Muzyka

31 marca 2013

~Rozdział 7~

Nastąpiła krępująca cisza. Patrzyłam się to na chłopaków, to na Alice. Ona tak samo: patrzyła się na chłopaków, a chwilę później na mnie próbując dać mi nieme znaki. Pierwszy odezwał się Louis, chyba jako że najstarszy z całej piątki:
-Ekhem..przyszliśmy Cię odwiedzić, myśleliśmy że trochę Ci się nudzi w domu i ten..nie będziemy przeszkadzać bo widzę że jednak się nie nudzisz- próbował ułożyć słowa i dobrać je odpowiednio w zdanie, ale ani jedno ani drugie mu nie wyszło.
-Nie, skoro już przyszliście to zostańcie- powiedziałam to głównie do Liama, który już kierował się w stronę drzwi
Widziałam zmieszanie zarówno wśród grupy chłopaków jak i Alice. A jednak mogła jej o nich powiedzieć.
-To jest Alice, moja przyjaciółka, Alice Ty już ich pewnie znasz.
Pierwszy z całej grupy podszedł Niall. Podziękuję mu za to jak tylko trafi się okazja. Potem kolejno cała czwórka. Horan potem do mnie podszedł.
-Hej Asiu, jak noga?- spytał spoglądając w jej stronę.
-Lepiej, dzięki.
Teraz odezwałam sie do pozostałej czwórki chłopaków:
-Właśnie z Alice zrobiłyśmy typowo..- już chciałam powiedzieć Polskie danie, ale w porę ugryzłam się z język. No tak, przecież mój kraj miał być dla chłopaków zagadką, do póki sami nie wpadną skąd pochodzę.
-No danie, które się często podaje na obiad w kraju, z którego pochodzę, taka mała podpowiedź.-uśmiechnęłam się.
-Alice, nałożysz reszcie?
-Jasne-powiedziała.
-To my z Liamem jej pomożemy, a wy siadajcie- powiedział Naill.
Louis usiadł kolo mnie na kanapie, za nim Zayn, a Harry musiał zadowolić się poduszką na podłodze. Najpierw Alice i chłopaki przynieśli zupę pomidorową.
Nie powiem- chłopcy mieli zdziwione miny. Pierwszy jak można było się domyśleć zaryzykował Naill.
-Od dziś przychodzę do Ciebie na obiady- powiedział po zjedzeniu pierwszej łyżki zupy.
Po tym komentarzu zachęcił resztę. Już mu wiszę dwa "długi". Był kochany, no cóż...jednak sa jakieś pozytywy wszystkożernego i ciągle głodnego Niall'a.
Nie było tak źle, jak myślałam. Alice jako osoba która umie się szybko zaprzyjaźnić z każdym dobrze dogadywała się z chłopakami. Jakoś inaczej wyobrażałam sobie ich pierwsze spotkanie ale było ok.
Przy drugim daniu Niall'owi aż się uszy trzęsły, dosłownie i w przenośni. Oczywiście nie obyło się bez dokładek. Ja przez większość czasu rozmawiałam z Louisem. Bardzo lubiłam ten jego żartobliwy charakter. Potem przeniosłam się na rozmowę z Liam'em, który siedział na podłodze koło mnie. Chłopak miał na prawdę wielkie serce. Strasznie się o mnie troszczył.
Po zjedzeniu zagoniłam chłopaków do zmywania, po to aby zostać z Alice w salonie i trochę odetchnąć. Spojrzałam na nią.
-Alice, wiem że powinnam Ci powiedzieć o nich trochę wcześniej ale...
-Jasne, rozumiem, też nie wiem jak bym postąpiła na Twoim miejscu- przewała.
I za to ją lubiłam. Choć znałyśmy się tak krótko zawsze mnie rozumiała. Nigdy nie była na mnie zła, choć miała powody. Jak tylko ją potrzebowałam to przychodziła.
Przeniosłyśmy wzrok na chłopaków. Wcieleni w ciała około dwudziestolatków, ale duszą nadal jako małe dzieci.
Pół godziny później...
Wszystko było już posprzątane. Chociaż trudno stwierdzić czy kuchnia po "zmywaniu" chłopaków była bardziej czysta czy brudna. Żałowałam tylko że nie mogę się ruszać z miejsca, tylko muszę sterczeć na tej kanapie cały dzień. A moi przyjaciele robili wszystko bym i tu czuła się jak najlepiej.
Chłopaki powiedzieli że jak tylko będę w stanie się poruszać to zabiorą mnie i Alice do siebie. Fajnie, już sobie wyobrażam ich willę w porównaniu do mojej łupinki.
Siedzieliśmy w ciasnym kółku w salonie. Choć nic konkretnego nie robiliśmy, oprócz rozmawiania to i tak było fajnie. W pewnej chwili do Alice zadzwonił telefon. Odeszła na chwilę ze słuchawką. Po ok 5 minutach wróciła, trochę z gorszą miną.
-Słuchajcie, muszę już iść, to bardzo pilna sprawa. Koleżance zmarła bliska osoba, myślę że w tej sytuacji tylko ja mogę..
-Jedź, na prawdę nie ma problemu- mówiąc to wyciągnęłam ręce, żeby mnie przytuliła.
Podbiegła do mnie szybciutko, objęła i szepnęła:
-To co, widzimy się jutro? Cześć!
Chłopakom tylko pomachała, bo trochę dłużej zajęło by jej żegnanie się z każdym po kolei, choć widać było że z chęcią by to zrobiła.
-Może Cię podwieść? -Krzyknął Louis.
-Nieee, to na drugim końcu miasta, nie będziesz potem tyle wracał.
Ale te słowa jak widać niewiele trafiły do Louisa, bo chwilę później zakładał buty.
-Ejjj, potem będzie Ci się nudziło, przecież jeszcze będziesz musiał wrócić.- powiedziała próbując się wymigać.
-Nie będzie mi się nudziło...Harry, Liam jedziecie ze mną!!
Harry wstał z lekkim ociąganiem, zaś Naill popędził ile sił w nogach.
-Harry nie będziemy na Ciebie czekać pospiesz się!
Dwie minuty później Liam zamykał za nimi drzwi. Nie licząc mnie został jeszcze on i Zayn. Mailk zaczął układać poduszki z ziemi na kanapę, z czego skorzystał Liam i usiadł koło mnie na kanapie. Spojrzałam na Liama. Zazwyczaj był jednym ze spokojniejszych chłopaków z 1D, no ale dziś to już przesadzał. Nic nie mówił, był cały czas zamyślony i siedział ze spuszczoną głową. Wykorzystałam chwilę że w salonie jesteśmy prawie sami- nie licząc Zayn'a i spytałam się :
-Co Ci jest, dziś cały dzień jakiś taki smutny chodzisz?
-Aż tak widać? -leciutki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Nooo trudno nie zauważyć. A skoro teraz nie zaprzeczyłeś to na pewno coś Cię gryzie.-uśmiechnęłam się ciepło dodając mu otuchy.
-Ja..no bo ten..podoba mi się pewna dziewczyna- wydusił z siebie za jednym razem.
-I ty myślisz że taki chłopak jak Ty nie podbije jej serca?!
-No właśnie tak myślę- powiedział zrezygnowany.
-Och Liam, ty jesteś cudowny, na pewno Ci się uda, tylko nie tak od razu. Trzeba czekać kochany, miej nadzieję.
-Nie..ja nie mogę. Widzę przecież że ona nic do mnie nie czuje- widziałam że jego oczy zaczynają robić się już szklane.
-Liiiiam- nie wytrzymałam przytuliłam go - Nie rozklejaj się, na wszystko przyjdzie czas!- dodałam.
-Obyś miała rację, chociaż sam w to nie wierzę-powiedział wtulony we mnie.
Był taki ciepły. Czułam rytmicznie podnoszącą się i opadającą jego klatkę piersiową. Jego stoicki spokój mnie zadziwiał. Po chwili zorientowałam się, że w salonie jest róznież Zayn. Chyba nie wiedział co robić w takiej sytuacji, trochę było mu głupio.
-To ja..pójdę  do łazienki- powiedział.
Nie chciałam żeby tak się czuł, ale w tej chwili ważniejszy był Liam. Zostalismy sami w salonie.
-Liam bądź sobą, a mogę się założyć, że jej nastawienie do Ciebie się zmieni. Kto by nie chciał tak wspaniałego chłopaka?
Odsunął się ode mnie.
-Mam nadzieję, że masz rację.-powiedział patrząc mi prosto w oczy i uśmiechając się przy tym.
Po chwili wrócił Zayn spoglądając to na mnie, to na Liama. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał krótki, melodyczny dzwonek. Liam wyciągnął telefon.
-To od chłopaków, mówią że nie wrócą już do nas, bo i tak by musieli za chwilę iść, ale nie mają kluczy do domu.
-Jak to nie mają? -zapytałam.
-No jadąc do Ciebie wzięliśmy tylko jedną parę kluczy, bo po co więcej. I tą parę mam ja- powiedział wyciągając pęk kluczy.-Wydałam ciche jęknięcie.
-Ale nie martw się, nie zostawimy Cię samej w takim stanie.-odparł, po czym zwrócił się do Malika:
-A ty tu zostajesz, i masz się nigdzie nie ruszać.
-Jakoś nigdzie nie zamierzam- uśmiechnął się Zayn.
Liam podszedł do mnie. Przytuliłam go na pożegnanie. Było mi go tak żal... Na koniec mu szepnęłam :
-Zobaczysz wszystko się ułoży.- Miałam nadzieję że chociaż poprawiłam mu tym humor.
Potem podszedł do Zayna.
-Siema stary, widzimy się wieczorem- podali sobie ręce.
Trzask drzwi, zostaliśmy sami. Jak dla mnie trochę stresujące, ale Zayn był oazą spokoju. Przysiadł się do mnie na kanapę. Spojrzał na mnie. Jedno spojrzenie- tyle emocji. Nawet nie potrafiłam zdefiniować jakich. Oczy....oczy które hipnotyzują mnie za każdym razem. Dreszcz na całym ciele. I akurat on musiał być widoczny.
-Boisz się mnie czy Ci zimno?- Zapytał.
Każdy za normalną odpowiedź uznał to drugie. Ale przecież jest środek lata. Niby ani pierwsze, ani drugie, a jednak coś w tym pierwszym jest. Przynajmniej miałam wytłumaczenie:
-Dlaczego miałabym się Ciebie bać? A zimno mi nie jest, przecież to środek lata.
