Za wszelkie niedogodności z góry przepraszam, i za rozdział również przepraszam; jest beznadziejny.
A tak w ogóle idzie ktoś na zlot Directioners w Warszawie, w złotych tarasach? :D Ja będę, mam nadzieję, że kogoś spotkam ^^ Więcej informacji TUTAJ
Okłamałeś mnie.- poczułam napływające do oczu łzy.- obiecywałeś przyjaźń. (...)
-To Ty mnie okłamałaś.- (...)
-Kiedyś mówiłaś, że mnie kochasz.- wyszeptał.- nie wiedziałem, że nabierze to takiego znaczenia. –Spuścił głowę. (...)
-Nie Niall. Ja nic do Ciebie nie czuję. (...)
-A jaka normalna- niezakochana osoba śni o tej drugiej takie sny, hmmm? (...)
-Nigdy bym Cię nie okłamał, rozumiesz? Jesteś dla mnie zbyt ważna, żebym mógł się pogodzić z Twoim odejściem (...)
-Tak Asiu. Kocha ją, naprawdę kocha Alice, ale nie mógł żyć z poczuciem winy, by Ciebie tak po prostu zostawić… Wiedział, jak jesteś delikatna, i jak łatwo Cię można zranić, to dlatego poszedł Ci na rękę. Chciał dobrze. Źle go zrozumiałaś. (...)
-Czyli cokolwiek teraz powiem, to i tak będziesz się kierował swoją intuicją i mi nie uwierzysz?- syknęłam.-I tak będę wiedział, że czujesz do mnie coś więcej.
Przekręciłam prawidłowo
numerki i otworzyłam szafkę. Zaczęłam wrzucać do niej niepotrzebne podręczniki,
ubrałam płaszczyk i buty, jak najprędzej chcąc opuścić teren szkoły.
Nienawidziłam tego miejsca. Zresztą- jak każdego innego, w którym byli ludzie.
Codziennie te same
twarze, codziennie ta świadomość, że dla nich jesteś nikim. Nie to, że chciałam
jakoś przegiąć w drugą stronę i znaleźć się w elicie klasowej. Po prostu…
marzyłam być kimś więcej, niż osobą, którą tylko można zapytać o pracę domową.
Rozmawiać, jak oni,
śmiać się jak oni- tak wiele wymagałam? Większość uczniów po pierwszym dniu
szkoły uznała mnie za tą bezwartościową. Po co zagadać, skoro i tak nic z niej
nie wyciągniesz? Te nerwowo ocierające się ręce i naciągnięte rękawy mówią same za siebie…
Nie musiałam jakoś
specjalnie kombinować, żeby wiedzieć co o mnie myślą. W końcu samotne siedzenie
na korytarzu stało się rutyną.
Lekko zamknęłam szafkę
i poprawiając torbę ruszyłam w stronę wyjścia. W myślach analizowałam sobie,
jak spędzę dzisiejszy dzień. Lekcje? Jest piątek, na nie przyjdzie czas w
niedzielę wieczorem. Alice? Niall, Liam, Zayn, Hazz, Lou?- odpada. Nie to,
żebyśmy byli pokłóceni… no może z wyjątkiem mulata, ale tu nie o to chodzi.
Ten dzień jest
wyjątkowy, zresztą jak co roku. Co prawda jego wyjątkowość w ciągu tych
kilkunastu lat zmniejszyła się do bezczynnego siedzenia, wspominania, czasem…
kaleczenia i płakania.
Co mi przyniesie tym
razem?
Kilka
godzin później…
14
października
To
już 13 lat… równo 13 lat. Przypomnieć jest łatwo, ale zapomnieć? Mówią, że czas
leczy rany- ale to nie prawda. Chyba, że przez „leczenie” rozumieją stan
fizyczny, to by się zgadzało. Jednak w środku wszystko boli tak samo… może i ze
zdwojoną siłą?
To
zostaje na całe życie. Idzie za Tobą jak cień. Już nigdy się nie zmienisz. Już
nigdy nie będzie tak jak dawniej. Już nigdy do tego nie powrócisz…
Może
teraz, gdyby nie to, miałabym do kogo zagadać. Nie czułabym się jak powietrze?
