, który jak już wcześniej wspomniałam bacznie mnie obserwował. Nie mam pojęcia, czy dotyczyło to blondyna, ale wolałam nie psuć tego święta jakąkolwiek kłótnią czy choćby milczeniem. Przy składaniu życzeń powiedział mi również parę słów, których jak zwykle nie za bardzo wiedziałam jak odebrać. Nie mówiły o nikim konkretnym, ani niczego nie narzucały, ale widać, że usilnie próbował mi coś zasugerować, jednocześnie podkreślając, że cała decyzja zależy ode mnie. Na szczęście dodał też wyrazy otuchy i powiedział, że będzie mnie wpierał pomimo wszelkiego wyboru, ale sam nie zaprzeczy, że będzie łatwo.
-Idę po tort, potrzymaj ją.- Mina mocno zdziwionego i przerażonego Niall’a skupiła moje zainteresowanie. Irlandczyk przez parę sekund ściskał w obu rękach przekazaną przez Harry’ego Doris. To maleństwo jako siostra Tomlinsona było oczkiem w głowie Stylesa od kiedy tylko zawitała w holu.
-Nie umiem trzymać dziecka.- Wyszeptał sam do siebie, trzymając z prostymi rękoma małą.
-Nie umiem trzymać dziecka.- Pisnął, tym razem głośniej.
Niebieskooka poruszyła się, zgodnie skomląc.
-Matko weź to ode mnie.- Jestem pewna, że w ciągu całej swojej kariery chłopak nie wydobył z siebie tak wysokiego dźwięku jak teraz.
-Jakie ‘to’? To jest śliczne maleństwo, prawda kochanie?- Uśmiechnęłam się do niej, co zignorowała, wyraźnie wpatrując się w twarz niebieskookiego.- Ja tu niewiele zdziałam, bo powiem Ci, że jedyny raz kiedy trzymała kilku miesięczne dziecko nastąp… NIALL TRZYMAJ JEJ GŁÓWKĘ! -Teraz to mój głos wzniósł się ponad inne.
Blondyn w ataku paniki zaczął machać dłońmi na prawo i lewo, ledwo co nie wypuszczając niemowlęcia.
-O mój Boże Horan!- Złapałam się za serce.
Jestem pewna, że jego bicie było słuchać  co najmniej przy drugim końcu stołu. Jedynym co mnie ratowało, to tort, który właśnie został wniesiony przez Harry’ego.
-Mówiłem, że nie umi..
-Może ja ją wezmę.- Zgłosił się Zayn, który w białej koszuli uwydatniającej widoczne przez nią tatuaże pobił dziś samego siebie.
Nie, wcale nie wyglądał perfekcyjnie.
Blondyn, prawie nie zwalając talerzy przełożył dziewczynkę i podał ją uśmiechniętemu mulatowi. Mała od razu zajęła się szelkami chłopaka, który przycisnął ją do piersi, całując przy tym w skroń.
-Przecież ona jest jak Sophie, tylko w młodszej wersji.-Zwróciłam się z oburzeniem do niebieskookiego.
-Ale tamtej nie trzeba trzymać za palec, ręce, nogi…
-Wspomniałam tylko o główce.- Przewróciłam oczami.
-Przecież to jedno i to samo.- Mruknął pod nosem.
Godzinę później…
-Jeszcze raz…
-Jeśli kolejny raz w ciągu tej minuty musisz powiedzieć jak bardzo dziękujesz, to możesz się powstrzymać.- Przerwał.
Uśmiechnęłam się lekko  na te słowa.
-Sorry…- Przygryzłam wargę.- Um… ale naprawdę…
-Asia!- Przełożył umięśnione ramię przez szyję, zatykając moje usta.
O mały włos się nie potknęłam. Chciałam jeszcze coś dodać, ale uniemożliwiła mi to jego dłoń.
-Dla Joannay!- Dwa dziecięce głosy sprowadziły naszą dwójkę do porządku. Z początku nie zorientowałam się, że dziewczynki miały na myśli właśnie mnie. Nie przyzwyczaiłam się, do wymawiania mojego imienia przy chłopakach po angielsku.