-Ale widziałem ze się trzęsiesz.
Na to nie umiałam odpowiedzieć. Moim ciałem władnęło uczucie, którego nie odgadłam dalej. Widząc moją zakłopotaną minę dodał:
-Nieważne, jesteś głodna?
Pokiwałam przecząco głową. Byłam zmęczona, jedyne co w tej chwili miałam ochotę zrobić to zasnąć. Ale przecież nie mogłam. Czułam na sobie spojrzenie Malika. Odwróciłam się, ogarniał mnie wzrokiem, tak jak by próbował się dowiedzieć co ja teraz czuję, jakie mam potrzeby. A może chciał zaglądać w moją przeszłość- przeszłość o której nie wie nikt i nigdy się nie dowie.
Do tego wszystkiego doszedł ból głowy. Jak wiadomo byłam wrażliwą osobą, więc ból głowy nie był dla mnie zdziwieniem. Musiałam pójść po jakieś leki. Zaczęłam wstawać z kanapy. Po pierwszej nieudanej próbie Zayn krzyknął:
-Asiu, co Ty robisz!? Przyniosę Ci coś jeśli chcesz.
Środki przeciwbólowe były w łazience. Nie chciałam mu sprawiać kolejnego kłopotu i mówić że czuję się tragicznie. Powiem że idę po łazienki, tam wezmę leki i wrócę. Znany sposób kilkakrotnie stosowany na mojej mamie. W tym wypadku chłopaka też będę musiała oszukać.
-Ja tylko idę do łazienki- powiedziałam cicho.
-Dasz radę pójść? -zapytał.
-Chyba tak powiedziałam.- Musiałam za wszelką cenę sama wstać. Nie chciałam go dodatkowo obarczać. Nie chciałam, by ktokolwiek widział mój ból. Taka już byłam. Chowałam wszystko w swoim wnętrzu od małego.
Za każdą próbą ból nogi się nasilał. Lekarz powiedział że i tak mam cały dzień leżeć, do czego się w ogóle sie dostosowałam końcu za piątym razem się udało. Ruszyłam przekładając cały ciężar ciała na chorą nogę. Z bólu aż pisnęłam i poleciałam do tyłu. Poczułam czyjeś ręce na mojej talii. No tak..Zayn ma nawet dobry refleks.
-Hmmm i co, na pewno dasz radę sama? -Powiedział uśmiechając się przy tym chytrze.
Najdelikatniej jak mógł wziął rękę z mojej talii i przełożył przez kolana. Normalnie szok..nie wiedziałam że jakikolwiek chłopak zrobi to tak delikatnie jak zrobił to on. Bał się tak, jak bym miała połamane obie nogi. Ta precyzja..aż sama nie dowierzałam. Powoli uniosłam się ku górze, podnosił mnie bez żadnego wysiłku, a teraz to czułam że ważę tyle co słoń. Przełożyłam mu ręce przez szyję, tej chwili moje serce chyba pobiło swój rekord życiowy i uderzeniach na minutę. Spojrzałam na jego twarz. Cały czas te napięcie policzki i dwa, małe, czarne węgielki. Usadził mnie delikatnie przed drzwiami do łazienki żebym mogła się oprzeć o ścianę.
Po niemałym bólu weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi. Doszłam do szafki z lekami. Wyjęłam parę opakowań przeglądając które będą najszybciej i najskuteczniej działały.
Po przeczytaniu wszystkich instrukcji wybrałam jedne, które wydawały się nawet obiecujące. Odkręciłam opakowanie i sypnęłam. Trochę to za mocno wyszło, bo na rękę zleciało mi kilka, lub kilkanaście małych kapsułek.
W jednej chwili powróciły mi wspomnienia, a szczególnie myśli samobójcze, które zdarzały się często. W sumie biorąc te leki nie cierpiałabym tak bardzo jak przy cięciu się. Po tym spojrzałam na swoje ręce i już ledwie widzialne blizny.
Teraz ten wypadek tylko pogorszył całą sytuację. A co jeśli ten chłopak mnie znajdzie? A co gorsza zemści się za Harrego, który w obronie go pobił. Nie wiem co bym zrobiło gdyby okazało się że moim najbliższym coś się stało, i to przeze mnie.
Dlaczego zawsze wszystkie nieszczęścia i tragedie muszą spotykać mnie. Mimowolnie łzy zaczęly napływać do moich oczu. Usiadłam na podłodze załamując się. Przyciągnęłam kolana pod brodę. Rękami objęłam nogi, ale pamiętałam żeby w drugiej dłoni szczelnie trzymać leki.
Płacz- to jedyny "stan", w którym wylewam swoje uczucia. Dlatego tak często chodziłam z opuchniętymi oczami. Łzy wypłynęły z moich oczu, a moje mysli znowu powędrowały do skrypty "koszmary i najgorsze wspomnienia".
Płacząc jak zwykle straciłam rachubę czasu. Spojrzałam na zegarek: siedziałam tu już pół godziny! Co sobie Zayn pomyślał. Nawet w całym tym chaosie nie usłyszałam cichego pukania do drzwi.
-Asiu jesteś tam, co się stało? Dlaczego się nie odzywasz?
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Chciałam ale nie mogłam. Łzy wypływały mi strumieniami, więc gdybym teraz wydobyła z siebie odpowiedź, to usłyszałby że płaczę. Mój głos by był załamany, o ile w ogóle bym cos powiedziała, bo większe prawdopodobieństwo by było takie, że zakrztusiłabym się po prostu łzami.
Zayn cały czas pukał. Jego pukanie nasiliło się, było coraz głośniejsze.
Może jednak wezmę te tabletki. Jeśli by wszedł do łazienki było by już za późno... To nie był taki zly pomysł. Oddałabym się w kranie wiecznego snu. Nie spotkałoby mnie już żadne nieszczęście. Może spotkałabym ojca...a może i siostrę. Nie wiedziałam czy w ogóle żyje. A jeśli tak to jak wygląda. Chociaż w sumie szanse na to że przeżyła to jakieś..5% ? A jeśli odziedziczyła szczęście po mnie to zapewne 0,1%. Co zrobił z nią porywacz? Może po prostu zostawił w lesie, gdzie śmierć głodowa była jej  jedynym towarzyszem.
Z zamyślenia przerwał mi błagalny glos Zayna:
-Asiu odezwij się, słyszę że tam jesteś więc chociaż powiedz coś proszę! Co Cię tak gryzie że nie możesz się odezwać?
Trzymając w jednej ręce leki rozprostowałam nogi. Ból w zranionej nodze był tragiczny. Podczołgałam się do dolnej półki pod lekami. Szukałam czegoś. To było mi pilnie potrzebne..Jest! Wyciągnęłam owy przedmiot. Zalśnił w blasku małych lampeczek wbudowanych w sufit w łazience.
Był taki malutki, ale taki skuteczny..żyletka. Druga i zaraz skuteczna do przelania swoich uczuć. Nastawiłam tą ręce z lakami i wyprostowałam przed oczy, by dokładnie widzieć co będę robiła. Drugą ręką z ostrym przedmiotem przesuwałam w stronę pierwszej. A było to niewiarygodnie trudne. Ręka- ta z żyletką trzęsła mi się. Pewnie z nadmiaru emocji, ale również z płaczu, który wstrząsał całym moim ciałem.
Cisza, ciche tykanie zegara gdzieś w oddali na przemian z pukaniem d drzwi. Co jakiś czas błagalne wręcz słowa Zayna o prośbę wyjścia albo chociaż odezwania się.
Żyletka dotknęła mojej dłoni w poprzek. Jedno naciśnięcie- pierwsza kropelka krwi. Żyletkę przesuwam dalej, coraz więcej kropel krwi, które rytmicznie skapują na podłogę. Przynajmniej teraz wylewam swoje uczucia. To wszystko cholernie szczypie, ale co z tego. I tak nic nie odda rzeczywistego bólu jaki jest we mnie i który zawsze mi towarzyszy.
Następna kreska. W tle głosy i pukanie Zayna. Ale na szczęście już zaraz będzie po wszystkim. Wezmę leki i wszystko minie. Może po 2 godzinach Zayn lub moja mama odważą się wejść do łazienki, ale będzie już za późno.
I tak nikt nie będzie za mną tęsknił- może tam parę osób. Ale większość osób tawet nie zauważy jak moja osoba zejdzie z tego świata.
Kolejna kreska- już trzecia. Na podłodze coraz więcej krwi.
-Asia, jeśli się nie odezwiesz to za chwilę będę zmuszony wejść do łazienki. - krzyknął Zayn.
Muszę się pospieszyć! Au! Z tego zagapienia się i chwilowego wyłączenia ze świata wbiłam żyletkę o wiele głębiej niż chciałam!
Z tej rany krew leci o wiele szybciej. Kap! Kap! Kap! Ból- wielki ból. Ten ból przeszywa całe moje ciało. Zaczynam płakać coraz głośniej, teraz chyba Zayn mnie wyraźnie słyszy.
-Asia co się dzieje?! Słyszę Twój płacz, mogę wejść? czy coś Ci się dzieje?!
Słabo mi. Nie wiem czy to z wyniku tego że mam za Mało krwi  w organizmie czy po prostu z widoku na krew, po którym mi się robi niedobrze. Chyba to drugie..mam nadzieję. Nie chcę potem wylądować w szpitalu..ale przecież miałam wziąć tabletki. No tak, już wszystko jedno, czy wyląduję w szpitalu i tam umrę czy tutaj.
Upuściłam żyletkę i złapałam się za zranioną rękę. Nie dlatego że chciałam zahamować krwotok, tylko dlatego że ból narastał. Oczywiście nie wspominając już o bólu w nodze, ale w porównaniu z tym co czułam teraz na ręce to był pikuś!
-Asia, co Ty robisz?! W tej chwili mi odpowiedz!
Zostało mi mało czasu, muszę wziąć leki! chyba że wolę tu cierpieć z bólu i powolnie umierać. Nie- leki lepsze. Dlatego też że za chwilę moja mama wróci z pracy.
Teraz albo nigdy- myślę.
W tej samej chwili drzwi od łazienki się otwierają. Zayn wpada do środka.
-Asiaa!!!!
Leki wypadają mi z ręki a kałuża krwi coraz bardziej się powiększa...

