Muzyka

25 maja 2014

~Rozdział 48~

"-Asia, wrócił do domu o piątej nad ranem, nikogo nie słuchając zatrzasnął się w pokoju, zrzucił wszystko ze swojej półki, po czym wybiegł do Harry’ego! Ponadto regał do dziś stoi pusty, a on zabrania kłaść tam jakiekolwiek rzeczy! I Ty uważasz to za normalne?!" (...)
"-Podwiń rękawy.
-Co? (...)
-Nie wiem jak Ci to wyjaśnić… ale czasem w życiu pewnych osób coś się zmienia, i zaczyna Ci na nich bardziej zależeć, niż myślisz. Zastanów się, dlaczego akurat Ty."
(...)
"Co do tej….- Nerwowo potarł ręce.-…szkoły… to.. m..może nie chciałbyś być gdzieś przeniesiona. (...)
-Ja… myślę, że… jednak powinnaś komuś o tym powiedzieć. Nie zrobiłabyś tego dla mnie, ale… (...)
(...)
Zacisnęłam powieki.
PRZESTAŃ, PROSZĘ PRZESTAŃ!
-Chcę… na pewno my byśmy chcieli, żebyś była szczęśliwa… a przeszłość… (...)
-Wiem, że Ci trudno… po ich stracie.-Szeptał, gdy pod moimi powiekami zbierały się łzy. (...)
Okay… starałam się pominąć wszelkie zaskoczenie związane z jego opiekuńczością wobec mnie, ale do cholery jasnej obok siedział Harry!
Harry- który nic nie wiedział!
Harry- Który nie mógł się dowiedzieć! (...)
-Skończ. (...)
-T-To co się stało z Twoim ojcem i siostrą… powinnaś iść na tą terapią.
Moje oczy zaszkliły się niewyobrażalnie szybko.
Jego litość…ZARAZ, CO?!
Jaka siostra, jaki ojciec?! Przecież Louis tego nie mówił! On tylko mówił o stracie… czy ja dobrze rozumiałam czy…
-POWIEDZIAŁEŚ MU?! POWIEDZIAŁEŚ MU WSZYSTKO?!"
"-Czy… Louis lub Harry coś Ci zrobili? Coś o czym powinienem wiedzieć? -szepnął cicho. 
Upokorzyli mnie"
"-C-Czy Nicole zrobiła coś, o czym powinnam wiedzieć? Dziwnie zareagowaliście na dole, gdy o nią spytałam.
Jego ręka szybko zjechała na dół, a twarz lekko zbladła.
-Nie w…
-Tylko nie mów, że nie masz pojęcia, bo i tak będę wiedziała, że kłamiesz."
"Starałam się nie zatrzymywać wzroku na brunecie, bo jestem pewna, że gdybym dłużej zapatrzyła się na te maksymalnie napięte mięśnie i niechlujnie podwiniętą koszulkę ukazującą kolejne… Whoa! Chyba nie powinnam tak myśleć o chłopaku przyjaciółki, a jednocześnie koledze. (...)
-Spokojnie.-Uśmiechnął się, podając mi dziewczynkę. (...)
-Co? Chcesz wyjść?- Zapytałam zdezorientowana. (...)
-No to So…- Odwróciłam się, a moja twarz momentalnie zbladła.
Dziewczynka zniknęła z pola widzenia. (...)
-Sophie.-Zaczęłam rozpaczliwym tonem.-Proszę powiedz coś. (...)
Odwróciłam się gwałtownie.
Oczekiwałam wszystkiego… wszystkiego, ale na pewno nie jego. Byłam pewna, że moje serce w tej chwili bije wszystkie możliwe rekordy Guinnessa.
(...)
-Zayn. -Szepnęłam."