Byłabym inną osobą. Mój pogląd na świat znacznie by się zmienił.
Nie
chciałam współczucia od przyjaciół, których i tak już nie miałam. Nie chciałam psychologa,
psychiatry, czy innych lekarzy. Co z tego, jeśli nawet by mnie zrozumieli?
Przywróciliby mi ją?
Nie.
Ja
wciąż to pamiętam, ja wciąż tęsknię, żegnaj Łusiu.
Wiem, że jestem dziwna.
Nie musicie mi tego powtarzać.
Przecież ja nie chcę od
nikogo współczucia. Lubię siedzieć jedynie w towarzystwie moich własnych
problemów. Z kimś czy bez kogoś- jej mi
nie przywrócą…
Otarłam rękawem oba
mokre policzki. Mając na sobie czarną koszulę mogłam to robić bez żadnych obaw
przed tuszem do rzęst, którego o dziwo na sobie dziś miałam. Tak, wow- możecie
już bić brawa. Co prawda nie jest to warstwa nie wiadomo jaka, którą widzę,
przechodząc codziennie koło każdej dziewczyny z mojego otoczenia, ale jednak.
Mój brzuch zaczął dawać
swoje pierwsze oznaki, że dawno nic nie dostał. Powolnie otwierając pamiętnik
na ostatnio zapisanej stronie i zaznaczając wkładając tam długopis,
pozostawiłam go i udałam się w stronę kuchni.
Zaczęłam podgrzewać
obiad, cały czas będąc myślami gdzie indziej.
W końcu swój wzrok
utknęłam na fotografii wiszącej niedaleko. Tak, tego samego zdjęcia…
Retrospekcja:
Wziął je delikatnie za ramkę nadal stojąc do
mnie tyłem. Jakiś czas w pomieszczeniu panowała idealna cisza przerywana moim
przyspieszonym oddechem. Hazza nadal wpatrywał się w zdjęcie, na którym byłam
ja i moja ukochana siostrzyczka. Możliwe, że nawet nie zostałam przez niego
rozpoznana. Chyba nigdy nie widział mnie takiej uśmiechniętej jak na tym
zdjęciu. Mała, wyszczerzona do zdjęcia Asia trzymająca < a przynajmniej
próbująca trzymać> swoją o 2 lata młodszą siostrzyczkę. Obie z tzw. bananami
na twarzy. Wtedy wszystko było idealne. Miałam rodzinę, byłam szczęśliwa i
spełniona.
Harry odwrócił się nadal trzymając w dłoni ramkę. Jego mina...bezcenna. No po prostu...ugh...wyglądał tak uroczo.
-To...to Ty ?-zapytal niepewnie.
-Tak. (…)
Harry odwrócił się nadal trzymając w dłoni ramkę. Jego mina...bezcenna. No po prostu...ugh...wyglądał tak uroczo.
-To...to Ty ?-zapytal niepewnie.
-Tak. (…)
Ja również się uśmiechnęłam, ale to na widok
jego miny,
-Ale..ta mniejsza czy większa-spytał dosiadając się i kładąc nogę na nogę.
-Zgaduj-postanowiłam trochę podręczyć chłopaka. (…)
-Ale..ta mniejsza czy większa-spytał dosiadając się i kładąc nogę na nogę.
-Zgaduj-postanowiłam trochę podręczyć chłopaka. (…)
-Emmm...no...tak mi bardziej pasujesz na
młodszą-odparł drapiąc się po karku.
-Coś źle mnie dobrałeś (…)
-A ta młodsza to kto?(…)
-Kuzynka-odparłam bez namysłu.(…)
Być może wiedział, że go okłamałam… Sądząc po jego minie,
było to nawet bardziej niż pewne. Jednak nie nalegał. Może domyślał się, jakie
skutki mogą u mnie wywołać wspomnienia z nią związane…?