____________________________________________________________________

Hehe kocham te momenty niepewności ;D
Przepraszam że tak późno ale wiecie...święta są, no i totalny brak weny..;/
Dziękuję wam za coraz więcej wyświetleń;* To dla mnie na prawdę dużo znaczy więc jesli możecie to udostępniajcie tego bloga gdzie tylko chcecie! ;)
Mam nadzieję że się podoba ^^ oczywiście to dopiero początek tego co czeka Asię :P








30 marca 2013

~Rozdział 6~

-Ciiii nic nie mów, odpoczywaj, zaraz będzie karetka. - odpowiedział spokojynm głosem.
Widać było że chłopak bardziej stresuje się tą sytuacją niż ja. Nie chciałam żadnej karetki, ale to chyba było nieuniknione.
-Ale nic mi...
Przytknął palec do moich ust.
-Żebyś tylko widziała jak Ty wyglądasz. Jesteś na dodatek bardzo słaba, poza tym muszą Ci założyć szwy.
Co? Jakie szwy? Nie dam w siebie wkuć choćby jednej igiełki! Od małego po prostu nie mogę patrzeć na igły. A już  w ogóle koszmarem były dla mnie zastrzyki. A co dopiero zakładanie szwów!
-Nie ja nie..-znowu poczułam że łzy mi napływają do oczu.
-Ale nie płacz, nawet nic nie poczujesz, Asiu proszę!
Biedak tak się o mnie martwił, a ja jeszcze pogarszałam całą sytuację.
-Harry ja przepraszam, ale ja..porozmawiamy później- nie chciałam mu przy wszystkich wyjaśniać że się panicznie boję jakichkolwiek narzędzi chirurgicznych i kroplówek.
On się nie odzywał. Ale w jego spojrzeniu było tyle spokoju. Po prostu siedział nade mną, i patrzył mi prosto w oczy. Ja po prostu nie mogłam znieść takiego spojrzenia. Te zielone oczy..coś niesamowitego. Uśmiechnął się, dwa cudowne dołeczki pojawiły się na jego twarzy. No tak, nie dziwne, bo ja tam leżałam i jak głupia gapiłam się w jego oczy. Ale to było zbyt hipnotyzujące by jakakolwiek dziewczyna mogła by przestać na moim miejscu. A on się ze mnie śmiał- a raczej próbował owy śmiech powstrzymać z czego wyniku uśmiechnął się. W samą porę usłyszałam:
-Gdzie ona leży? Proszę się odsunąć, musimy dojść do poszkodowanej.
Aha fajnie, czułam się jak jakaś kaleka..w sumie to w jakimś stopniu nią byłam, no ale bez przesady. Harry znikł mi z oczu. Nie! Gdzie on był?! Przy nim czułam sie przynajmniej bezpieczna, a teraz?! Nade mną pojawiła się za to inna twarz. Jakiegoś krótko ostrzyżonego mężczyzny. Miał na sobie trochę coś jak kombinezon.
-Jak się pani czuje, czy będzie pani w stanie sama dojść do karetki?
Już chciałam mu pokazać żeby nie robili ze mnie w pół upośledzonej i że jeszcze umiem wstać o własnych siłach, gdy oczywiście ktoś nagadał:
-Dopiero się obudziła, jest bardzo słaba więc nie sądzę.
Obiecałam sobie że jak tylko będę o własnych siłach zdolna chodzić to znajdę tą osobę i osobiście się z nią policzę.
-Ok-powiedział patrząc się na mnie, po czym odwrócił się i krzyknął:
-Proszę przynieść nosze!
No świetnie...
Po chwili poczułam że sie unoszę i kładą mnie na czymś niewiele różiącym się od ścieżki na której byłam. Może trochę sztywniejsze. I teraz znowu mnie unieśli. Było nawet fajnie gdyby nie to że czułam na sobie wzrok kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu mieszkańców Londynu. Wsadzili mnie do jakiegoś pojazdu co zapewne było karetką. Tutaj było wygodniej, bo przenieśli mnie na łóżko. Wokół mnie były różne maszyny. Wolałam nie wiedzieć do czego służą. Odwróciłam więc wzrok a tam w oddali stał..Harry. Rozmawiał o czymś z ratownikiem a po chwili usiedli koło mnie w karetce. Pierwszy raz poczułam tak wielką ulgę na znajomą twarz mojego przyjaciela. Harry uśmiechnął się  do mnie ciepło. W tej chwili nawet jeden uśmiech był dla mnie każdy. Nie powiem- bałam się i to bardzo. Czułam strasznie piekący ból na plecach, ale najbardziej piekło mnie kolano.
Ruszyliśmy. Tak bardzo nie chciałam tutaj być- tak bardzo się bałam- ale cóż takie już bylo moje życie.Harry cały czas na mnie patrzył. Ja na niego nie mogłam wiedziałam, że jak raz to zrobię to juz nie przestanę. Jego oczy działały tak hipnotyzująco.
Po paru minutach byliśmy na miejscu. Przeniesiono mnie na jakąś salę Wszędzie mdłe kolory, pusto, wszyscy albo śpią, albo mają bardzo zmęczone miny. Potem okazało się że pomylili sale, i znowu mnie zaczęli wieść. No- ta już była lepsza. Było tu parę dziewczyn w moim wieku. Były tak samo znudzone jak ja- ale przynajmniej się nie bały. Strach ogarniał mnie coraz bardziej. Gdyby nie Harry to już bym tu zemdlała. Kazali mi spokojnie leżeć- łatwo im mówić. To ie im za chwilę będzie się wbijać igłę i  nitkę w nogę. Na samą tę myśl przeszył mnie dreszcz. Loczek chyba to zauważył i popatrzył to na lekarza to na mnie. Sam był bezradny- ale nie wiedział o co mi chodzi- w ogóle nie znał mojej przeszłości. Moich słabości do zastrzyków, kroplówek itp. również. Lekarz już szykował jakąś igłę którą za chwilę miał wbijać w nogę.
-To znieczulenie, dzięki temu cały zabieg nie będzie pani nic czuła.
Już chciałam odpowiedzieć "no co ty nie powiesz?" ale się powstrzymałam. Skinęłam tylko lekko głową. Odwróciłam tylko głowę. Bałam się. Myślałam że moje serce zaraz wyskoczy z piersi. Przyspieszyłam oddech. Harry musiał to zobaczyć bo gwałtownie odwrócił głowę z moją stronę. Nie wiem jaki miałam wyraz twarzy, i wolałam nie wiedzieć. Zacisnęłam oczy, przygryzłam wargę. To tylko lekkie ukłucie- nie patrz. Ktoś mnie pogładził po policzku, to zapewne był Harry. Jakoś cieplej zrobiło mi się po tym geście ale to nie zmieniało faktu, że leżałam z zaciśniętymi oczami. Poczułam wbijającą się igłę. Dreszcz mnie przeszył jeszcze bardziej. Ból rozprzestrzeniał się. Może i to wyolbrzymiałam, ale zrozumie mnie tylko ten kto przeżył to samo i się bał tego od małego.
Ból był ostry, ale znikł tak szybko jak i się pojawił. Przez resztę zabiegu starałam się patrzeć w sufit, jeśli w ogóle miałam otwarte oczy co zdarzało się rzadko. Znieczulenie zrobiło swoje, ale sam fakt że teraz "zaszywają" mi skórę był dla mnie wystarczająco ohydny.
Lekarz skończył i kazał mi się przewrócić na brzuch. No tak..plecy też nie były w lepszym stanie. Co chwila je czymś oblewał. Ja tylko starałam się nie wrzeszczeć z bólu.
Harry na chwilę wyszedł. Mam nadzieję że nie dzwonił tylko po chłopaków. Lubiłam ich i w ogóle ale to chyba nie był najlepszy czas na odwiedziny. Wrócił, wziął moja torebkę i po chwili znowu wyszedł. Już chciałam za nim wrzasnąć co on znowu robi, ale jedyne co mnie powstrzymało to stojący przy mnie lekarz. Zabieg chyba został zakończony, bo doktor powiedział że mam leżeć na brzuchu do póki maść i nie wyschnie. Za jakieś 15 minut mogę się przewrócić na drugą stronę. "No świetnie"- pomyślałam. Po chwili wrócił loczek.
-Po co brałeś moją torbę?!- wyrzuciłam z siebie przez zęby.
-Twoja mama jeszcze o niczym nie wie więc postanowiłem...
-Tylko nie mów że do niej dzwoniłeś!- przerwałam mu.
-No ale to dla Twojego dobra..prędzej czy później i tak by to zrobili- plątał się.
-Ale przynajmniej bym nie była w  takim stanie! - podniosłam ręce do góry na znak że tylko nimi mogę ruszać.
-Ciii, ale już się nie denerwuj, na tej sali są też inne osoby- Harry wyjrzał zza zasłony która nas oddzielała.
-Ja Ci się jeszcze odwdzięczę- powiedziałam już nieco ciszej tylko dla bobra innych pacjentek. Po chwili dodałam:
-I ciesz się że jeszcze jest tu ta zasłona, bo na moje żądanie można ją przesunąć, a wtedy cały szpital Cię zobaczy, a nie chcesz tego prawda?- wyszczerzyłam ząbki.
Wiedziałam że autografy by go zamęczyły na śmierć, szczególnie że cały czas stał przy mnie i pewnie się martwił.
-No już dobrze dobrze, wygrałaś- powiedział i udał obrażonego. Skrzyżował ręce i odwrócił się do mnie tyłem. Nawet mi to nie przeszkadzało. Chciałam mieć chwilę ciszy, odpocząć, a najlepiej zasnąć.
Minęło parę minut. Oczy zaczęły mi się powoli zamykać jak zwykle, moim szczęście musiała wbiec wtedy moja mama.
-Gdzie ona leży, coś poważnego?!-Zadawała miliony pytań, które wogóle nie były potrzebne. Robią z tego nie wiadomo co, a tak na prawdę nic mi się nie stało. Dobrze że chociaż dziś mnie wypiszą- przynajmniej mam taką nadzieję.
Harry się odsunął, nawet jej nie znał i nie za bardzo wiedział co w takiej sytuacji zrobić. Mama podeszła do mojego łóżka.
-Kochanie jak się czujesz?- a mówiąc to przyłożyła rękę do mojego czoła.
-Nic Ci nie jest? Niczego nie potrzebujesz? Zaraz pojadę do domu po ubrania bo widzę że...ile u krwi!!Matko Boska, coś Ty zrobiła!
-Proszę pani, proszę się uspokoić, to nic poważnego. Pańska córka będzie mogła już dziś wyjść ze szpitala.
Cieszyłam się że chociaż ten lekarz uspokaja moją mamę, bo ja już nie miałabym siły.
-To ja już może..pójdę- powiedział nieśmiało Harry. Stał w kącie, że ledwo co go było widać.
-O to Ty do mnie zadzwoniłeś, dziękuję Ci że ją uratowałeś- moja mama zwróciła się do niego
-To żadne problem, na prawdę nie ma za co- mówiąc to kierował się w stronę drzwi.
Taaaa, a teraz to nagle taki skromny...
-Mamo, pojedziesz po jakieś ubranie, żebym mogła się przebrać i wyjść już, bo dalszy zabieg chyba nie jest potrzebny- mówiąc to wymusiłam sztuczny uśmiech na mojej twarzy.