-Słuch… Achhh dla mnie? Dziękuję! – Schyliłam się, odbierając miękką, zawiniętą w złoto- czerwony papier paczuszkę. Chciałam odstawić ją na fotel, ale niebieskie, dziecięce oczy popatrzyły na mnie błagalnie.
-Nooo.- Zapiszczała jedna, a ja z niepokojem zauważyłam, że już skądś znam ten pisk. Liam stał obok i z uśmiechem założył mi dłoń na ramieniu.
Odwinęłam cieniutką wstążkę, a moim oczom ukazał się ciemno bordowy materiał. Zmarszczyłam brwi.
Starając się nie rozerwać reszty, rozwiązałam do końca czerwoną kokardkę. Na rogu dostrzegłam złoty napis „Tomlinson”. Moje kąciki ust powędrowały ku górze, zaś oczy poszukiwały niebieskookiego chłopaka.
Wyjęłam z paczuszki- jak się okazało- gruby wełniany sweter, gdzie po środku widniała duża literka ‘A’.
-Mama Louisa szyje nam to co kilka lat.- Usłyszałam cichy szept z boku.- Całej rodzinie, do której włączyła również Ciebie.
-Och.- To jedyne, co byłam w stanie wydobyć. Zrobiło mi się ogromnie ciepło na sercu- niby taki zwykły prezent, a sprawił tyle radości.
-I jak?- Damska wersja Louisa spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Druga zaklaskała w dłonie i również przeniosła swój wzrok, oczekując.
-Jest… ojej…. to wspaniałe …-wydukałam.- Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. To bardzo miłe z waszej strony …ze strony waszej mamy znaczy.- Poprawiłam nerwowo włosy.
Bliźniaczki wyszczerzyły ząbki.
Spojrzałam w stronę pani Tomlinson, która poprawiała kołnierzyk czerwonemu już Louisowi. Obok niego stał Harry, z trudem hamując śmiech. Od zgięcia się wpół powstrzymywała go tylko Doris, zajmująca się aktualnie atakowaniem już zaślinionego rękawa Hazzy.
-Potem z pewnością jej podziękuję.- Kiwnęłam w jej kierunku.
Nie za bardzo wiedząc, co mam zrobić uniosłam bordowy materiał i zaczęłam mu się przyglądać.
W tej sali jest ktoś, kto kilka dni temu złożył na Twoich wargach pocałunek.- przypomniało moje sumienie.
Przeniosłam wzrok na Niall’a, który pobrząkiwał coś na gitarze przy kominku. Na jego włosy jaśniejące w świetle ognia. Na te oczy co jakiś czas spoglądające w różnych kierunkach. Na pojedyncze zmarszczki, które pojawiały się gdy tylko na  jego twarzy zawitał uśmiech. Na jego spierzchnięte i pełne usta nucące jakąś melodię.
Czy to możliwe, żeby właśnie ta osoba tydzień temu pochylała się nade mną, darząc ciepłym oddechem i lekkim muśnięciem? To był niby dobrze znany mi dotyk. Zapach, który czułam już nie raz.
A może to był tylko sen…?
Sen, który przez ostatni tydzień nie dawał mi spać. Sen, którego dotyk do dziś utrzymywał się na mojej skórze. Uzależniający, nad którym jednocześnie nie możesz zapanować.
Te błyszczące w świetle kominka  intensywnie błękitne tęczówki wpatrywały się teraz prosto we mnie. Choć chłopak był niemal na drugim końcu salonu,  czułam jego palące spojrzenie. Struny gitary przestały drgać, zaprzestając wywoływaniu jakiegokolwiek dźwięku.
-Po prostu do niego podejdź.- Oznajmił Liam, biorąc wniebowziętą Daisy na ręce.
Zdezorientowana odwróciłam się w stronę bruneta.
-Co?
-Zamiast kolejną minut spędzić na wpatrywaniu się, możesz podejść. Przecież nic Ci nie zrobi.
Nic Ci nie zrobi…ł?
Zakryłam się włosami, próbując zakryć lekkie zażenowanie jakie pojawiło się na mojej twarzy.