Rozmyślałabym tak dalej, gdyby nie rozchodzący się po całym
domu dźwięk dzwonka do drzwi. W pierwszej chwili moje serce podskoczyło do
gardła.
Przecież oni nie wiedzą, nie mogą wiedzieć.
Po paru sekundach sobie
uświadomiłam, że przecież nawet jakby to była Alice, to by na pewno nie
przyszła z tego powodu. Przecież często mnie odwiedzała. Byłam zbyt nerwowa…
Wolnym krokiem ruszyłam
w stronę drzwi. A co jeśli w ogóle to
jakiś listonosz? Asia, po co ten strach!
Przekręciłam zamek i
pociągnęłam za klamkę. Moim oczom ukazał się…
-Louis?- nie za bardzo
wiedziałam co powiedzieć.
-W rzeczy samej.-
uśmiechnął się, jak to było w jego zwyczaju. – Wyglądasz jakbyś ducha
zobaczyła. Zresztą zaraz wszystko mi wyjaśnisz.
Wszystko mi wyjaśnisz?!
Czy ja dobrze usłyszałam?!
Starając się przybrać
mniej zaskoczony wyraz twarzy przesunęłam się dając chłopakowi miejsce. Ten
zaczął odpinać guziki od swojego płaszcza i zdejmować buty.
Ja zaś szybko pognałam
do kuchni przypominając sobie o grzejącym się obiedzie.
No nie chciałam być
niemiła, ale jakoś inaczej sobie wyobrażałam ten dzień… A już na pewno nie z
Tomlinsonem, który jak gdyby nic przyszedł do mojego domu, jakby tu mieszkał.
-A tak w ogóle to co
cała na czarno jesteś, jakbyś jakąś żałobę miała?- Parsknął zza ściany.
Dobrze, że nie wiedział
w tej chwili mojej miny…
Mocniej zacisnęłam
dłoń, starając się powstrzymać przybywając stan.
Oj Loulou, gdybyś
wiedział, ile w tych słowach jest prawdy…
-No, a teraz mów wujkowi
Tommo co się stało!- klasnął w dłonie i wszedł do pomieszczenia.
-Nic.-odchrząknęłam.-
Chcesz coś do jedzenia?- wychrypiałam.
-Nic, w makijaż
rozmazał mi się bo…?- odparł.
W tamtej chwili miałam
ochotę przywalić sobie z otwartej dłoni. Oczywiście, że musiałam o czymś
zapomnieć.
-To naprawdę…
-Skarbie, mam cztery
młodsze siostry, myślisz, że na takie słowa się nabiorę?- przerwał mi.
Z braku pomysłu na
dalsze wytłumaczenia spuściłam nieco głowę, uporczywie wpatrując się z
naczynie. W odpowiedzi usłyszałam westchnięcie.
-Wygląda na to, że
najpierw sobie coś zjemy, a do tej sprawy podejdziemy później.- zakasał rękawy,
już po chwili pomagając mi nakładać porcje.
Ojj, będę się
tłumaczyła…
Godzinę
później…
Chłopak przepuścił mnie
w drzwiach do pokoju, po czym je zamknął. Klapnęłam bezradnie na łóżko, bijąc
się z myślami, co będziemy robić w pomieszczeniu przez najbliższy czas.
Telewizor był na dole, a takowego „Twistera” nie posiadam. Nie zaprzeczę
jednak, że sam Tommo był dość pomysłowy i zawsze znajdował temat do rozmowy.
-Dlaczego przyszedłeś
sam?- zaczęłam uporczywie wpatrując się w swoje dłonie.
Sama wizja tego, że
dzisiejszego wieczora będę się musiała nieźle tłumaczyć za sprawą rozmazanego
tuszu do rzęs- przerastała mnie.
-Hazza, Liam i Zayn
nagrywają dziś swoje partie do piosenki, a Niall musiał poćwiczyć grę na
gitarze, bo ostatnie tygodnie…- przerwał widząc moją minę.
-Um… w każdym razie
musiał zostać.
-A..Aha.
-Hej.- położył swoja
dłoń na moim kolanie.- tu już minęło. Liam mu wszystko wytłumaczył. Jest
dobrze.- zapewnił mnie.