-Dobrze kochanie, na pewno nic Ci nie potrzeba?
-Na pewno mamo, jedź już.
Godzinę później...
-Tak proszę tu podpisać- dziękuję - powiedziała pani z recepcji i ze sztucznym uśmiechem doprowadziła nas do drzwi.
Wyszłam na dwór, nareszcie świeże powietrze. Wiatr odgarniał mi kosmyki włosów w tył. Szłyśmy z mamą  na parkingu okrążając samochodu. Moja rodzicielka pomogła mi wsiąść do środka, po czym udała się na miejsce kierowcy. Około 20 minut później byłyśmy już w domu. Zmuszona połóżyć się na kanapę leżałam bezczynnie, z nogą na poduszce. Stąd miałam widok na ogród i telewizor. Drzwi były szeroko otworzone, tak samo okna. Moja mama stała przy kuchni coś gotując.
-Mamo przyniosła byś mi laptop?- Krzyknęłam.
-Jasne, już idę, poczekaj chwilę tylko wsypię makaron.-Odparła.
Pobiegła po schodach i po chwili wróciła z laptopem. Weszłam sobie na facebook'a, posprawdzałam powiadomienia i wiadomości. Po chwili Jula zaczęła do mnie dzwonić. Nie chciałam teraz odbierać i opowiadać jej o wszystkich zdarzeniach przy mamie więc napisałam "Nie dzwoń do mnie teraz, bo mama :P. Opowiem Ci wszystko wieczorem:) " Odpisała po chwili "Aż tak ważne, ok poczekam :D".
Nudziło mi się, znowu nie miałam co robić. Weszłam na jakieś strony plotkarskie o gwiazdach.
Juz miałam wyłączać gdy moją uwagę przykuł artykuł o Harrym. "Harry Styles uratował życie kilkunastoletniej dziewczynie!" Pod dołem były zdjęcia jak leżałam, a Harry klęczał nade mną właśnie sprawdzając mi oddech. Następne zdjęcie przedstawiało go jak wchodzi do karetki, na szczęście ja już byłam niewidoczna. Uśmiechnęłam się pod nosem- gdyby mi ktoś jeszcze parę dni temu powiedział że poznam  sławny zespół, z którym się zaprzyjaźnię, to wyśmiała bym ta osobę. A teraz jestem w mediach, dobrze że chociaż nie widać mi twarzy..
Wyłączyłam laptopa i patrzyłam na biało- miętową firankę podnoszącą się i opadającą pod wpływem wiatru. Po narastającej ciszy jaka ogarniała mój dom mama powiedziała:
-Asiu, dziś mam jeszcze wolne, ale jutro obawiam się że nie będę mogła wziąć urlopu, a nie mogę zostawić Cię samej.
-Mamo rozumiem ale nie jestem kaleką, jeszcze potrafię dojść w razie czego do kuchni i sobie coś podgrzać.
-Wiem, ale wolę mieć tę świadomość że jesteś bezpieczna, zadzwoń do tej..koleżanki..hmm a!  Alice! I poproś ją, może ona ma wolne jutro.
-Dobrze zadzwonię...-powiedziałam zrezygnowana.
Wzięłam komórkę ze stolika, który leżał kolo mnie i wybrałam numer do Alice. Do 3 sygnałach odebrała.
-Halo?
-Cześć Alice, tu Asia. Jest taka sprawa bo..masz jutro wolne?- Nie wiedziałam jak zacząć.
-O hej Asiu, pewnie że mam, a dlaczego pytasz?
-Bo ja no ten...tak jakby...miałam wypadek...znaczy nie miałam wypadku- dodałam szybko słysząc jej przyspieszony oddech.
-...tylko po prostu no, wytłumaczę Ci jutro- poczułam na sobie wzrok mamy więc nie chciałam Ci mówić jak do tego doszło.
-I czy mogłabyś do mnie przyjść na cały dzień bo moja mama idzie ju..
-Jasne że mogę, po co nawet pytasz! -przerwała nawet nie dając mi dość do słowa.
-Ufff...dziękuję Ci bardzo, a szczegóły powiem Ci jutro.
-Nawet nie dziękuj, wiesz że to dla mnie żadne problem, to do jutra!
-Do jutra..cze- już miałam skończyć, ale przypomniałam sobie że nie umówiłam się na konkretną godzinę.
-A właśnie, o której godzinie chcesz wpaść?
-A o której Ci wygonie- odpowiedziała.
-Mi jest wszystko jedno więc może o..11.00?
-Ok, to będę około jedenastej, paa.
-Cześć, dziękuję!
Położyłam telefon na stolik. Tyle wrażeń w jednym dniu. Kolejne wspomnienie które zapewnie dołączy niedługo do listy moich koszmarów.Starałam się o tym na razie nie myśleć. Wiedziałam że mama na razie również woli nie drążyć tego tematu. Już i tak wystarczająco przeżyłam w swoim życiu.
Pół godziny później mama przyniosła mi obiad. Jakieś typowe włoskie danie. Bardzo lubiłam włoską kuchnię i wszystko co z niej pochodziło.
Dochodziła już 18 a mi cholernie chciało się spać. Poprosiłam mamę żeby mi przyniosła piżamę, przebrałam się, umyłam  z lekkim bólem nogi zasnęłam.
Rano...
Obudziłam się. Byłam zdziwiona czemu przede wszystkim śpię w salonie a nie w pokoju. Spróbowałam wstać. Syknęłam z bólu. Plecy mnie cholernie piekły, a każdy minimalny ruch nogi doprowadzał mnie do strasznego pieczenia. Położyłam się, bo nic innego nie mogłam w stanie uczynić. Próbowałam sobie przypomnieć wydarzenia z poprzedniego dnia. Przeszły mnie dreszcze. Park, tajemniczy chłopak, próba gwałtu, karetka...Wspomnienia wracały. Spojrzałam na zegarek 10.49. Chyba o 11 byłam umówiona..ale z kim, gdzie? I jakim cudem skoro nie mogłam się ruszyć z łóżka..Alice! No tak. Miała do mnie przyjść właśnie dlatego że nie mogłam się ruszyć. Dobrze że chociaż koło mnie leżała kupka ubrań na dziś. Mama pomyślała o wszystkim. Z wielkim wysiłkiem, ale po kilku minutach udało mi się założyć spodnie. Like a boss. To już coś..teraz tylko koszula. Z tym poszło mi o wiele szybciej.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Proszę! -krzyknęłam
Miałam tylko nadzieję że mama pozostawiła drzwi otwarte. Na szczęście tak było, bo Alice zjawiła się w salonie.
-Asiu co Ci jest?! Kiedy to się stało! Twoja noga..coś ty zrobiła?
-Spokojnie...wszystko po kolei-powiedziałam a po chwili dodałam:
-Chcesz coś do picia, do jedzenia?
-Ty się o mnie nie martw, ja już wszystko zjadłam! Mów lepiej co ty chcesz na śniadanie!
-Ejjj to Ty jesteś gościem, więc to chyba jednak ja decyduję.
-Ale Ty w tej chwili chyba nie jesteś w stanie wiele zrobić. Poza tym wiesz że gotowanie dla mnie jest czystą przyjemnością.
-Ojj na prawdę nie musisz, ale skoro już chcesz to mogą być płatki z mlekiem. Płatki są  w trzeciej szafie od prawej, druga szuflada- zaśmiałam się.
Na szczęście Alice szybko załapała, i po pięciu minutach już jadłam śniadanie przy okazji opowiadając jej moją wczorajszą historię. Pominęłam tylko fakt ze chłopakiem, który mnie uratował był Harry Styles, bo nie wiedziałam jak zareaguje. Z wiadomością że poznałam tak znany zespół postanowiłam trochę poczekać.
Potem rozmawiałyśmy trochę o Alice, o jej zainteresowaniach. Obiecałam jej że dziś będę ją uczyła robić typowy Polski obiad. Wiedziałam że takie coś sprawia jej dużą przyjemność. Poprosiła mnie o jakieś kartki i ołówek. Powiedziałam jej gdzie co leży. Wyszła na chwilę na ogród. Wróciła po ok 20 minutach. 
-Skoro i tak dziś cały dzień mamy wolny to spróbujmy Ci zaprojektować ogród. 
Przyznam szczerze, że ja bym na to nie wpadła, ale ona zawsze miała wspaniałe pomysły.
Tak zlecialy nam aż dwie godziny! Kto by pomyślał, że takie zajęcie może wydawać się tak ciekawe. Z Alice po prostu nie dało się nudzić! Była wspaniała i zawsze coś wymyśliła.
Nadchodziła pora obiadu. Postanowiłam że nauczę Al jak się robi pomidorową- bo wiedziałam że w Anglii w ogóle zupa była rzadkością. Na drugie mizeria, schabowy i ziemniaki- typowy Polski obiad.
Mój stan się trochę polepszył. Wolałam jeszcze jednak nie stać przy kuchni. Alice przyniosła więc lekki rozkładany leżak do kuchni, gdzie mogłam się ułożyć i dyktować instrukcję na obiad. Pomogłam jej obrać ziemniaki i ogórki. Robiłam sos do mizerii, bo to jedna z niewielu rzeczy które mogłam robić na leżaku.
Czas zleciał na zadziwiająco szybko. Zupę miałyśmy już gotową, czekałyśmy już tylko na gotujące się ziemniaki, które miałam powiedzieć jak się przyprawia, chociaż to już chyba Alice wiedziała. Najbardziej nie mogła napatrzeć się na zupę. Pachniała dla niej znakomicie,. Ja trochę dziwnie się czułam wiedząc że moja przyjaciółka pierwszy raz w życiu zje zupę .Obiad ma starczyć jeszcze dla mojej mamy i na jutro, więc dużo tego zostało.
Alice nakładała nam obiad, ja już wróciłam na moje dawne "stanowisko" - kanapę. Miałyśmy tu jeść. Trochę będzie nam niewygodnie, ale czego to ona dla mnie nie zrobi. Przynajmniej był tu ustawiony mały stolik do kawy, na którym będzie można położyć talerze. Trochę za nisko, ale grunt że jest.
Alice właśnie nalewała ostatnią porcję zupy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie znosiłam ludzi, w tym przypadku to zapewne był listonosz, którzy umieją przerwać w każdym momencie.
Już wstawałam z kanapy kiedy Alice powiedziała:
-Nie ruszaj się, ja otworzę , to przecież tylko listonosz, ale ktoś roznoszący ulotki czy gazetki. Chyba że coś zamawiałaś..
-Niee, idź, to listonosz- uśmiechnęłam się.
Alice poszła. Słyszałam tylko dźwięk otwierających się drzwi i..ciszę. No co ona tam robi?! Czy tak trudno jest otworzyć, podpisać coś i przyjść? Trochę dziwiła mnie ta cisza, ale pewne to ja byłam głucha, a ona po prostu mówiła normalnym głosem.
Trzask zamykających się drzwi. No nareszcie-pomyślałam.
-Alice, co tak....
Nie dokończyłam. Zza ściany wynurzyła się Alice. Miała trochę nieodgadniętą minę. Zastanawiałam się o co jej może chodzić. Po chwili zrozumiałam, za nią zaczęli wynurzać się kolejno: Louis, Zayn, Harry, Liam i Niall.