-Och Liam, ja po prostu…- Wzrok skupiony na mnie nieco wytrącił mnie z równowagi. Jestem pewna, że gdyby tylko chłopak miał wolne ręce, założyłby je teraz na siebie. Ciemniejsze niż zwykle źrenice, tajemnica, ale ciekawość w nich zawarta pozostawała wciąż nie rozszyfrowana. Równie zaintrygowały mnie iskierki, które nie połyskiwały tak, jak to zwykle. Teraz widziałam tam nutkę smutku co chyba najbardziej zwróciło moją uwagę.
-Ty po prostu…?
Przygryzłam wargę.
-Nieważne.-Wymamrotałam.
Podniosłam wzrok, spodziewając się czekoladowych tęczówek, wpatrzonych prosto we mnie, ale brunet najwyraźniej miał inne zamiary. Rzeczywiście jego wyczekujące spojrzenie było kierowane na….blondyna.
-Miałeś być moim księciem!- Pisnęłam z oburzeniem Daisy, która wisiała cały czas uczepiona szyi chłopaka. Brunet otrząsnął się,  a ja nadal stałam, nie rozumiejąc tego, co przed chwilą zaszło. Najgorsze było uczucie deja vu, po raz kolejny nawiedzające mój umysł…
-A ja nie mam księcia!- Phoebe tupnęła nogą.
Liam wzruszył ramionami.
-Myślę, że Niall będzie bardzo zadowolony, jeśli się zapytasz czy możesz być jego księżniczką.- Odszedł kilka kroków.- A Asia Ci potowarzyszy.- Dodał szybko.
Gdyby nie siostra Tomlinsona zawieszona na szyi chłopaka, nie hamowałabym się z żadnym ruchem- przysięgam.
Duże, niebieskie oczy zostały skierowane w moją stronę.
-Pójdziesz ze mną, prawdaaaa?- Uczepiła się rękawa.
-Jasne, tylko..um… założę ten sweterek.- Pokazałam na bordowy materiał, uśmiechając się sztucznie.
-W takim razie Ci pomogę.- Zaczęła ciągnąć mnie w dół, abym klęknęła.
Serio, nie musisz…
-Poradzę sobie.- Mruknęłam, w chwili gdy i tak było już za późno i wełniany prezent został przełożony przez moją głowę.
-Dzięki.- Dodałam sarkastycznie, czego i tak z pewnością nie odebrała jak powinna.
Ruszyłam za małą blondynką.
-Niall!- Dziewczynka dobiegła do chłopaka,  wyrywając go z zamyślenia. Na jej widok uśmiechnął się i rozciągnął ręce w geście uścisku. Po chwili zniknęła biała koszulą i puszystymi blond włosami.
Ja, jak to zwykle moim szczęściem bywało stanęłam naprzeciwko nie za bardzo wiedząc co za sobą zrobić. Wykazałam nagłe zainteresowanie kominkiem i zaczepionych na nim skarpetach, które jutro rano miały być wypełnione po brzegi prezentami. Obchodzenie świąt według dwóch tradycji naraz jednak miało swoje plusy…
-Podobał Ci się mój prezent ode mnie?- Spojrzała wyczekująca, wyciągając z papieru laurkę.
Udaję, że rozglądam się po ścianach…
-Taaaaak. Mamy nawet pieska na dwóch łapach w domu.
Ładne krzesło…
-Ale to jest Harry…
Cóż za niesamowita gra barw na tym obrazie…
-Ach… Harry… Jak ja mogłem nie zauważyć.- Podrapał się po karku.- No rzeczywiście, jakby spojrzeć na to z innej strony…
-Co tam męczysz wujka Horana?!- Louis kocham Cię.
-Wcale go nie męczę.- Prychnęła blondynka.- Patrz co narysowałam dla Niall’a.- Dziewczynka podała mu kartkę.
-No no…- Uśmiechnął się łobuzersko.- Hazza wyglądasz jak pudel z tymi wło… Kto mi narysował taki duży tyłek?!
Parsknęłam śmiechem. Blondyn zrobił to samo, ledwie utrzymując Phoebe na kolanach.
-Kto Ci powiedział, że… Styles nie uciekaj i tak Cię widzę!