-Dla mnie nie istnieje
takie określenie Tommo. -bąknęłam.
-Masz zdecydowanie zbyt
pesymistyczne podejście do życia. Musisz się trochę rozerwać.
-Jeśli rozerwanie się
rozumiesz przez pójście w miejsce publiczne, to nawet na to nie licz.-
wyprzedziłam go.
Na twarzy bruneta
pojawił się delikatny uśmiech.
-Tak, właśnie to miałem
na myśli.- chłopak wstał.
Pokręciłam przecząco
głową.
-Nie tym razem Louis.-
nerwowo naciągnęłam rękawy.-Ja… po prostu ten dzień wolę spędzić tutaj…- już
chciałam dodać „samotnie”, ale w porę ugryzłam się w język, stwierdzając, że
zabrzmiałoby to chamsko.
-Tydzień w przód, czy
tydzień w tył; i tak byś powiedziała to samo.
I
tu się mylisz Tomlinson…
-Lou… proszę.
-A czemu zawdzięczamy
dzisiejszą wyjątkowość?- usiadł naprzeciwko mnie na podłodze.
Wzdrygnęłam się.
-Niczemu.- skłamałam,
po chwili orientując się, jak sztucznie to zabrzmiało.
Westchnął.
-A teraz?.- ujął moją
twarz, tak, że byłam zmuszona patrzeć mu prosto w oczy.- czemu?
Ledwo co potrafiłam
kłamać unikając kontaktu wzrokowego. A teraz?
Duże, błękitne tęczówki
wpatrywały się we mnie ulatniając wszelkie nadzieje wybrnięcia z sytuacji.
Nie mogłam mu
powiedzieć prawdy, poprawka: nie potrafiłam. Nie należał on do osób, którym
ufałam… zresztą dla takich ludzi w moim świecie nie było miejsca.
-Wiesz… znamy się od
wakacji, a tak naprawdę nic o Tobie nie wiem.- ponownie podjął próbę.-Co Lubisz
robić?-? Jego dłonie przeniosły się na moje kolana.
Zmarszczyłam brwi.
Brunet zmieszał się
trochę.
-W sensie… jakie masz
zainteresowania.-dodał.
Uciekanie
od ludzi, liczy się?
Podkuliłam nogi.
-Nie mam
zainteresowań.- wymamrotałam, mając przed oczami wspólną jazdę konną z tatą.
-Nie uwierzę Ci, każdy
ma.- dosiadł się obok na łóżku.-coś musiałaś przecież robić, zanim wyleciałaś
do Londynu.
Tak-
pierwsza połowa życia oswajanie się z przeszłością i próbowanie nawiązania
kontaktu z ludźmi; druga połowa- zaakceptowanie rzeczywistości i próba odcięcia
się od reszty.
-…Już nie wspominając o
babskich wieczorach, zajadaniu się lodami i oglądanie bezsensownych komedii
romantycznych.
Spojrzałam na niego
krzywo.
-No co! Mając tak przez
kilkanaście lat chyba mam prawo narzekać.- uniósł ręce.
-Nie LouLou, nie o to
chodzi. Po prostu… nie wszystko jest takie oczywiste i proste jak Ci się
wydaje.-gestykulowałam dłońmi, dopóki nie poczułam jego ciepłych ramion wokół
siebie.
Przerwałam, teatralnie
chrząkając.
-A Tobie… co się stało?
-Nazwałaś mnie LouLou.-
powiedział miękkim głosem, a ja mogłam przysiąc, że się uśmiecha.
Zarumieniłam się lekko.
-Um… a co to…Er…wnosi?
-Tak mówią tylko Ci
wyjątkowi.-głos chłopaka zmienił się na bardziej chłopięcy.
-Huh… czyli rozumiem,
że nie mogę się tak do Ciebie zwracać.-szepnęłam.
Cisza.
-Jeszcze
pomyślę.-usłyszałam po chwili czując jednocześnie, jak brunet klepie mnie po
plecach.