__________________________________________________________________

No po prostu musiałam zatrzymać to w takim momencie ;3 I jak podoba się? :D Komentoować <3



29 marca 2013

~Rozdział 5~


Obudziłyśmy się z Alice około 12.00. W sumie to nic dziwnego jeśli człowiek zasypia o 3 w nocy. Najpierw Al poszła wziąć krótki prysznic i się ubrać a zaraz po niej ja. Zeszłyśmy na dół, mojej mamy już nie było. Nie miałam pomysłu na jak obiecywałam Alice-śniadanie Polskie. Hmmm postanowiłam jej zrobić pierogi ruskie, co chyba tutaj było rzadkością. To nie był dobry pomysł na rano, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
Alice była bardzo kreatywną osobą, szybko się uczyła jeśli chodzi o gotowanie. Dzięki jej pomocy miałam dwa razy mniej pracy. Pierogi jej smakowały i powiedziała że jeśli tak mają wyglądać polskie dania, to będzie przychodziła do mnie codziennie. Potem musiała już iść. Posprzątała ze mną po śniadaniu i zaczęła się zbierać.
-Asiu dziękuję Ci, mam nadzieję że w najbliższym czasie się spotkamy- powiedziała.
-Ja też mam nadzieję, cześć- przytuliłyśmy się.
Zamknęłam drzwi i nie wiedziała co teraz mogę zrobić. Zobaczyłam że za oknem była piękna pogoda. Skoro i tak się już nudzę to może bym wyszła do parku. Przebrałam się, uczesałam w niedbałego koka i zrobiłam lekki makijaż.
Dziś nie stawiałam na pastelowe kolory, tylko na wyraziste, no cóż czymś czasem człowiek musi się wyróżnić...
Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i powoli udałam się w stronę parku. Po drodze rozplątywałam moje słuchawki. Usiadłam na ławeczce słuchając muzyki. Delikatnie zamknęłam oczy. Słońce świeciło mi prosto w twarz. Miałam przynajmniej okazję do opalania.
Usłyszałam płacz małego dziecka. Uniosłam powieki. Już nawet tutaj nie można było wypocząć. Wstałam z ławki. Chciałam się udać w jakieś spokojniejsze miejsce. Poszłam, trochę bardziej w cień, przynajmniej tutaj nie było ludzi. Szłam na przód, usłyszałam jakieś kroki za mną. Szybko skręciłam w inną ścieżkę, ktoś nadal podążał moim śladem. Już miałam uciekać kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Tysiące myśli zaczęło wirować z mojej głowie. Przeszedł mnie dreszcz. Bałam się odwrócić. Cała drżałam. W końcu poczułam bolesne szarpnięcie. Odwróciłam się. To był chłopak, miał około 18 lat. Był nawet przystojny i bogaty, ale widać było że po prostu rozpuszczony. Rodzice na wszystko mu pozwalają. Kupują wszystko co chce. Miał złośliwy uśmieszek na twarzy. Przeleciał mnie wzrokiem z góry na dół. Zaczął mnie gdzieś ciągnąć. Ja się szarpałam, w skutek czego zacieśnił swoją dłoń jeszcze mocniej. Myślałam że mi zaraz krew nie dopłynie.
-Gdzie mnie prowadzisz, puść mnie!- krzyknęłam.
On się nie odzywał. Szliśmy coraz to ciemniejszymi zakamarkami parku
-Puść mnie bo zacznę krzyczeć!- wydarłam się.
Wreszcie zareagował. Chociaż nie wiem czy wolałam żeby się odwracał czy nie. Spojrzał na mnie. Podszedł bardzo blisko- za blisko. Już sama nie wiedziałam co robić. Poczułam że złapał mnie w tali. Chciałam się wyrwać, ale nic z tego. Widać że był umięśniony i miał żelazny uścisk. Jego ręce zjeżdżały coraz niżej. W końcu nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć, wzywać pomocy. Ale w tym rejonie parku nikogo nie było. Podszedł ze mną do najbliższego drzewa. Przygwoździł mnie do niego. Wziął moją koszulkę i zaczął podwijać w górę.Zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej. Poczułam jego usta na mojej szyi, nie mogłam tego znieść. Już zdejmował moją bluzkę. Łzy zaczęły cisnąć do oczu. Bałam się- strasznie się bałam. Byłam bezbronna. Zaczęłam płakać i zakrztusiłam się od krzyku. Zauważyłam że jego uścisk rozluźnił się. Ktoś krzyczy, ale ja już nie byłam w stanie nawet usłyszeć co. Świat wirował mi przed oczami. Wiedziałam że już jestem wolna. Nie miałam siły iść. Dopiero teraz poczułam silny ból w kolanie. coś po nim spływało.  Ale to był mój najmniejszy problem w tej chwili. Zobaczyłam jakieś dwie postacie. Dwa kształty ruszały się dynamicznie. Zjechałam po pniu. Pewnie teraz miałam porysowane całe plecy, ale moje nogi po prostu odmówiły posłuszeństwa. Usłyszałam znajomy głos.
-Asia!
Ten głos dudnił w mojej głowie. Potem to było tylko echo. Słyszałam niewyraźnie dalsze krzyki. A może mi się przesłyszało..teraz wszystko było takie zamglone i niewyraźne. Cały czas coś mnie piekło. Już nie wiedziałam nawet co. Nie byłam w stanie czegokolwiek pojąć. Głowa zwisała mi bezwładnie. Już nawet jej nie miałam siły utrzymać. Starałam się teraz tylko oddychać i nie stracić przytomności. Zobaczyłam coś przed oczami. To było szybko poruszające się coś. Potem jakaś duża plama do mnie podeszła. Zaczęła coś wołać. To był znajomy głos. Dźwięczał mi w głowie. Potem poczułam że jestem w powietrzu. Byłam gdzieś niesiona. A może to był tylko sen, a może jawa. Kołysałam się w powietrzu. Po chwili zostałam położona na czymś miękkim. Ktoś poprawiał mi bluzkę, lub wręcz przeciwnie- zdejmował ją całkowicie. Nawet nie wiedziałam. Za mało kontaktowałam ze światem żeby cokolwiek móc odczuć prócz bólu- takie zawsze było i będzie moje życie. To była składanka nieszczęść, samotności i rozpaczy.
Poczułam że znowu pół- siedzę, pół leżę u kogoś. Wzrok powoli się wyostrzył. Słyszałam jakieś glosy, może to było moje imię...? Potrząsali mną. To bolało. Każdy ruch, każdy wstrząs sprawiał mi straszny ból, który był nie do opisania. Leżałam tak może minutę, godzinę, dni, tygodnie- nie wiem straciłam rachubę czasu. Cały czas łzy ciekły mi potokiem- to jedyne co mogłam z siebie wydobyć.
 Słyszałam coraz wyraźniej. Tak to było moje imię. To możliwe że ktoś się o mnie tak martwił? Cały czas widziałam jakieś kremowe kółko przed oczami. To kółko miało wokół siebie coś ciemnego. Na nim były dwa mniejsze kółka. Niżej jakieś uwypuklenie. Pod uwypukleniem było coś czerwonego, a może nie? W tej chwili nawet odróżnianie kolorów było dla mnie ciężkie. Coś czerwone cały czas się porusza i wydaje różne dźwięki. To chyba krzyk, rozpaczliwy krzyk.
Ciężkie powieki prawie mi się zamykają, ale nie chcę żeby to się stało. Nie chcę być odizolowana od tego świata. Kto wie, może się już nie obudzę...Kiedyś to było moje marzenie. Zejść z tego świata, zapomnieć o stracie ojca, siosry, braku przyjaciół. Ale teraz chciałam żyć, musze być silna. Już przynajmniej nie płakałam- nie miałam czym. Wszystkie łzy już wypłakałam. To było już coś- jeden ból mniej.
Nadal jestem trzęsiona.  To mnie boli. Ale nie mam siły im tego powiedzieć. Zaczęłam się wsłuchiwać w słowa i krzyki które były mówione do mnie- przynajmniej miałam takie wrażenie.
-Asia, Asia, słyszysz mnie?! To ja...-dalej nie usłyszałam, za bardzo ten ktoś się darł.
Pewnie że słyszałam, ale co z tego jak nie mogłam nic zrobić. Nie miałam siły nawet ułożyć ust w nieme "tak". Ciekawa byłam kto był moim wybawcą. Patrzyłam się, ale widziałam tylko jasną plamę nad sobą...
Dobra wiadomość: Krew chyba zaczęła mi dopływać do ręki, zła wiadomość: zamknęłam oczy. Po prostu nie mogłam ich dłużej trzymać ich otwartych. Słyszałam:
-Nieee, otwórz oczy, słyszysz mnie?!!- Nie rób tego!
Po zamknięciu poczułam ulgę- minimalną ale uwierzcie- w takich sytuacjach nawet drobny ruch może przynieść wam ulgę lub wręcz przeciwnie- ból. No ale musiałam je teraz otworzyć- jeśli bym nie otworzyła to kto wie czy bym się obudziła.
-Halo?! -Słyszy mnie pani?- proszę otworzyć oczy!- to był głos jakiegoś dorosłego mężczyzny a przynajmniej tak mi się wydawało.
Taaaa chętnie bym otworzyła gdybym tylko mogła- pomyślałam.Za duży wysiłek. Wiem, wiem wy tego nie zrozumiecie. Jak można nie mieć siły otworzyć oczu? Ale wyobraźcie sobie że budzicie się w środku nocy cali zaspani. Macie ochotę zasnąć a tu ktoś wam nagle każe wstać i zrobić sto przysiadów- to tak dla porównania...
-Proszę wezwać karetkę!- usłyszałam jakiś głos koło mnie.
Nie, nie chcę żadnej karetki- pomyślałam! I co ja sobą reprezentuje! Jak moja mama się o tym dowie to zawału serca dostanie...
Poczułam że znowu jestem w powietrzu. Ktoś mnie ciągnął za ręce i za nogi. Chciałam im coś powiedzieć że nic mi nie jest, żeby mnie zostawili, ale jak miałam to zrobić...
Zostałam położona na czymś twardym. Pod głową tylko czułam jakąś cienką warstwę materiału.
Poczułam czyjeś włosy na policzku. Co one tu robią?! Po ok 10 sekundach znikły.
-Oddycha- usłyszałam czyjś głos.
No fajnie sprawdzają mi oddech, aż taka poszkodowana to nie jestem- pomyślałam.
-Karetka będzie za 7 minut!- krzyknął jakiś głos za mną.
To teraz już na pewno zrobię z siebie pośmiewisko...Na oczach wszystkich będą wkładali mnie na nosze. Nie chcę tego!
Poczułam czyjeś ręce na sobie. Zaczęli mnie układać w jakiejś innej pozycji.
-Ej! - zostawcie mnie! - tak bardzo chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Tak mi było wygodniej! Teraz nie dość że ustawiali mi ręce to całą mnie obrócili za nogi...co to za dziwna pozycja? Coś mi świtało w głowie ale nie miałam teraz czasu na takie  przemyślenia.
Skupiłam się na otwieraniu oczu. To było dla mnie w tej chwili najważniejsze.
Spróbowałam jeden raz- bez rezultatu. Trudno- będę próbować dalej do póki mi się nie uda. Drugi raz- prawie było. Trzeci raz- Mrugnęłam, ale tylko na chwilę.
-Ona mrugnęła, budzi się!- krzyknęła jakaś osoba czuwająca nade mną.
Natychmiast poczułam przy mnie jakąś osobę.
-Wydawało Ci się...
-Nie na prawdę, patrzcie!
No skoro patrzą, to teraz albo nigdy- pomyślałam.
Wysiliłam się  jak tylko mogłam. Udało się! Ale okropne uczucie. Słońce razi mnie jak nigdy dotąd!
Widzę ciąg rozmytych twarzy przed sobą. Mrugam kilka razy. Próbuję wyostrzyć obraz.
Ktoś odwraca mnie najdelikatniej jak może z boku na plecy. Powoli obraz wyostrza się.
-Halo?! Słyszysz mnie? - mówi łagodnie osoba centralnie nade mną.
Spróbowałam chociaż lekko drgnąć głową. Nie wiem czy mi się udało, ale mam nadzieję że coś zauważyli.
Nadal wyostrzam wzrok. Próbuję się skupić na twarzy nade mną.
Tak! Kojarzę..tylko skąd? Ta znajoma przyjazna twarz. Mało wspomnień, ale wszystkie udane!
Tak to przecież...
-Harry?- odezwałam się słabym głosem.

_________________________________________________________________

Tak tak wiem, za dużo opisów, ale przynajmniej akcja była :D Mam nadzieję że się podobało.
Komentujcie <3