Sekundę później brunet również zniknął za ścianą, w jednej ręce ściskając roześmianego Ernesta.
-Mój biedny Harry!- Dziewczynka rzuciła się pędem za bratem.- Harry!- Pisnęła.
Odprowadziłam ją wzrokiem. Starając się nie myśleć, że stałam naprzeciwko Irlandczyka, z niema prośbą o rozpoczęcie rozmowy o pogodzie albo w ogóle wyjście z pomieszczenia. Nerwowo przekręcałam malutki, złoty pierścionek, który dostałam od Louisa w prezencie.
Czułam, że chłopak skierował swoje dwa niebieskie punkciki prosto na mnie, ale nie śmiałam nawet się odwrócić. Przecież to co innego, kiedy byliśmy wszyscy przy stole i zawsze mogłam porozmawiać z inną osobą siedzącą obok czy naprzeciw. W salonie byliśmy tylko my i Alice z Zaynem, który szeptali coś między sobą. Zaraz..co?!
Ponownie przerzuciłam spojrzenie na tamtą dwójkę. To nie tak, że siedzieli razem ze splecionymi dłońmi, ale przyznam, że byli temu bliscy. Ich nagła…. No w sumie nie nagła, bo nie coraz częściej zdarzyło mi się ich przyłapać w podobnej sytuacji. Brunetka siedziała na podłodze, a właściwie to już wdrapywała się na mulata, który klękał kilka centymetrów od niej. Przejechała palcami na jego twarzy… nie- źle to zabrzmiało- po prostu zrobiła taki gest, aby się jego kąciki ust uniosły się ku górze.
-Uśmiechnij się.- Wzdrygnęłam się na ten głos. Niepewnie unosząc wzrok spotkałam się z błękitnymi tęczówkami chłopaka.
Ten odłożył gitarę, na której przed chwilą coś pobrząkiwał. Zmierzwił włosy, nie przestając zmierzyć mnie swoimi oczami. Splótł dłonie  i westchnął cicho.
-Nie wiem już jak do Ciebie dotrzeć.
-Och.
-Chciałem, żebyś była szcz… Właśnie- chcesz usiąść?
Pokręciłam przecząco głową.
-Chodź.- Zaprzeczyłam.- To ja wstanę.
-Nie, nie siedź.- Powiedziałam cicho.
-Nie chcę do Ciebie mówić z odległości, to dla mnie ważne. – Odparł.
Przybliżyłam się nieco. Chłopak poklepał swoje kolana. Po raz kolejny w tej minucie zaprzeczyłam.
-Niall są Święta, proszę.- Szepnęłam, dyskretnie pokazując na stojące w kuchni mamy.
-I właśnie dlatego chcę, żebyś była szczęśliwa.
-Nie mógłb…
-Wyprzedzając Twoje pytanie- Nie, nie możemy porozmawiać kiedy indziej. Nie będę z tym wiecznie zwlekać, chcę żeby było jak dawniej albo…- Urwał.
-Albo?
Wystawił prawą dłoń, muskając koniuszkami palców moją skórę. Po chwili dołączył drugą rękę, i dotykając boków talii przyciągnął mnie do siebie.
-Po prostu usiądź.
Z zawahaniem i poczuciem, że ważę co najmniej ile słoń usiadłam na czubki jego kolan. Byłam pewna, że zaraz swoim ciężarem co najmniej zepsuję fotel a następnie złamię reperowane kolano chłopaka.
Zapewne, aby sprawiać pozory, że nic takiego się nie wydarzy blondyn przyciągnął mnie tuż koło jego serca, którego natychmiastowo poczułam bicie. Jak  zwykle ciało Irlandczyka było źródłem wszelkiego ciepła,  którego jeśli mam być szczera mi brakowało. I tu już nie chodziło o zwykły grzejnik tylko po prostu o tego kochanego blondynka, z którym niegdyś spędzałam cudowne chwile.
-Popatrz się.- Uniosłam wzrok na jasną koszulę niebieskookiego.- W oczy.- Dodał.