Czyli
nie…
-Wiesz.. niedługo będę
się zbierał.- zaczął z innej beczki.
W duchu odetchnęłam z
ulgą.
-Ale chyba najpierw
masz mi parę rzeczy do wyjaśnienia, co?- cofnął ręce, a głowę umiejscowił tak,
że byłam znów zmuszona patrzeć prosto w oczy.
-Nie wydaje mi się.-
spuściłam wzrok.
Chyba zamierzał dotknął
moich policzków, ale w ostatniej chwili zrezygnował i cofnął ręce. Wolno wstał
z łóżka i zaczął spacerować po pokoju. W końcu przystanął przy półce. Jeśli spodziewał
się, że zastanie tam mnóstwo bransoletek, kolczyków, szminek i innych rzeczy,
które każda normalna dziewczyna miałaby w takim miejscu- to się mylił. Tutaj
leżały pamiątki i zdjęcia, chwile które…
-Dlaczego najbardziej
rzucająca się w oczy część jest pusta?- przerwał moje przemyślenia.
-Nie jest pusta.-
szepnęłam wlepiając oczy w nerwowo ściśnięte dłonie.
Boo Bear dokładnie
przyjrzał się jasnemu meblowi.
-To chyba ja jestem
ślepy. -wymamrotał.
Uśmiechnęłam się pod
nosem.
-Nie, nie jesteś. Masz
po prostu za mało wyobraźni.
-Wyobraźni? –powtórzył,
po chwili wziął coś do ręki i wyraźnie usatysfakcjonowany odwrócił się.
Kiwnęłam głową.
-Tutaj leżą…- zagryzłam
wargę.- wspomnienia.-dokończyłam ciszej.
Tommo stał w tym samym
miejscu nieco zbity z tropu. Co prawda nadal zawzięcie trzymał coś za plecami,
lecz jego twarz przybrała nutkę
wtajemniczenia.
Moje serce było
szybciej niż powinno, zresztą czemu tu się dziwić. Właśnie powierzyłam.. no
może mało istotną rzecz, ale jednak coś- Louis’owi. Tak, temu Louis’owi. Jakoś
w dalekiej przyszłości nie planowałam, żebym to właśnie jemu się zwierzyła; nie
planowałam, żebym komukolwiek się zwierzyła.
-A czy mogę się
dowiedzieć.- zrobił krok do przodu.- Co to za wspomnienia tam leżą?
Zaprzeczyłam.
-Ale ja też chciałbym
mieć taką wyobraźnię.
-Te dobre i te złe.-
bąknęłam.
-A dokładniej?
-Um… Zrób u siebie w
pokoju taka półkę, z pewnością Twoja wyobraźnia się poszerzy.- odparłam
wymijająco.
W odpowiedzi dostałam
tylko ciche westchnięcie.
-Dlaczego nie chcesz mi
powiedzieć nawet o tych dobrych wspomnieniach?
Bo
ich nie miałam?
-Nie lubię o tym
rozmawiać.-powiedziałam na jednym wydechu.
Jego niebieskie
tęczówki skanowały każdy mój ruch, jakby próbując pojąc co w tej chwili dzieje
się w mojej głowie. Wywiercały niewidoczną dziurę, po chwili zmieniając swój
punkt zainteresowań. Teraz przeniosły się na pamiętnik, który zostawiłam, w
pośpiechu schodząc na obiad.
Uniósł brwi.
-A to co?
Szybkim ruchem
zagarnęłam owy przedmiot. Moje serce zaczęło wykonywać dwa razy szybsze obroty.
Przecież tam było wszystko- cała przeszłość. Jedna chwila nieuwagi i mogłabym
się pożegnać, dosłownie i w przenośni. Moje uczucia, moje tajemnice. To taki
prywatny psycholog- tyle, że mi nie odpowiada, nie pociesza, i nie poklepuje po
ramieniu. Co nie zmienia faktu, że zastępuje mi najbardziej zaufaną osobę, jaka
nigdy dotąd nie pojawiła się w moim życiu.
-N..nic.- ze strachem w
oczach wpatrywałam się w idącego ku mnie chłopaka.