Po wypowiedzeniu tego wyrazu, zdałam sobie sprawę jak żałośnie to zabrzmiało oraz, że w ogóle coś z siebie wydobyłam… Cóż… moja zdolność mowy nie trwała długo, gdyż chwilę potem stałam, jeszcze nie za bardzo pojmując kogo mam przed sobą.
Mulat nie odzywał się ani słowem. Jego karmelowe oczy skanowały moją twarz. Sophie zaś uczepiła się nogawki chłopaka, w połowie się za nią chowając.
Przełknęłam ślinę, próbując pozbyć się ogromnej guli w gardle- na próżno. Zawiał wiatr, który skutecznie pozostawił na skórze gęsią skórkę.
Przed oczami pojawiły mi się wspomnienia związane z chłopakiem. Było tyle korzystnych sytuacji, aby go przeprosić, ale nie! Ja musiałam wylądować akurat w takiej, kiedy stoję jak kołek, a wyglądam pewnie jeszcze gorzej. Do  tego paręnaście sekund temu zrozpaczona krzyczałam imię Soph, podczas gdy mała była pod jego opieką.

Żadne z nas się nie ruszało. Jedynie Zayn zataczał delikatne kółka na dłoniach dziewczynki, która wlepiała we mnie swoje niebieskie oczy.
Nie wiem dlaczego, ale bałam się. Może sama obecność mulata wywoływała u mnie strach? Jego przerażająca, intrygująca, a zarazem perfekcyjna w każdym calu sylwetka nie ułatwiała zdolności myślenia.
Nie byłam w stanie stwierdzić co czuje teraz brunet. Miał napiętą szczękę, usta ułożone w wąską linię, lekko zapadnięte włosy i…te oczy. Dokładnie te same, które bezwstydnie wpatrywały się we mnie. Do tego jeszcze delikatna poświata księżyca, rozjaśniająca chłopakowi twarz… ohh co za ironia losu- brakuje mu tylko białego rumaka i zbroi.
Przygryzłam wargę i nie wytrzymując dłużej tak intrygującego spojrzenia- spuściłam wzrok. Dopiero po zobaczeniu co mam, a raczej czego nie mam na nogach zdałam sobie sprawę jak jest zimno. Nerwowo złapałam koniuszki palców, aby czymkolwiek zająć sobie ręce.
Byłam bliska… właśnie, tak właściwie to nie wiem czemu byłam bliska. Płaczu, omdlenia, wybuchu? Możliwe, że wszystkiego naraz.
W zasadzie jak teraz patrzę na to z pewnej perspektywy czasu to stwierdzam, że nie zapamiętałam nic. Byłam niemal w transie.
Boże, powiedz to. Powiedz po prostu to jedno pieprzone słowo!
Najgorszy był sam fakt, że to on oczekiwał teraz wszystkiego ode mnie. Doskonale znał moje słabości i jeszcze lepiej je wykorzystywał.
 Ja chyba nadal nie zdawałam sobie sprawy, w jakiej sytuacji się znajduję. Przecież z tym chłopakiem nie zamieniłam nawet słowa od paru miesięcy! Nie mówiąc już choćby o spojrzeniu… dotyku- czymkolwiek!
Przypomniały mi się początki. Początki naszego konfliktu, kiedy spotykałam się z pozostałymi, jednocześnie dowiadując się w jakim stanie był mulat. Mój płacz pod jego drzwiami i jego płacz po drugiej stronie drzwi…
I pomyśleć, że miał być to zwykły spacer z Sophie…
Już miałam iść kiedy czarnowłosy chłopak...no tak to przecież Zayn zastąpił mi drogę.
-Chłopaki Paul nas prosi... co tu się dzieje?”
 Poczułam jego męskie perfumy. Miał na sobie czerwoną bejsbolówkę.
-Jak Ci się tu podoba? -Zapytał.
-Bardzo ładnie tu jest...często tu przychodzicie?
-Czasem, w okresie wakacji częściej. Można się pokąpać jeszcze.
-Tak? -gdzie, bo nie zauważyłam.
-O tam, pokazał na wschód ręką.
Próbowałam coś tam dostrzec ale ciemno już było. Zayn to zauważył i lekko się uśmiechnął.
-Nie widzę-powiedziałam zrezygnowana, patrząc cały czas we wskazane miejsce.
-A widzisz taką delikatną białą poświatę? -Zapytał
-No coś tam widzę..zaraz zaraz to woda!- krzyknęłam.
-Hahah no tak, właśnie o tym mówiłem, to jezioro.
Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na jezioro. Miał śliczne czarne oczy, a w świetle księżyca wyglądały bosko. Potem przeniósł wzrok na mnie. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Po prostu się z nich zatapiałam, one mnie hipnotyzowały.”
„-Zayn! -nie mogłam krzyczeć że względu na pozostałą śpiącą czwórkę. - przestraszyłeś mnie!
-Przepraszam  nie chciałem, mogę się dosiąść?”
-Boisz się mnie czy Ci zimno?- Zapytał.
(…)
-Dlaczego miałabym się Ciebie bać? A zimno mi nie jest, przecież to środek lata.
-Ale widziałem ze się trzęsiesz.”