Nerwowo przełknęłam ślinę. Jego kciuk sam zrobił to za mnie, nakierowując moją twarz na niego. Chciałam z niej coś wyczytać. Może zdołałabym chociaż raz  to zrobić zanim otworzy usta. Tym razem było podobnie… prócz faktu, że bezkarnie skanował każdy odkryty kawałek skóry od czubka głowy do obojczyków. To było co najmniej …ugh… krępujące.
-Powiedz mi…- Zacisnął oczy.- Powiedz mi co myślisz jak teraz patrzysz. Co czujesz?
Moją odpowiedzią było milczenie.
-Proszę.- Jego oddech owinął moją szyję.
-Ja…- Wszystko co teraz chciałabym powiedzieć było uwięzione w gardle. O wiele silniejsze od podświadomości, która mówiła zupełnie co innego.
- Zrobię wszystko, bylebyś była szczęśliwa.
Dłoń chłopaka przejechała wzdłuż policzka, zostawiając ścieżkę dreszczy i lekkiego prądu.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak długo wstrzymywałam oddech, dopóki płuca boleśnie nie dały mi o tym znać. Zwilżyłam koniuszkiem języka wargi, które drgały z każdą sekundą.
-Jeśli… jeśli zapytałbym się, czy zostałabyś moją dziewczyną- zgodziłabyś się?
2 godziny później…
-Nie będę spała na łóżku, jeśli Ty będziesz spał na fotelu.- Powtórzyłam po raz dwudziesty szósty.
-Nie będę spał na łóżku, jeśli ty będziesz spała na fotelu.- Skrzyżował ręce.
-Nie będę w Twoim pokoju spała na Twoim łóżku, wtedy kiedy Ty będziesz na podłodze albo fotelu.- Stawiałam nacisk na słowo ‘Twoim”.
-Nie będę zostawiał dziewczyny na fotelu, podczas gdy to ja jestem chłopakiem, a ona jest moim gościem.
-Nie jesteś moim chłopakiem, więc masz prawo do pozostawienia mnie na fotelu, wtem gdy Ty będziesz spał na łóżku.- Już sama nie wiedziałam co mówię.
-Ale jestem Twoim przyjacielem, a w obowiązku każdego chłopaka jest ustąpienie miejsca każdej dziewczynie.
-Ja jako gość mam prawo do wyboru miejsca, gdzie chcę się położyć, wybieram fotel albo podłogę. W innym wypadku nie zasnę. -Uśmiechnęłam się chytrze.
-Jako, że jestem chłopakiem w każdej chwili mogę Cię przenieść, kiedy Ty będziesz spała.
-Jako, że jestem dziewczyną w każdej chwili mogę wrócić do miejsca, gdzie byłam przedtem.
-To ja mogę Cię tam przenieść siłą, ale ty mnie już nie.-Uniósł brew.
-Powtarzam jeszcze raz- nie będę spała na fotelu, jeśli ty nie będziesz spał na fot… NIE!- Chłopak wybucha śmiechem.
-Widzisz? Sama sobie zaprzeczasz. Chcesz iść pierwsza się umyć?
-Liam! To się nazywa…
-Dobranoc!- Drzwi od łazienki zamykają się.
Z rezygnacją opadłam na fotel, mamrocząc pod nosem sporą dawkę przekleństw. Za dużo wydarzeń jak na jeden dzień. Pytanie blondyna nadal dudniło w moich uszach. Jego treść nadal nie jest przeze mnie przyswajana.
 Do teraz czuję ten ciepły oddech owijający się wokół mojej szyi. Do teraz widzę te dwa punkciki patrzące z ogromnym znakiem zapytania. Być może była tam gdzieś miłość, ale każdy rozpatrywał ją w innych aspektach. Myślę, że tak jak powiedział Liam, nie dorosłam jeszcze do tego by cokolwiek rozumieć. Choć dzieli nas te parę lat różnice to może właśnie one zadecydują o wszystkim, sprowadzając mnie na właściwą drogę.
Kątem oka spojrzałam na fotografie ilustrujące całe dzieciństwo chłopaka aż do teraz. Z radością zauważyłam, że na ścianie przybył jeden nowy obraz przedstawiających przeuroczą dwójkę. Chyba nie muszę mówić kto widniał na zdjęciu…
-Asia!- Głowa mojej przyjaciółki wystająca zza drzwi przywróciła mnie do rzeczywistości.