-Gdyby nie było na tyle
ważne, nie ukrywałabyś tego za plecami.-stanął przede mną.
Przełknęłam ślinę.
To była chyba jedna z
najgorszych chwil w moim życiu. Jedna sekunda, która zmieniłaby wszystko.
Przecież Tomlinson jest silny, spokojnie mógłby tak po prostu mi go wyrwać; i
tego się obawiałam.
A wszystko zaczęło się
od tego, że po prostu nie schowałam go na swoje miejsce. Tak, brawo Asia.
-Mogę?- wyciągnął wolno
prawą dłoń.
Zaprzeczyłam, po raz
kolejny w tym dniu zagryzając wargę.
Po prostu nie ukrywam-
zaczynałam się go bać. Miał przewagę. Fizyczną jak i psychiczną.
-Proszę… Lou…- moje
ręce niezauważalnie zaczynały drżeć.
-To dlatego, że to są
te… wspomnienia? -nadal nie ruszał się z miejsca. Był niewyobrażalnie blisko,
jednak jego ciało trzymało dystans do mojego, przed jakimkolwiek dotykiem.
Hmmm, jeśli mam być
szczera, to chciałam, żeby w tamtej chwili choćby mnie dotknął. Potrzebowałam
tego. Byłam pewna, że jeszcze chwila i rozkleję się zupełnie.
Kiwnęłam lekko głową.
-T..tak.- wydukałam.
Możliwe, że odpuścił.
Jego ciało automatycznie się rozluźniło.
-A Ty mi nie ufasz?
Mogłam się mylić, bądź
nie, ale wydawało mi się, że przed sekundą dostrzegłam w jego oczach smutek.
Cicho wypuścił powietrze i cofnął się.
Wolno odłożyłam
pamiętnik z powrotem na pościel.
W pomieszczeniu na
chwilę zapanowała cisza, choć byłam pewna, że nawet z takiej odległości chłopak
słyszy moje szybko bijące serce.
We wnętrzu trochę zaczęłam żałować mojego zachowania
wobec niego. Może i dla niego ta chwila pójdzie w zapomnienie, ale mnie jednak
coś tknęło, mając przed oczami smutek na twarzy bruneta.
-Um…- podrapał się
nerwowo po plecach.-A mówiłaś, że nie miałaś żadnych zainteresowań.-Zza pleców
wyjął ramkę, która przedtem zdobiła środek mojej półki.
Uśmiechnęłam się
delikatnie widząc, które zdjęcie wybrał. Nawet wam powiem, że była to ta sama
fotografia, którą jeszcze tak niedawno trzymał w ręce Harry.
-Skąd wiesz, że lubiłam
jazdę konną? Może po prostu zrobiłam jej zdjęcie, bo mi się spodobała?
-Er… skoro nic innego w
tej sypialni nie wskazuje, żebyś uprawiała inny sport, to stawiam na kon…
-Dla ścisłości to był
kuc.- przerwałam.
-No i widzisz?- Jego
kąciki ust minimalnie podniosły się ku górze.- Gdybyś się na tym nie znała, nie
wiedziałabyś, że to kuc.
Zacisnęłam usta w wąską
linię.
Lou zacmokał.
-Chciałbym kiedyś
zobaczyć, jak jeździsz.-palnął, wymawiając te słowa z powagą.
Zamrugałam niepewnie.
-Po co?
Wzruszył ramionami.
-Tak po prostu, a musi
być jakiś konkretny powód?- podciągnął rękawy.
-Co nie zmienia faktu,
że i tak nie zobaczysz.- starałam się brzmieć obojętnie.
Kątem oka zobaczyłam,
że chłopak waha się, czy podejść, ale w ostateczności został.
-Ponieważ?
-A mówi być jakiś
konkretny powód?- niech ma za swoje.
Przewrócił oczami.
-A jak bym Ci
powiedział, dlaczego, to Ty też mi zdradzisz?
Cwany jest!
-Nie.-syknęłam.
Kiwnął głową, mrucząc
coś pod nosem. Spojrzałam na niego tępo.