W tej samej chwili drzwi od łazienki się otwierają. Zayn wpada do środka.
-Asiaa!!!!
Leki wypadają mi z ręki a kałuża krwi coraz bardziej się powiększa...”

-Ej,ej nie bądź smutna, już po wszystkim.
-Zayn ja..ja przepraszam- znowu łzy napłynęły do moich oczu.
On ukucnął na przeciwko mnie patrząc mi prosto w oczy.
-Już, ciii.
-Sprawiam Ci same problemy. Ja z wami..nie mogę się spotykać.-wyrzuciłam z siebie przez łzy.
-Nawet tak nie mów- jego czarne, prześliczne oczy wpatrywały się we mnie.
-A teraz mi przysięgnij, że już nigdy tego nie zrobisz. Że już nigdy się nie potniesz, ani nie weźmiesz leków.

-Asia? Co Ty tu robisz.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. To wyglądało jak bym go śledziła, a przecież ja po prostu wyszłam do ogrodu.
-Ja..powiedziałam zachrypniętym głosem.

Zawinęłam się szczelnie w ręcznik, który teraz trochę przypominał sukienkę i zaczęłam otwierać drzwi. Wyszłam..Zayn mnie zauważył. Nie dało się ukryć, że był zdziwiony. Teraz tylko się modliłam, żeby ręcznik mi nie spadł.
-Yyyy no ja zapomniałam piżamy-powiedziałam, czując że moja twarz robi się czerwieńsza od buraka.

-Asiu? Co się dzieje? -zapytał przestraszony Zayn.
A jednak zauważył...lub usłyszał.
A ja jak na złość nie byłam w stanie nic z siebie wydobyć. Krztusiłam się łzami.
-Asia? -Wstał z łóżka. Usłyszałam jego ciche kroki.
-Zayn..ja...burza..-zdołałam tylko z siebie wykrztusić.

-Zayn, zostań tu proszę, ja nie zasnę. Burza jest.-powiedziałam.
-Zostanę.
-Yyy no i Louis wtedy wpadł, no i trochę się zdziwił, że ja w samym ręczniku, Zayn bez koszulki- teraz i dla mnie ta historia brzmiała trochę dziwnie.
-Aha..rozumiem- Niall patrzył na mnie jakby próbując odgadnąć czy kłamię, czy może próbował po prostu zrozumieć.


„-Zayn pytam się coś Ciebie. Co się stało, że reszta Cię zostawiła?
-Pojechali do domu, a ja miałem wracać z Niall'em. Reszty nie musisz wiedzieć.
-Reszty? -zapytałam podejrzliwie.
-I tak Ci nie odpowiem, więc nawet nie próbuj pytać.”

„-Zayn?!
Trudno mi określić kogo się spodziewałam. Mulat miał kamienną twarz. Spojrzał mi prosto w oczy. Teraz nic się nie liczyło, tylko te śliczne, brązowe tęczówki. I to uczucie...z jednej strony go nienawidziłam, z drugiej nie mogłam się oprzeć tym hipnotyzującym spojrzeniom.
-Przyjechałem po Ciebie, ale muszę Ci coś wyjaśnić.” 