-Alice.- Uśmiechnęłam się, przygotowując jej miejsce koło mnie.
-Nareszcie mamy chwilę wolnego. Miałam Ci dzisiaj do powiedzenia. Już chciałam do Ciebie podejść wtedy w salonie, kiedy rozdawali prezenty, ale zobaczyłam Ciebie z Niall’em…
-Al. zwolnij.- Parsknęłam.
-Okej…- Wzięła oddech.- Wiesz, właśnie kiedy tak na was patrzyłam jak rozmawialiście to przypomniały mi się urodziny Louisa. Wiesz…. Ta sytuacja kiedy…
-Nie wymachuj tymi rękoma bo zaraz którąś dostanę.- Mruknęłam.
-Daj mi dokończyć! Tak się wtedy zaczęłam zastanawiać gdzie był Horan, kiedy złożył… znaczy no nie wiem czy to był on, ale tak zakładam. W każdym razie powracając do tematu.. Widziałaś go chwilę przed tym jak dostałaś dedykację? Bo stwierdziłam, że możemy to rozwiązać w jeden sposób…
-Alice, pamiętasz o takim czymś jak oddech?- Burknęłam.
-Posłuchaj mnie!- Przekręciła się w moją stronę. – Tobie też Liam wspominał o dedykacjach?
-Coś tam mówił.- Wzruszyłam ramionami.
-Nie coś tam! Teraz się musisz skupić i powiedzieć kogo ostatni raz widziałaś chwilę przed jej złożeniem. W sensie przy DJ-u. Skoro Payne mówił, że idą na bieżąco, to on musiał być tam chwilę przed piosenką.
-Liam?
-Nie! Ten chłopak…. Znaczy na 99,9% to był Niall, ale chodzi mi o Twojego wielbiciela.- Wyszczerzyła się.
-Nie wiem.. nikogo…
-Louisa też możesz wykluczyć, bo wtedy siedziałam z nim przy barze i to od dobrych 15 minut.-Przerwała mi.
-A skąd ja mam wiedzieć, z kim byłam przez ostat…
-Pomyśl!- Założyła mi dłonie na ramiona.
Zmarszczyłam nos.
-Um… znaczy…
-Spójrz na mnie.
Nie.
-Asiu, spokojnie.- Odgarnął  moje nachodzące włosy na czoło. Byłam do niego wręcz przyklejona, co stanowiło jednocześnie zagrożenie ze względu na dystans, jaki nas dzielił.. a w sumie to go nie było, jak i bezpieczeństwo, bo teraz nie mógł mnie pocałować.
-Proszę.- Musnął wargami czubek mojej głowy, wtulonej pomiędzy obojczyk a szyję.
Byłam pewna, że jeszcze chwila i się rozpłaczę. Ilość emocji, które tłumiłam była nieprawdopodobna. Wiedziałam, że prędzej czy później wreszcie wybuchnę, ale wolałam tą wersję ‘później’.
-Sądzisz, że kiedy mówiłem, że Cię kocham, to samo pow…
-Niall.”

Pokręciłam przecząco głową.
-Nie Alice, to niemożliwe.
-To jest możliwe, jeśli tylko sobie przypomnisz z kim byłaś lub kogo widziałaś przez ostatnie minuty przed dedykacją. Pamiętasz co powiedział DJ? Dla dziewczyny, która zjawiła się tu niecałe sześć miesięcy temu,  stając się światem dla osoby, która właśnie zadedykowała „Kiss me”- Eda Sheeran’a. Właśnie zadedykowała.- Zrobiła nacisk na dwa ostatnie słowa.- To musiało być chwilę przed tym.
-I dlatego mówię, że to niemożliwe.- Szepnęłam, spuszczając wzrok.-On… on przez ostatnie kilkanaście minut był…. Był ze mną.

_____________________________________________
*Didgeridoo-  instrument dęty australijskich aborygenów.
_____________________________________________

Zawiodłam okropnie nie tylko was ale i samą siebie, za co bardzo, bardzo przepraszam.