-Okay, rozumiem.-
Uniósł ręce w geście poddania.- Wiesz.- zajął miejsce na łóżku.- Za tydzień wyjeżdżamy i chcielibyśmy zrobić
imprezę pożegnalną.
-Wyjeżdżacie?!- teraz
to ja byłam zbita z tropu.
-No kiedyś musiał
nastać taki moment.- westchnął.- Ale spokojnie, trasa obejmuje tylko Australię,
wrócimy po dwóch miesiącach.
Z trudem przełknęłam
ślinę.
-To jak będzie…- nie
dokończył, bo z mojej komórki wydobył się dźwięk dochodzącego sms-a.
Jak na zawołanie odwróciliśmy
się w stronę pikającego przedmiotu. Niestety; chłopak był szybszy.
-Lou!- pisnęłam, lecz
doskonale wiedziałam, że chłopak góruje wzrostem.
Cały czas trzymając
telefon w górze, odblokował go, wchodząc w nową wiadomość. Chciałam zobaczyć,
kto był nadawcą, ale z tej odległości trudno było cokolwiek wyczytać. W końcu
odpuściłam, jednocześnie zauważając, że brunet też niewiele widzi.
-Poczekaj, tylko
przeczytam.- opuścił rękę, odwracając się tyłem do mnie.
Prychnęłam.
-Masz koleżankę z
Chin?!
-Echem.. nie?- odparłam
zaskoczona.
-To…- podał mi
urządzenie.-… w jakim to języku?
Zaśmiałam się pod
nosem.
-Polski, ciołku,
polski.- mruknęłam, snując wzrokiem po wiadomości.
„To już 13 lat, trzymaj
się kochanie <33” Julia.
Pociągnęłam nosem.
-Co napisała?- zajrzał
mi przez ramię.
-Nic.-wymamrotałam
siadając na łóżku.
-Asiu?- podszedł,
zaskoczony moją nagłą zmianą.
Spokojnie,
tylko spokojnie, nie rozklejaj się.
-Tommo…- zasłoniłam
oczy.- Proszę, nic nie mów.
-A..Ale coś się…
-Nie, nic się nie
stało.-bąknęłam.
-Właś…- wstałam, szybko
udając się do łazienki.
Wyminęłam
przestraszonego chłopaka i czym prędzej zamknęłam drzwi. Szybko odkręciłam kran
i usiadłam na zimnych kafelkach.
Załkałam na tyle cicho,
aby chłopak tego nie słyszał. Miałam tylko nadzieję, że szumiąca woda,
dostatecznie to ogłuszy.
-Asia.. otwórz..-
usłyszałam po drugiej stronie delikatny i miękki głos Tomlinsona.
Kolejne słone łzy
skapywały po moich policzkach tworząc lekko czarnawą ścieżkę. Chłodne podłoże
zdawało się silnie zaznaczać swoją temperaturę, sprawiając dodatkowy ból.
Ponownie pociągnęłam
nosem i przetarłam oczy. Wiedziałam, że jeśli teraz się nie ogarnę, to potem
już będzie tylko gorzej. Tommo nie zasłużył sobie na to. Mogłam to zrobić po
jego wyjściu, ale nie teraz. On w ogóle już nie wyszedł..?
Więcej słów, wypływających
z jego ust nie usłyszałam.
Wolnym krokiem udałam
się w stronę kranu. Opłukałam twarz, chcąc się pozbyć resztek makijażu
rozmazanego zaledwie parę godzin wcześniej.
Ostatni raz spojrzałam w lustro, nie za bardzo
przejmując się jak wyglądam- ważne, żeby zakryć wszelkie ślady płaczu.
Wolno opuściłam klamkę,
stając na progu drzwi.
Mój ledwie widoczny uśmiech
na twarzy powoli zaczął znikać, uświadamiając sobie jaki widok mam przed sobą.
Kurwa.
-Lou..Louis.-
wychrypiałam.
Brunet podniósł
załzawione oczy spod pamiętnika.
-T… To była Twoja
siostra, prawda? -wyszeptał.