28 marca 2013

~Rozdział 4~

Obudziłam się, było strasznie zimno, choć szczelnie owinęłam się kocem. Otworzyłam oczy, poranna rosa jeszcze nie znikła. Cisza władała tym miejscem, pomijając ciche oddechy chłopaków. Wstałam, było chyba j wcześnie bo nad jeziorem unosiła się mgła. Próbowałam jakoś ogarnąć moją fryzurę, co nie było łatwe zważywszy na to że nie miałam nawet grzebienia. Po kilku nieudanych próbach zrobienia przedziałka związałam włosy w szybkiego koka. Wzięłam mój koc i przykryłam nim chłopaków. Podczas snu wyglądali tak słodko...Postanowiłam pójść nad jezioro. Podchodząc do brzegu zauważyłam że kilkaset metrów od niego znajduje się mała wysepka, na której znajduje się parę uschniętych drzew.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo widok był zniewalający. Rozciągał się tak daleko, że nie widziałam nawet brzegu. Szkoda tylko że nie trafiłam na zachód słońca, który z pewnością już był.Siedząc tak i podziwiając ten niezwykły widok poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Przeszedł mnie dreszcz.
Odwróciłam się.
-Zayn!-nie mogłam krzyczeć ze względu na pozostałą śpiącą czwórkę. - przestraszyłeś mnie!
-Przepraszam  nie chciałem, mogę się dosiąść?
-Oczywiście że tak- co za pytanie.
-Nie wiedziałam że rano tu będzie tak ślicznie, tylko szkoda że mgła jeszcze jest- przymrużyłam oczy próbując dopatrzeć drugiego brzegu.
On tylko uśmiechnął się. Był zapatrzony w horyzont. Miał na sobie koszulę w kratę rozpiętą prawie do samego końca. Zwróciłam uwagę na jego tors i idealnie wyrzeźbione ciało. Znowu przeniosłam wzrok na jezioro. Mgła już trochę opadała. Dwa ptaki krążyły tam i z powrotem jakby szukając pożywienia.
-Jesteśmy z Tobą tutaj, a tak na prawdę prawie nic o Tobie nie wiemy- tym razem to on zaczął rozmowę.
-No bo się nie pytaliście- rzuciłam sarkastycznie.
-No fakt...to powiesz chociaż skąd pochodzisz?-Zapytał.
-A skąd wiesz że nie jestem z Anglii, a na lotnisku byłam tylko tu powracając, tylko że już nie do miasta w którym wcześniej mieszkałam, tylko do Londynu?
Wydawało mi się że zbiję go tym z tropu, on jednak tylko spojrzał na mnie i powiedział.
-Masz inny akcent,  którego jeszcze nigdy nie słyszeliśmy, a tak poza tym, to Twoje imię również jest obce..
No tak..mogłam się domyślić.
-Ja...zresztą sami zgadujcie, może kiedyś się domyślicie.
-A chociaż jakaś podpowiedź?- Zapytał z nadzieją w głosie.
-W moim języku to państwo kończy się na literę "a".
-Ale ja nie znam Twojego języka!
-No toooo..w waszym języku jest tam litera "a"
-W wieku krajach po angielsku jest ta litera!
-Trudno, nie ma tak łatwo. Jak kiedyś spotkacie mnie z mamą i się wsłuchacie w nasz język to może zgadniecie.
-Taaa, a chociaż łatwy on jest?
-Nie powiedziałabym, to jeden z najtrudniejszych języków na świecie- powiedziałam ze śmiechem.
-Woooow- otworzył oczy ze zdziwienia.
-A co z rodzicami i rodzeństwem?
I własnie tutaj poruszył mój słaby punkt. To był temat na który z nikim nie rozmawiałam, omijałam.Tylko Julia znała prawdę, ale też nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Gdy tylko go zaczynałam łzy napływały mi do oczu .Znowu przypomniała mi się ta noc- noc która zmieniła resztę mojego życia.
A kilka dni później jeszcze siostra. Była ode mnie dwa lata młodsza. Nie pamiętaj jej za bardzo. Jedyne moje wspomnienie: jesteśmy na kocyku w ogródku. Jest lato, a moja siostrzyczka leży na  kolankach. Byłam wtedy taka szczęśliwa...Rodzice siedzą koło nas i się uśmiechają...Kilka dni później następuje śmierć ojca, a dwa tygodnie później porwanie mojej jedynej siostrzyczki. Policja szukała ją kilka miesięcy, potem dała sobie spokój.Tak wyglądało moje dzieciństwo..pełne grozy, ciągłej świadomości że grozi mi niebezpieczeństwo, braku miłości ojca...
Chrząknięcie Zayna sprowadziło mnie na ziemię. Czułam już jak łzy napływają mi do oczu. A obiecałam sobie że będę silna.Jednak nie potrafiłam, gdy tylko sobie to przypominałam, wspomnienia wracały...
Zayn dopiero teraz zauważył moją minę i szklane oczy.
-Ja przepraszam, nie chciałem. Ja..nie wiedziałem- plątał się.
-Przykro mi że...
-Nie w porządku- przerwałam mu, ocierając dyskretnie łzę z policzka, której miałam nadzieję że nie zauważy. A jednak...Otoczył mnie swoim silnym ramieniem.Nie wytrzymałam. Łzy trysnęły z moich oczu, które tak długo tam cisnęły. Przyłożyłam głowę do jego ramienia. Znowu poczułam ten wspaniały zapach jego perfum. A on sam był taki spokojny. Po prostu siedział i milczał, czekając aż skończę.
Po kilkunastu minutach smutek zaczął znikać. Chciałam żeby zniknął, bo i tak już się skompromitowałam przed Zaynem. Odsunęłam się od niego.
-Zayn ja..przepraszam.
-Ciii, już dobrze. Chodź bo reszta się budzi.
Miał rację. Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę. Liam już składał koce, Harry z Niallem szykowali śniadanie, a Louis wygrzebywał się próbując wstać.Podeszliśmy do nich.
-A gdzież to wy byliście?- zapytał Lou przecierając oczy.
-Po prostu podziwiałam widoki tej okolicy a Zayn przeszedł i się przysiadł- powiedziałam, nie zważając na wcześniejszy ton jakim było wypowiedziane pytanie.
Podeszłam do Harrego i Nialla, bo jeśli chodzi o ich przygotowania to coś marnie im szło. No tak, przecież to faceci...Pomogłam im doprowadzić do zjadliwego stanu kanapki.
-Ktoś nas przykrył dodatkowym kocem, bo tak jakoś cieplej było. A ja zasypiałem to miałem tylko ten niebieski.- powiedział Niall.
-No, i dobrze bo zimno było rano- dodał Harry.
Zrobiło się już trochę cieplej, gdy właśnie zasiadaliśmy do śniadania.
-Jak się spało?- zapytał Lou.
-Dobrze, i piękne widoki były rano- odpowiedziałam, po czym dodałam- żałujcie że wcześniej nie wstaliście.
-No, ja się wyspać chciałem- odparł Louis.
-A ja i tak się nie wyspałem bo się budziłem w środku nocy. I to nie raz- powiedział Niall.
-Ciekawe dlaczego- zaśmiał się Harry.
Za Harrym poszedł Liam, Zayn i ja.
-Pfff to nie było śmieszne- Niall udawał obrażonego.
Skrzyżował ręce i zrobił smutną minę. Tak słodko wtedy wyglądał...
Pół godziny później...
Zbieraliśmy się już. Spojrzałam na wyświetlacz. Godzina 10.29. Wow, myślałam że jest trochę później!Chłopaki mieli jechać do domu, a Louis miał mnie odwieść. Chętnie pojechałabym z całą piątką, ale nie zmieścilibyśmy się w jednym samochodzie. Wsiadłam z Lou do samochodu i ruszyliśmy. Na początku panowała trochę niezręczna cisza. Potem  włączył radio. Ja zaczęłam śpiewać udając że fałszuję. Louis też próbował, ale nawet udając mu to nie wychodziło. Jego głos był zawsze idealny. Do około godzinie dojechaliśmy do mojego domu w dobrych humorach. Wysiadałam już, gdy się cofnęłam.
-Może chcesz wejść  na chwilę?- spytałam.
-Nie dziękuję. Innym razem. Niedługo muszę jechać z chłopakami do studia. A we mnie cała nadzieja że ich ogarnę do tego czasu.
-Jasne, spoko, paa- uśmiechnięta zamknęłam drzwi.
-Cześć- wyszczerzył wszystkie ząbki.
Zaśmiałam się i poszłam. Otworzyłam drzwi. W domu nikogo nie było. Nie dziwne- mama powinna być w pracy od paru godzin.Poszłam na górę i włączyłam laptopa. Weszłam na facebook'a, przejrzałam tablicę, a po chwili odebrałam połączenie od Julii.
-Aaasia, co Cię tak długo nie było?!
-Też się cieszę że Cię widzę, a co tam u Ciebie- zapytałam?
-U mnie? No nic..wakacje zapowiadają się fajnie, bo jadę z rodzicami do Grecji i Włoszech.
-A to nie to co u mnie, ja cały czas będę siedziała w domu.
-No ale jak bym była tam gdzie Ty..fajnie tam pewnie masz. Poznałaś już kogoś ciekawego?-zapytała poruszając śmiesznie brwiami.
Ja zaczęłam się śmiać. Niby nie chciałam jej jeszcze mówić o 1D, ale coś musiałam wymyślić.
-No poznałam..parę fajnych chłopaków i..
-I ty mi nic nie mówiłaś?!-Wręcz krzyknęła z przerażeniem Julia.
Zaczęłam się śmiać coraz bardziej.
-No bo, to dopiero niedawno i ten..-plątałam się.
Jula patrzyła na mnie cały czas wzrokiem mówiącym "zabiję cię". Coś zabrzęczało.
-Poczekaj, ktoś dzwoni do drzwi, zaraz wracam.
Kiwnęłam głową na znak że rozumiem, a ona pobiegła do drzwi.Po minucie przyszła z koleżankami z mojej dawnej klasy.Nie zauważyły mnie o puki Jula im o tym nie powiedziała. Spojrzały do kamerki i krzyknęły chórem. Co ja mówię, może nie chórem, bo każda krzyknęła kiedy indziej.
-Asiaaa, co tam u Ciebie, jak tam twój nowy dom, oooo jaki ładny kolor ścian, i co są tam jacyś fajni chłopcy?- zostałam zasypana takimi pytaniami od razu.
-Zaraz zaraz może by tak po kolei- zaśmiałam się.
Rozmawiałam z nimi przez chyba 2 godziny. Jula oczywiście wygadała coś tam o jakiś chłopakach ale ja szybko zmieniłam temat.
Po rozmowie zeszłam na dół i odgrzałam sobie obiad.
Dochodziła już osiemnasta, a ja siedziałam przed telewizorem i oglądając pierwszy lepszy kanał który włączyłam.Nagle zadźwięczał mój telefon. To SMS od Alice...no tak Alice zupełne o niej zapomniałam! Napisała "Hej, masz jakieś plany na najbliższe kilka godzin? ;) Co powiesz na spotkanie w centrum za pół godziny? :D" W sumie to nie miałam nic do roboty więc odpisałam: "Ok, to spotykamy się przy wejściu =]". Przebrałam się i  wyszłam powoli ruszając w stronę centrum.
Gdy doszłam na miejce, Alice już tam na mnie czekała.
-Hej- przytuliła mnie.
-Cześć- odwzajemniłam uścisk.
-Chodźmy- powiedziała.- mam dużo ubrań na oku, dzisiaj może niektóre kupię.
Chodziłyśmy bardzo długo, potem wstąpiłyśmy na kawę. Al pytała jak tam nowy dom. Zadeklarowała się że pomoże przy projektowaniu ogródka. Bardzo ją polubiłam. Potrafiła się cieszyć z małych rzeczy. W sumie spotkałyśmy się po raz drugi w życiu, a traktowałyśmy się, jakbyśmy znały się od lat.Wpadłam na pomysł żeby ją zaprosić do siebie dzisiaj na noc.
-Hej, wypada Ci coś jutro rano?-zapytałam.
-Hmmm, nie a co?
-To może przyszłabyś do mnie dzisiaj na noc.
-Jasne, tylko chodźmy na chwilę do mnie. Mój dom jest 5 minut drogi od centrum, a ja bym odłożyła zakupy, spakowała potrzebne rzeczy i poinformowała wogóle mamę że wychodzę.
-A ok.
Pół godziny później...
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, mama powinna już być. Otworzyła nam po chwili.
-Cześć Asiu, o widzę że przyprowadziłaś koleżankę.
-Tak, Alice to moja mama.
-Witam- przywitały się.
Poszłyśmy z Alice na górę. Przy okazji pokazałam jej mój dom, wydawała się nim bardzo zafascynowana.
-Woow zazdroszczę Ci- powiedziała.
-Nie ma czego-zaśmiałam się.
-Jest jest- mówiąc to oglądała moje zdjęcia na półce.
Usiadła na łóżku, ja koło niej. Rozmawiałyśmy długo. Nie wiem czy chciałam jej mówić o mojej rodzinie: tacie, siostrze... Może jeszcze z tym poczekam. Po godzinie zamówiłyśmy pizzę. Potem dalej rozmawiałyśmy. Wiedziała już że nie lubię tematu "rodzina", więc nie naciskała. Rozmawiałyśmy o Polce, była ciekawa jak tam jest. Poprosiła mnie żebym jutro jej zrobiła jakieś Polskie danie. W sumie to nie miałam pomysłu co jej zrobię, ale widziałam że bardzo jej na tym zależy.Dowiedziałam że uwielbia malować, projektować i tańczyć. Jeśli chodzi o te rzeczy to nigdy nie byłam dobra w nich, ale lubiłam czasem potrenować. Po zjedzeniu pizzy oglądałyśmy komedię romantyczną. Uśmiałyśmy się bardzo ale nie mogłyśmy być aż tak głośno bo już była chyba 2 w nocy. Byłyśmy już śpiące, po paru minutach zasnęłyśmy...


_______________________________________________________________________

Jak wam się podoba?;* Przepraszam za wszystkie błędy.
Komentujcie <3



27 marca 2013

~Rozdział 3~

Wstałam przeciągając się. Wydawało mi się że znowu śniłam o czymś starszym, ale już nie pamiętam o czym. Pod koniec snu przyszła jakaś postać, już podawała mi rękę, gdy się obudziłam. Wstałam powoli ubierając się i schodząc na dół do kuchni.
Mamy już nie było, pewnie pojechała do pracy parę godzin temu..no tak przecież jest godzina 11.16! Na stole zobaczyłam karteczkę z napisem "obiad jest w lodówce, wrócę po 21" No tak..chyba zapomniała że o 20 może mnie nie być bo będę przecież na ognisku. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic, następnie ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Poszłam do kuchni zastanawiając się co mogę zjeść, chłopaki mieli po mnie przyjechać dopiero po 16 więc miałam dużo czasu. Po minucie zdecydowałam że zjem kanapkę z dżemem, owoce  i do tego wczoraj pieczone babeczki.