-Przepraszam.-Szepnęłam tak cicho, że sama nie byłam pewna czy słowo wypłynęło z moich ust.
Och.
Czy ja właśnie powiedziałam to na głos?
W tamtej chwili poczułam dwie odrębne rzeczy. Jednocześnie wielką ulgę, jak i jeszcze większy stres. Nie wiem, czy sytuacja sprzed kilku minut osiągnęła maksymalne napięcie, a jeśli nie- właśnie to nastąpiło.
Nie byłam w stanie mu spojrzeć w oczy. Co ja mówię, nie byłam w stanie nawet spojrzeć małej Soph!
Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
Oddech uwiązł w gardle, a ja już sama nie wiedziałam, czy śnię czy widzę na jawie.  Jedyne co widziałam to niewyraźne zarysy moich stóp i delikatna mgła, ulatująca z moich ust.
Czułam się słabo. Może to być zabawne, lub nie ale kończyny zdawały się tracić wszelkie czucie. Nie to, że coś sugeruję, ale naprawdę jeszcze parę minut i może być ze mną źle. Spowodowane wewnętrznym szokiem strach oraz osłabienie nasilało się od chwili wypowiedzenia imienia chłopaka.
Nadal roztrzęsiona zaistniałą sytuacją nie podnosiłam głowy do góry.
Chciałam… chciałam płakać. Ze strachu, ze smutku, z bezradności, z satysfakcji, że wreszcie wydobyłam z siebie to jedno słowo… po prostu moje ciało domagało się oddania jakimkolwiek emocjom. To oczekiwanie było stresujące. Snucie w myślach możliwych reakcji mulata … ugh … przytłaczające.
Może on już po prostu sobie poszedł? Może w ogóle nie usłyszał wydobywającego się z moich ust niemal niemego „przepraszam”.
Wolno podniosłam wzrok. Szczerze? Nie wiedziałam czego się spodziewać. Mógł tam stać. Mogło go już nie być. W głębi serca liczyłam… liczyłam na to pierwsze.
Rozcierając nerwowo ręce, zerknęłam naprzeciw mnie.
I
Kurwa… nie było go tam.
PO PROSTU ODSZEDŁ.
Spojrzałam w dół, gdzie Sophie zaskomlała.
Ja… ja nie wiedziała co robić. Poczułam rozczarowanie …wielkie rozczarowanie. Do tego uczucie, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w plecy.
Nogi niemalże się pode mną ugięły. Wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. Emocje buzowały w moim ciele z podwojoną siłą.
TAK PO PROSTU ODSZEDŁ.
Podbiegłam do dziewczynki, klękając przy niej. Wzrok małej przeszywał mnie od środka, jak kilka minut temu przeszywał mnie ON.
-Dlacego płaces?
Och.
-W-Wydawało Ci się kochanie.-Z trudem wzięłam ją na ręce. Przycisnęłam do piersi, aby nie musiała oglądać przed sobą takiego wyrazu twarzy.
Nie zasługiwała na to…
Z trudem wstałam, starając się pohamować płacz. 
Nie teraz, nie przy niej…
Jestem ciekawa min tych wszystkich osób, z którymi za parę minut zobaczę się w salonie…
Ręce mi się trzęsły, ja niestety nie miałam nad tym kontroli. Zaciągnęłam tylko bluzkę w dół, co miało zapewnić mniejszą utratę ciepła.
Chciałam się skierować w stronę domu i właśnie tu zaczynał się problem… Stałam na roztaju dwóch dróg, ale cóż.. po tym co mnie dziś spotkało, to myślę, że znalezienie drogi nie będzie dużym kłopotem.
-Jesteś smutna.-Szepnęła dziewczynka, odchylając główkę i patrząc dużymi pięknymi oczami.
Żebyś wiedziała jak.
-Wydaje Ci się.- Uśmiechnęłam się lekko, starając się, aby wyglądać autentycznie.
Cóż, stoję na tym samym miejscu, w którym znalazłam Sophie i nadal nie wiem gdzie iść…
-Ale się bois, bo widzę, jak się tsięsies.- Wybełkotała.
Wzdrygnęłam się.
Na to już nie umiałam jej zaprzeczyć, nie miałam serca.
Niepewnie postawiłam stopę na jednym z zimnych kamieni. Prawa, czy lewa? Prawa czy lewa? Praw…
-Powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz?
Przysięgam, że moje serce dosłownie stanęło. Ten głos poznałabym wszędzie. Ten zapach wody kolońskiej poznałabym wszędzie.