Kilka godzin później...
Szykowałam się już do wyjścia. W sumie to nie wiedziałam co zabrać. Byłam zupełnie zdezorientowana. W wyniku czego wzięłam tylko bluzę. Znowu zaczęłam się rozczesywać, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam a w nich ukazał się uśmiechnięty Harry.
-Witam, go...Wow!- krzyknął, a po chwili dodał: Ślicznie wyglądasz!
-Dziękuję- a mówiąc to czułam że robię się czerwona. W Polsce raczej nie przywykłam do takich komplementów.
-No to jak, gotowa? -Zapytał dodając swój czarujący uśmiech.
-Yyy..no ja ten...w sumie to nie wiedziałam co mam zabrać i...no nie wiem czy gotowa
Harry spojrzał na mnie od góry do dołu
-W sumie mogłabyś za..albo nie..nie chodźmy już- powiedział Harry. Widziałam jego błysk w oku i wiedziałam że już coś knuje.
-Ejjj czy mógłbyś mi powiedzieć o co Ci chodziło?!- powiedziałam próbując za nim nadążyć.
-Nieeeee- wiedziałam że mówił to specjalnie. No cóż..nic nie mogłam poradzić. Wzięłam w rękę bluzę, zamknęłam drzwi i poszłam za nim do samochodu.
Wsiedliśmy, on otworzył przede mną drzwi i pokazał gest żebym weszła do środka.Ja weszłam i nadal udawałam że jestem na niego zła. W samochodzie panowała na początku niezręczna cisza. Nie mieliśmy żadnych wspólnych tematów. Patrzyłam za okno. Coraz częściej widziałam pola, łąki i lasy a coraz mniej domy. Krótko mówiąc chyba jechaliśmy do terenów mało zabudowanych. Promienie słoneczne grzały mi prosto w twarz. Zauważyłam że Harry jedną ręką prowadzi a drugą czegoś szuka. Po chwili wyjął owe czane coś i założył na głowę..No tak to przecież były okulary. Odwróciłam wzrok i znowu zapatrzyłam się w krajobraz. Tu było pięknie. Jechaliśmy juz dobre 45 minut i nie zamieniliśmy słowa. Podziwiając pola, koło których właśnie przejeżdżaliśmy "poczułam" na sobie wzrok Harrego. Nie chciałam zafundować mu kolejnej niezręcznej sytuacji więc udawałam że niczego nie widzę. Minęło kolejne dziesięć minut a ja nadal wiedziałam że on się na mnie patrzy, a przynajmniej cały czas zerka. To trochę się zrobiło duszno. Zaczęłam otwierać okno, co chyba niewiele zmieniło zważywszy na to że na zewnątrz było jeszcze cieplej. Wychyliłam trochę głowę poza okno. Wiatr kołysał moimi włosami, zamknęłam oczy bo słońce nadal było bardzo jasne. Po paru..a może i parunastu, jak nie kilkudziesięciu minutach poczułam że zwalniamy. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Otworzyłam oczy, rzeczywiście z daleka zobaczyłam sylwetki czterech osób przygotowujących się do ogniska. Jeden coś zbierał, drugi próbował rozpalać, a jeszcze trzeci coś wypakowywał. Samochód zatrzymał się. Zaczęłam otwierać drzwi, i po chwili wysiadłam. Zaczęłam iść za Harrym. Chłopcy nas zauważyli, jako pierwszy podleciał Louis.
-Noooo jesteście nareszcie jesteście!- mówiąc to uśmiechnął się do mnie.
-Niall, nie jedz tego jeszcze, no na później- Usłyszałam w oddali głos Liama.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bardo lubiłam tę atmosferę. Po chwili przyszedł również Zayn.
-Hej Asiu- powiedział i uśmiechnął się ciepło
-Cześć Zayn- odwzajemniłam uśmiech.
Już po chwili siedzieliśmy przy ognisku, a Harry zadeklarował się że upiecze mi kiełbaskę. Czekałam siedząc i patrząc na płomienie. Zrobiło się już ciemno. Dosiadł się do mnie Niall.
-Chcesz kawałek? -zapytał?
-Wooow Niall dajesz Asi kiełbaskę, to na prawdę wielkie poświęcenie! -Zawołał Louis.
-Nie dzięki, poczekam na swoją.
-Jak tam chcesz- powiedział chłopak powracając do jedzenia.
Znowu widziałam kątem oka że Harry się na mnie patrzy. To było trochę krepujące. Spojrzałam w jego stronę, ale on nie odwrócił wzroku- jak to by zrobiła większość chłopaków tylko się uśmiechnął. W jego oczach widziałam tyle radości...Tę hmmm niezręczną  chwilę przerwał Zayn który dosiadł się koło mnie. Poczułam jego męskie perfumy. Miał na sobie czerwoną bejsbolówkę.
-Jak Ci się tu podoba? -Zapytał.
-Bardzo ładnie tu jest...często tu przychodzicie?
-Czasem, w okresie wakacji częściej. Można się pokąpać.
-Tak?-gdzie, bo nie zauważyłam.
-O tam, pokazał na wschód ręką.
Próbowałam coś tam dostrzec ale ciemno już było. Zayn to zauważył i lekko się uśmiechnął.
-Nie widzę-powiedziałam zrezygnowana, patrząc cały czas we wskazane miejsce.
-A widzisz taką delikatną białą poświatę?-Zapytał
-No coś tam widzę..zaraz zaraz to woda!- krzyknęłam.
-Hahah no tak, właśnie o tym mówiłem, to jezioro.
Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na jezioro. Miał śliczne czarne oczy, a w świetle księżyca wyglądały bosko. Potem przeniósł wzrok na mnie. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Po prostu się z nich zatapiałam, one mnie hipnotyzowały.
-Proszę- Liam podał mi kiełbaskę.
Dopiero po chwili zorientowałam się co się wokół mnie dzieje.
-Dzięki- powiedziałam odbierając od niego jedzenie.
Po kilku minutach Niall zaczął grać na swojej gitarze, a jak zaczął śpiewać, to myślałam że się tam rozpłaczę. Śpiewał tak ślicznie, słodko, uroczo. No brak mi słów, do tego  co słyszałam. Zrobiłam się senna. Harry to zauważył.
-Hej, chcesz już iść spać?-Zapytał.
-No tak, ale jeszcze droga powrotna, więc możemy się zbierać.
-Zbierać? Przecież zostajemy tu na noc- odparł trochę zdziwiony.
-A-a-a-a-a-a-le jak to- nawet nie przekazałam mamie.
-To chodź zazdwonisz.
Wstałam z Harrym, zauważyłan na sobie spojrzenia całej grupy
-Ja tylko idę zadzwonić- powiedziałam uśmiechając się niepewnie.
-Jasne- powiedział Liam.
Odeszłam parę kroków z Harrym próbując złapać zasięg. Musiałam odejść z nim troche dalej, bo ledwo co mrugała mi jedna kreska. Wykręciłam numer do mamy.
-Halo? -odebrała.
-Cześć mamo, tu Asia, ja jednak dzisiaj nie wrócę, zostanę na miejscu.
Chyba ją zaskoczyłam bo długo słyszałam ciszę w słuchawce. Nigdy nie dzwoniłam do niej w jakieś sprawie. To proste- kiedyś nie miałam przyjaciół.
-Yyy, ale jak to, gdzie będziesz? Ja nie będę po Ciebie rano przyjeżdżała tylo dlatego że Ty teraz chcesz zostać na całą noc.
-Ale mamo...oni mnie zawiozą, w sensie..znajomi.
-No dobrze, ale zadzwoń jutro jak tylko przyjedziesz do domu.
-Jasne, to paa.
-Hej, dobranoc.
Odwrócilam się, Harry stał metr ode mnie i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
-Po jakiemu Ty gadałaś?-zapytął.
Dopiero teraz zreflektowałam się, ze rozmawiałam z mamą po polsku. Jak zawsze gdy byłyśmy same.
-Ja? Aaa ohh sorry, zapomniałam że nic nie rozumiesz- zaśmiałam się.
-Trochę dziwny ten Twój język, jaki to?
-Aaa nie powiem, sam się domyśl.
-Nigdy takiego nie słyszałem, trudny trochę.
-Hehe no trudny, jak już będziesz wiedział to daj znać- mrugnęłam i poszłam, a raczej próbowałam wrócić tam gdzie było ognisko.
-Ha! Nie znasz trasy!- krzyknął Harry.
-No najwyraźniej nie...
-Chodź- złapał mnie za rękę, co nie było raczej potrzebne.
Po chwili krążenia dotarliśmy wreszcie na miejsce.
-A już chcieliśmy was szukać- powiedział Louis z ironią.
Pół godziny później...
Byłam już pod kocem, robiło się coraz zimniej. Zwinęłam się w kulkę i poczułam że powieki same mi się zamykają...Leżałam już jakiś czas..nie wiem może to była godzina, może 5 minut. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, ledwie słyszalne. Skuliłam się jeszcze bardziej i udawałam że śpię. Ktoś się zbliżył. Był chyba zaraz nade mną. Bałam się, ale co mogłam zrobić. Teraz już nic by nie dała próba ucieczki. Nagle poczułam czyjś oddech na swoim policzku. Potem zimne usta złożyły na nim pocałunek. Ale kto to był, tego nie wiedziałam Poczułam się..dziwnie, ale wspaniale. Z tą świadomością zasnęłam...

____________________________________________________________________

Kolejny rozdzialik, ale mam wrażenie że nikt tego nie czyta :< Piszcie jak wam się podoba, może coś zmienię czy dodam. Mogę powiedzieć, że następne rozdziały szykują się ciekawie^^Jak myślicie, z którym będzie bohaterka?:)) Hehe jeszcze namieszam więc nie łudźcie się ;p

26 marca 2013

~Rozdział 2~



Obudziłam się, bo jasne promienie słońca wpadały do mojego pokoju.Wzięłam poduszkę z pod głowy i nałożyłam ją na głowę, teraz było mi jeszcze bardziej niewygodnie, przynajmniej słońce mnie nie raziło. Próbowałam sobie przypomnieć wydarzenia z dzisiejszego dnia, co by wyjaśniało moje dziwne położenie. Coś mi zaczęło świtać w głowie..przeprowadzka, samolot, aparat, oczy, jakiś dom. Co?! Trochę nie miało to sensu, ale wcale mnie to nie dziwiło, często tak miałam. Leżałam jeszcze parę minut układając jakoś wydarzenia, które wczoraj zaszły. Potem wstałam. No tak nowy dom..trochę dziwnie się czuję. Nadal ten zapach świeżej farby. Trochę pusty pokój..no tak przecież tylko meble tu miały być, a rzeczy typu dywany, firanki, poszewki, obrazy itp. miałam kupić tu- w Londynie. Podeszłam do mojej walizki, chciałam założyć coś przewiewnego. Wybrałam kremowo- różową sukienkę, która przypominała mi tyle chwil spędzonych z Julą...

Zeszłam na dół czując zapach pysznych racuchów z jagodami. Jeśli chodzi o słodkie potrawy to moja mama była w nich mistrzem!Na dole wystrój wnętrza był wspaniały. Większość mebli była kremowa i nowoczesna. Dominowały tu pastelowe kolory. Kuchnia była miętowa. W salonie zwisał duży żyrandol idealnie dopasowały kolorem do reszty. Kanapa była biała. Na przeciwko kanapy stał wielki plazmowy telewizor. Kilka metrów dalej było akwarium.
-I jak Ci się podoba?-Zapytała mama, a widząc moją minę dodała - chyba ten styl przypadł Ci do gustu, co?
-Mamo jest ślicznie, jest nawet lepiej niż to sobie wyobrażałam- dodałam z zachwytem.
-No dobrze dobrze, siadaj już, śniadanie czeka- powiedziała moja mama ze śmiechem.
Postawiła przede mną pyszne placki z jagodami. Gdy jadłam starałam się wyłapać wszystkie szczegóły. Wysoka lampka, która stała koło fotela miała do ozdoby brylantowe zawieszki. 2 metry od fotela był otwarty na oścież taras. Ogród nie był jakiś zniewalający bo przecież go jeszcze nie urządziłyśmy. Dziś miałam jechać z mamą po zasłony do pokoi, dywany i ewentualnie jakieś kwiatki.Ze smutkiem spojrzałam że biorę do ust ostatni kawałek śniadania.