O mało co nie wypuszczam Soph z moich rąk. Oczywiście mała w przeciwieństwie do mnie jest wniebowzięta.
Moja zdolność ruchowa zanika momentalnie.
Mimo, że te słowa były wypowiedziane szeptem, ich echo nieustannie odbija się w głowie.
Jestem zbyt przerażona, by wypowiedzieć cokolwiek. Zdaję się zapomnieć o wszystkim- lodowatym powietrzu, braku płaszcza i butów.
Co odpowiedzieć?! Tak, nie- zresztą wszystko, co bym teraz powiedziała, brzmiałoby beznadziejnie.
Na policzku poczułam słoną ciecz. Starałam się dyskretnie wytrzeć ją palcami, którymi obejmowałam małą. Próbując powstrzymać się od coraz gorszych skutków zagryzłam policzek od środka oraz wargę. Sophie przyciągnęłam bliżej siebie- a wszystko to, aby zyskać na czasie.
Poczułam jak opuszki palców mulata muskają mój bok.
Czy ja właśnie umarłam?
-Chodź.-Znów ten sam szept.
Tak, umarłam.
Z rosnącym lękiem odwróciłam się. Spuściłam nieco głowę, nie chcąc, aby chłopak widział moją bladą i opuchniętą twarz. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Można powiedzieć, że wręcz trzęsłam się ze strachu. Nawet Soph skuliła się przy mojej piersi, ale zgaduję, że przyczyną nie było przerażenie, lecz temperatura panująca na dworze.
Gdy powędrowałam wzrokiem do przodu brunet był już parę metrów ode mnie. Szedł wolno, lecz nie odwracał się.
Echem… a co gdybym tu została?
-Zen Cię wołał.- Wymamrotała dziewczynka, ziewając.
Spojrzałam na nią niepewnie, przełykając ślinę.
-Nie bój się, psecies nic Ci nie zrobi.-Dodała.
Uśmiechnęłam się delikatnie, w myślach powtarzając słowa małej.
Ruszyłam, ledwie nie potykając się o własne nogi.
Gdybym mogła, to moje ręce byłyby już dawno ściśnięte.
Zaraz stanę z nim twarzą w twarz.
Zaraz stanę z nim twarzą w twarz.
Zaraz stanę z nim twarzą w twarz.
Z NIM. TWARZĄ W TWARZ.
Na ugiętych nogach podążałam za mulatem. Miałam szczerą nadzieję, że zostanę jedynie doprowadzona do domu, ale moja podświadomość podpowiadała mi nieco inną wersję- czego obawiałam się najbardziej.
Po raz trzeci skręciliśmy. Zayn delikatnie się odwrócił. Uśmiechnął się pod nosem, lecz po chwili ponownie skupił się na dotarciu do miejsca. Oczywiście ja musiałam stanąć, wyglądać niczym pomnik czy skamieniałość.
Gdy zwolnił, podniosłam głowę i przymrużyłam oczy. Musiałam sporo wytężyć wzrok, aby wiedzieć gdzie jestem. Znajdowaliśmy się kilka metrów od niedużego stawu, oświetlanego małymi lampeczkami. Z bliżej nieokreślonego mi miejsca woda wpadała do zbiornika, tworząc cichy plusk.
Muszę przyznać, że od paru dobrych minut się uśmiechnęłam.
Deja vu.
Malik usiadł na jednym z kamieni patrząc przed siebie.
Nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić stanęłam w miejscu, cały czas ściskając Sophie. Moje serce nadal dawało o sobie znać, bijąc dwa razy szybciej niż powinno. Włosy sterczały na wszystkie możliwe strony, od wiatru, który jak na złość wiał coraz bardziej.
Było mi tak bardzo głupio… Nie potrafiłam zdefiniować konkretnie za co- po prostu miałam poczucie winy, ale i wstydu.
Brunet cały czas miał zaciśniętą szczękę. Oczy- choć nieobecne, to jednak po przypatrzeniu się można było zobaczyć cień smutku. Policzki mocno napięte, podobnie jak reszta ciała.  Na widok takiego Zayna naprawdę miałam ochotę go przytulić, ale… nie wiem, nie miałam odwagi? Cała jego postura wydawała się jednocześnie taka… niewinna i potężna.
-J… jesteś na mnie zły?
Czy ja naprawdę to zrobiłam?!
Miodowe tęczówki chłopaka powędrowały z moją stronę.
-A czy Ty się mnie boisz?
O Boże, o Boże!
Tak.
Pokręciłam przecząco głową.
-W takim razie ja nie jestem ta Ciebie zły.
Czy to była aluzja?
Przełknęłam ślinę.
-No chodź. Nic Ci nie zrobię.
To było do Soph. Prawda?
Niepewnie zrobiłam pierwszy krok. Przeczesałam włosy, ponownie zerkając na bruneta. Wzdrygnęłam się, zauważając jego oczy skierowane były w moją stronę. Tak bezkarnie się wpatrujące. Wywiercające od środka.
Podeszłam do kamienia i usiadłam. To było dziwne uczucie- dotykać się ramieniem z kimś, z kim przez parę miesięcy nie zamieniłam ani słowa. Dość… krępujące.
Będące między nami napięcie przerwała Sophie, która wyciągnęła swoją malutką rączkę do mulata. Jej uśmiech stał się nie do wyobrażenia, kiedy ścisnęła pojedynczy palec chłopaka. Niby jeden mały gest, a moja dusza niemal się rozpływała.
-Uśmiechasz się.
Zakrztusiłam się powietrzem.
Zerknęłam na niego. Zauważyłam, że patrzy na mnie z ukosa.
-Ja…- czułam, jak moje policzki nabierają koloru.- Um…
-Nie odpowiadaj. Po prostu nie przestawaj.
Okay?
Poruszyłam się, próbując przybrać wygodną pozę- na próżno.
-Pamiętasz?- Bąknął.
Spokojnie, on tylko się do mnie odezwał…
-Um.. co?
-Jak tu przyszliśmy.
Pamiętał to.
 On to pamiętał!
-Ja..tak.
-Wtedy też się mnie bałaś.-Na jego twarzy pojawił się dziecięcy uśmiech.
Przytaknęłam, dziękując w duchu, że do tej pory nie wytykał mi niczego związanego z kłótnią. A tak swoją drogą, z kącikami uniesionymi w górę tak jak robił to teraz,  wyglądał jak mały chłopiec. Taki sam, jaki stoi w ramce w pokoju chłopaka. Jednym słowem- uroczo.
Nadal skupiona na swoich paznokciach, niezdarnie objęłam Soph, która po raz setny zsunęła się z moich kolan.
-Nadal to robisz?- Szepnął.
Zerknęłam na niego, nie za bardzo wiedząc, o co chodzi.
Mulat był wpatrzony w moje nadgarstki. Jego oczy wyrażały smutek, strach i rozpacz.
Szybkim ruchem zakryłam je, jak tylko umiałam.
-Czyli tamtego dnia już nie pamiętasz.-Westchnął, nadal nie odrywając oczu od miejsc ran.
Pamiętam, oczywiście, że pamiętam.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale te rany były zadawane przez …Ciebie, ale nie martw się, tylko czasem. Skoro już się pokłóciliśmy, to komu miałam składać obietnicę?
Teraz będzie inaczej, prawda?
-Niszczysz je. Niszczysz swoje ciało.
I tak już jest zniszczone. I tak nikomu nigdy nie posłuży. I tak… nie potrafię kochać, to dla kogo miałabym o nie dbać?
To pomaga. Zastępuje ból.
Ukazuje kim naprawdę jestem. Ale ja przecież wiem, że byłam i zawsze będę bezsilna.
-Er… Ja.. przepra…
-Nie, nie przepraszaj mnie. Chcę.. chcę tylko, żebyś więcej tego nie robiła.- Pierwszy raz od naszej rozmowy wyciągnął rękę, chwytając delikatnie moją dłoń. Na sam dotyk moje ciało zareagowało gęsią skórką. Automatycznie się spięłam- to doświadczenie, którego nie miałam przez parę miesięcy. Już nie pamiętam, jakie było kiedyś- aż do dzisiaj.
To było… inne.. Nie tak jak Nialla- Ciepłe i czułe, nie tak jak Liama- niesamowicie opiekuńcze, nie tak jak Harrego- zimne i szorstkie, nie tak jak Louisa- W jego przypadku to w ogóle nie dotyk…
To można określić jako delikatne, zimniejsze… Zresztą sama nie wiem. Połączone wszystkie razem.
Alice miała rację. Zayn zmienił się. Bardzo się zmienił. Jego kości policzkowe trochę się zapadały. Oczy... miały dawny blask, owszem, ale czy ukazywał to samo co kiedyś…?
W duszy też się zmienił. Był bardzo tajemniczy i ostrożniejszy. Choć sama nie wiem. Może po prostu to ja dawniej nie zauważałam tych cech.
Ciało dziewczynki delikatnie zadrżało. Trzymający ją za rękę mulat od razu zareagował.
-Zimno Ci?
Mając nadal zamknięte oczy, delikatnie skinęła głową.
Chłopak wstał, zaczynając zdejmować bluzę. Moje kąciki ust podniosły się ku górze.
-Nie będzie na nią trochę za duża?- To były moje pierwsze słowa wypowiedziane z czystą wolą, bez cienia zawahania.