2 godziny później...
-Mamo, przecież mówię Ci że gdybyśmy wybrały te to by ożywiły nastrój w salonie!- niemal krzyknęłam.
-Wygrałaś..-powiedziała bezradnie kłócąca się ze mną od dobrych kilkunastu minut moja rodzicielka.
Z dumą podeszłam do kasy chcąc zapłacić za towar. Jak na początek nawet  dobrze nam szło. Jeszcze tylko jakieś kwiatki, doniczki i możemy wracać.Wyszłyśmy z mamą ze sklepu. Nogi mi juz padały.  
-Mamo, może ja wstąpię do jakiegoś sklepu odpocząć i przy okazji czegoś się napić, a Ty poszukasz już tych doniczek?
-Dobrze, to spotkajmy się tutaj za ok 45 min.- powiedziała,  po czym odeszła.
Poszłam do pierwszego lepszego sklepu. Podeszłam do  wolnego stolika. Na jednym krześle położyłam torby, a na drugim
-Co pani zamawia?-podszedł do mnie kelner?
-Ja..yyy..poproszę- zaczęłam jeździć wzrokiem po menu-Fantę- powiedziałam  co mi przyszło do głowy.
Kelner odszedł a ja zostałam sama ze swoimi myślami.Zapomniałam już że miałam zadzwonić jak tylko przylecę do Londynu. A telefonów było dużo..główne do Julii miałam je wykonać.
Po chwili kelner przyniósł zamówienie. Moja harmonia i cisza nie potrwały długo..
-Sorry, mogę się dosiąść?- zapytał jakiś głos za mną.
Odwróciłam się, to była jakaś dziewczyna. Miała ciemne, brązowe włosy lokowane na końcu-zawsze chciałam takie mieć.Wydawała się być miła.
-Jasne- powiedziałam przesuwając torby.
Dziewczyna usiadła na przeciwko mnie.
-Wszędzie strasznie tłok, a ty wydawałaś się w miarę normalna..a tak w ogóle to to Alice jestem- przedstawiła się.
-Asia- odpowiedziałam.
-Wooow, widzę że dużo nakupowałaś- czyli nie tylko ja jestem zakupoholiczką- zaśmiała się.
-Ja..to są rzeczy do domu. Wprowadziłam się tutaj wczoraj wieczorem. A właściwie to dzisiaj w nocy- odpowiedziałam uśmiechając się.
-Ooo czyli nowa, i jak Ci się tu podoba?-zapytała
-Jeszcze nic nie zwiedziłam, nie zdążyłam.
-Jak chcesz to zadzwoń do mnie chętnie pomogę, i tak nie mam planów na te wakacje.- powiedziała Alice zapisując swój numer na karteczce z notesu, wyrywając podała go mi. Ja również jej swój podałam.
-A jaki jest powód że się tu przeprowadziłaś?- zapytała.
-Moja mama dostała awans, który był jej jedyną szansą, w sumie to nie miała wyboru. Ale mam nadzieję że poznam tu wiele nowych osób.
-Na peewno- odparła.
Alice wydawała się bardzo miłą osobą. Choć nie znałam jej jeszcze tak dobrze, od razu wprawiała mnie w dobry nastrój. Była jak parę koleżanek z mojej dawnej szkoły.
-A ty masz jakieś plany w te wakacje?- zapytała.
-Wiesz..muszę sobie wszystko załatwić i uporządkować. Mój dom jest jeszcze pusty, więc będę szukać wystroju do niego.No i  nie mogę tak zostawić mamy z tym wszystkim.
-Aha rozumiem, jak chcesz to mogę wam pomóc, bo jeśli chodzi o projektowanie to jest to moja ulubione zajęcie. Chociaż nigdy nie byłam w tym dobra.
-Może skorzystam- dowiedziałam z uśmiechem, po chwili dodałam:
-Mam jeszcze pół godziny, chcesz się ze mną przejść? Może będzie coś ciekawego w sklepie, jakieś ubrania czy co?
-Chętnie- odparła.
Ruszyłyśmy z moimi wielkimi torbami. Pierwszym sklepem była Zara, spodobało mi się tam parę ciuchów, ale wolałam jeszcze nie kupować, może innym razem.Po jakimś czasie poczułam wibracje w kieszeni...no tak mama.
-Halo mamo już idę- powiedziałam szybko, po czym krzyknęłam do Alice:
-Już muszę iść, mam nadzieję że niedługo się spotkamy.
-Jasne- odpowiedziała z uśmiechem Alice.
Zaczęłam biec, co w sumie w tym tłumie i moimi siatkami nie było możliwe. Po chwili byłam już na miejscu.
-H-h-h-h-ej mamo- zdyszana próbowałam cokolwiek z siebie wydobyć.
-No cześć, cześć, chodź już do samochodu bo widzę że ledwo żyjesz.
5 godzin później...
 -Siedziałam sobie w parku, który był niedaleko mnie od domu. Tu było tak dobrze. Włączyłam sobie muzykę siedząc na ławce, na którą padały jasne promienie słońca.Delikatnie odchyliłam się do tyłu i zamknęłam oczy.Myślałam o nowym domu, nowej przyjaźni z Alice, i ogólnie o tym miejscu. Było tu ślicznie. Nagle poczułam, że robi się zimniej. Otworzyłam oczy, i ujrzałam zarysy jakiejś osoby. Słońce tak raziło że musiałam przyzwyczaić wzrok do otoczenia.To jego cień sprawił że było tak zimno. Po kilku sekundach zobaczyłam że ów chłopak się na mnie patrzy. Uśmiechnął się i powiedział:
-Cześć.
-H-h-hej- powiedziałam.
No nie wierzę, to był Harry z 1D!Trochę dziwiłam się, że tak się do mnie przyczepił- ja, jakaś zwykła dziewczyna.Nie to że coś do niego czułam, ale miło gdy ktoś bardzo znany nagle mówi do Ciebie cześć.Dopiero teraz zauważyłam że nie jest sam. Za nim stał Liam, a jeszcze dalej Zayn.
-Jak tam nóżka?- Zapytał z uśmiechem Harry.
-Dobrze- odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
-Liama wcześniej nie było na lotnisku, więc jeszcze nie miał okazji Cię poznać- dodał Zayn.
-Hej, Liam jestem- powiedział chłopak, który miał bardzo sympatyczną twarz.
-Asia- odpowiedziałam.
Po chwili Harry usiadł po mojej lewej stronie, Zayn po prawej, a Liam koło loczka.
-Co robisz sama w środku parku, czekasz na kogoś?-Zapytał Harry.
-To samo co wy- odparłam.
-Ooo a coś ty taka dziś naburmuszona?-zapytał Liam ze śmiechem.
-Zmęczona jestem, przecież wczoraj przyleciałam.
-A jutro masz wolne?-Zapytał Zayn
-Nigdzie mi się nie spieszy, poza tym wakacje są- odparłam.
Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Może chciałabyś pojechać jutro z nami na ognisko?-zapytał Harry.
-Ja...nie dzięki, jeszcze..- zaczęłam, ale przerwał mi loczek:
-No nie daj się prosić- i zrobił słodkie maślane oczka.
-Jeszcze zobaczę- powiedziałam- a tak poza tym to ja już się zbieram.
To powiedziawszy wstałam z ławki i zaczęłam iść w kierunku domu.
-Ejj!!-Usłyszałam za sobą wołanie.
Odwróciłam się.
-Jak masz nam dać odpowiedź skoro nawet nie mamy jak się z Tobą skontaktować?-Zapytał Harry.
-Ja...no dobrze przyjdę. To jak się umawiamy?
-Przyjedziemy jutro pod Ciebie pod dom, tylko podaj nam swój adres.
Ustaliłam na szybko z chłopakami wszystkie szczegóły, podałam adres i pobiegłam do domu. Nie chciałam im dawać swojego numeru telefonu, nawet się jeszcze nie znaliśmy.
-Hej mamo!- przybiegłam do domu i pobiegłam na górę nawet nie czekając na reakcję. Włączyłam laptopa i weszłam na skype. Miałam dużo nieodebranych wiadomości typu "Dlaczego nie dzwonisz?!" Na facebook'u było tylko gorzej. Ludzie..to tylko jeden dzień..-pomyślałam. Zaczęłam oglądać posty znajomych, gdy nagle pojawiła się ikonka ze skype'a "Julia dzwoni", odebrałam to szybko.
-Aaaasia, cześć ty mój debilu, co nie dzwoniłaś?!
-Spokojnie, spokojnie- powiedziałam ze śmiechem.
-No mów, opowiadaj jak tam jest!
-Eeee..noo fajnie. Dom jest nawet ok, dziś byłam w centrum handlowym po wyposażenie domu i..to wszystko.
W porę ominęłam moje spotkanie z chłopakami z One Direction. Gdyby ona się o tym dowiedziała, to by zaczęła wrzeszczeć, aż by mi szyby popękały w pokoju.Wolałam jej zrobić niespodziankę. Rozmawiałyśmy jeszcze z Julią przez dłuższy czas. Obiecałam że do niej jutro zadzwonię, i się czym prędzej rozłączyłam.
Po chwili zeszłam na dół na kolację.
-Jak tam pierwszy dzień minął? Poznałaś kogoś? Możne znalazłaś jakieś ciekawe zajęcia, na które chcesz chodzić?
-Na razie nic..i wtedy sobie przypomniałam o spotkaniu z chłopakami- Eeee znaczy ja się jutro umówiłam na ognisko ze..znajomymi.
-Oooo już kogoś poznałaś? Cieszę się że szybko się tu odnajdujesz- powiedziała mama.
2 godziny później...
Leżałam już w łóżku z laptopem na kolanach. Pisałam z paroma koleżankami z dawnej szkoły. Nikomu nie mówiłam o moich zdarzeniach jeśli chodzi o One Direction. Pierwszy raz w życiu coś zaczęło mi się układać. Wcześniej było okropnie, a z dnia na dzień robiło się jeszcze gorzej. A wszystko zaczęło się od jednej, burzowej nocy. Choć miałam wtedy 4 latka nadal pamiętam każdy szczegół.Wracałam wtedy z tatą ze stadniny. Była praktycznie noc. Drzewa szalały, bałam się strasznie. Słyszałam tylko szum własnych myśli. Wszystko wokół mnie się ruszało, tak jak by zaraz miało polecieć z wiatrem. Był niemal huragan, a temu jeszcze towarzyszyły błyskawice, wielki deszcz i pioruny.Środek lasu, tylko niewyraźne zarysy drzew. Nagle niebo zajaśniało. Ale to zajaśniało tak że mnie oślepiło. Zasłoniłam swoimi malutkimi rączkami oczy. Nawet w dzień nie było tak jasno. Po sekundzie grzmot- ale to grzmot jaki wstrząsnął to był odgłos jakby ziemia pękła na pół.Potem ojciec mnie bierze szybko na ręce i rzuca. rzuca gdzieś daleko, w jakieś krzaki. Przestraszyłam się. Po chwili znowu huk, nie już grzmot- tylko huk.Jakaś gałąź mnie walnęła, ale nic mi się nie stało. Wtedy jako czteroletnia dziewczynka przejmowałam się tylko tatą. Podbiegłam do miejsca z którego jak mi się wydawało- mnie "wyrzucił" To co zobaczyłam- śni mi się w każdym koszmarze do teraz. Niewidzialne zarysy drzewa na drodze- drzewa, które własnie się przełamało na wskutek uderzenia piorunem- drzewa pod którym leżał mój ojciec...

________________________________________________________________

Mam nadzieję że się podoba :) Przepraszam za wszystkie błędy językowe, ortograficzne itp. ale jak już piszę szybko to nie zwracam na to uwagi ;P
Komentujcie i udostępniajcie plisss <3