Odwzajemnił uśmiech, ale nie odpowiedział.
Przy końcówce podwinęła mu się również bluzka.
Nabył klika nowych tatuaży. Jednak mój wzrok nie powędrował na nie. Utkwiłam go w czym innym.
„-Niszczysz je. Niszczysz swoje ciało. „
A on?
-A Ty?- Spytałam z zaszklonymi oczami.
Uniósł lekko brwi, marszcząc przy tym nos.
-A ja co?
Wskazałam opuszkiem palca podbrzusze, chcąc je dotknąć, ale chłopak szybko się odsunął.
-Ty możesz je niszczyć?- cofnęłam dłoń.
Brunet skutecznie zakrył wszelkie rany, nie odpowiadając. Zamiast tego okrył Sophie, zakrywając każdy skrawek jej ciała do szyi.
Po chwili znów usiadł. Uznałam, że już nie mam co liczyć na odpowiedź.
-Mogę.- Odparł cicho.
Spojrzałam na niego zaskoczona, nie za bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Nie tego się spodziewałam.
Powędrowałam wzrokiem przed siebie, nie zważając na zimne podmuchy wiatru. Zaczęłam bawić się rękawami od bluzy, którymi była przykryta dziewczynka. W oddali świergotał jakiś ptak, jako jedyny rozluźniając panującą atmosferę.
-Zayn… ja chciałam przeprosić nie tylko za to. Za… wszystko.-Szepnęłam po chwili ciszy.
Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Wędrowałam wzrokiem po stawie, który oświetlał blask księżyca. Mimo to wiedziałam… wiedziałam, że mi przebaczył. Czułam to. Nie zrobiłby inaczej. Nie mi.
W głębi serca poczułam wielką ulgę.
To wszystko już minęło.
Byłam wolna. Wolna i szczęśliwa. Teraz nie potrzebowałam nic więcej. On też. Po prostu siedzieliśmy; ja- wpatrując się przed siebie, on- w zasypiającą Sophie. 

___________________________________________________________

Hello kochani ♥
Wiem, że nie lubicie długich notek, więc postaram się wszytko streścić ;)

  • Przypominam, że o nowe rozdziały nie pytacie w komentarzach, tylko w zakładce kontakt, która przekieruje was na mojego aska. Tam również możecie składać swoje propozycje lub teorie na temat fabuły opowiadania.
  • Wpadłam na pomysł związany z Twitterem. Wiem, że dużo osób (myślę, że directionerki w szczególności :> ) go posiadają. Dlatego też chciałabym, aby powstał pewien hashtag związany z tym opowiadaniem. Mogłybyście tam pisać... no sama nie wiem- wszystko :D Odczucia po rozdziale, pomysły na dalsze części itp. Piszcie w komentarzach, czy pomysł się podoba, i jakie macie propozycje na nazwę hashtag'u. :)
Jeśli doceniasz kilkanaście godzin mojej pracy, to proszę- pozostaw po sobie komentarz. :)