W sumie to.. kurcze... jestem z was taka dumna, za te wszystkie komentarze i wyświetlenia, że nie wiem, co napisać :')
Kocham to, jak się wkurzacie, cieszycie i jak wszystkie emocje przelewacie w komentarzach, jesteście niesamowite ♥ Mam najlepsze czytelniczki na świecie (hehs, nie fanki, więc nie piszcie tak w komach xd)
Anonimki, podpisywać się!! :)
<33 To tyle, mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba ;**
____________________________________________________
"-I co, powrócimy do tego jak dawniej?- przybliżał się wolno.
(...)
Zbliżył swoją twarz do mojej i musnął koniec policzka z graniczącym kącikiem ust.
(...)
-Tak Niall.- szepnęłam."
"Powiedzieć mu, że ja głupia, myślałam, że jest we mnie zakochany?
(Wyjawię Ci) na przykład za tydzień, może być?"
"Cięłam się i nadal będę Horan…"
"-Coś czuję, że masz mi dużo do powiedzenia.- szepnęła Alice, gdy ledwo co zdążyłam usiąść.
(...)
-Nic ciekawego.-rzuciłam starając się brzmieć obojętnie."
"-Ty mi lepiej powiedz, dlaczego ten Twój pobyt „w łazience”- podkreśliła dwa ostatnie wyrazy robiąc cudzysłów w powietrzu- zajął Ci kilka godzin.
(...)
-Pocałowaliście się?!
(...)
-Nie? O Boże, chyba mi nie powiesz, że zostanę ciocią?!"
"-Powiedz dziewczynom, które pokoje są wolne, bo się ledwo na nogach trzymają.
(...)
-Pokój Zay….echem.. pokój Harrego…
(...)
-A ten gościnny, w którym spałam wcześniej? -przerwałam mu słysząc takie propozycje."
"-O, myślałem, że już śpisz.- szepnął.
(...)
-Za chwilę zaśniesz. A przynajmniej spróbuj, bo idzie burza.
(...)
-To śpij dobrze, dobranoc.- po tych słowach ucałował mnie w czoło, i wolno ruszył w stronę drzwi.
W tej chwili tak bardzo chciałabym być na miejscu Ros…"
" W tej chwili brak bliskości i bezpieczeństwa przeważył całą szalę.
" W tej chwili brak bliskości i bezpieczeństwa przeważył całą szalę.
Powoli, nie chcąc zrobić dużego hałasu podniosłam się i przeniosłam nogi na podłogę. (...)
-Louis.- szepnęłam.
(...)
"Tommo spał jak zabity. Westchnęłam i ruszyłam w stronę kanapy."
"-Hazz? -szepnął Tommo podnosząc się.
(...)
-Boże, Harry co się dzieje?!
(...)
-Ciii, kochanie, wszystko będzie dobrze.-powiedział miękko.
(...)
-Uspokój się, skarbie. Słyszysz? Uspokój się…. Jestem tutaj.- wziął policzki loczka w obie ręce.
(...)
-Lou… nie chcę znów zasypiać, bo- boję się.
(...)
To nie ten sam Tommo. Mało uczuciowy i ciągle uśmiechnięty. (...) To właśnie on teraz leżał nad Stylesem ze łzami w oczach. To on, jako jedyny pocieszał przyjaciela. To on się martwił…(...)To on w tej chwili się schylił…
-Louis.- szepnęłam.
(...)
"Tommo spał jak zabity. Westchnęłam i ruszyłam w stronę kanapy."
"-Hazz? -szepnął Tommo podnosząc się.
(...)
-Boże, Harry co się dzieje?!
(...)
-Ciii, kochanie, wszystko będzie dobrze.-powiedział miękko.
(...)
-Uspokój się, skarbie. Słyszysz? Uspokój się…. Jestem tutaj.- wziął policzki loczka w obie ręce.
(...)
-Lou… nie chcę znów zasypiać, bo- boję się.
(...)
To nie ten sam Tommo. Mało uczuciowy i ciągle uśmiechnięty. (...) To właśnie on teraz leżał nad Stylesem ze łzami w oczach. To on, jako jedyny pocieszał przyjaciela. To on się martwił…(...)To on w tej chwili się schylił…
Nic więcej już nie usłyszałam…
Cisza…
Zachichotałam cicho. Moje ciągłe wpatrywanie się w
jeden punkt przerwały otwierające się drzwi. Na progu stanęła Alice. Jak dla
mnie wyglądała na trochę nieprzytomną, ale dużej różnicy to nie sprawiało- i
tak by paplała jak najęta.
Natychmiast obie głowy powędrowały w naszym
kierunku.
Nawet przy zamkniętych oczach wyczuwałam promienie
słoneczne, które skutecznie uniemożliwiały mi możliwość dalszego snu.
Niechętnie otworzyłam powieki, zaczynając wodzić nieprzytomnym wzrokiem po
pomieszczeniu. Wszystko wydawało się takie… niewyraźne.
Jednak moje zmysły szybko zostały przywrócone, gdy
poczułam wpatrzone we mnie niebieskie tęczówki. W pierwszej chwili, jeśli mam
być szczera nieźle się przestraszyłam. Louis? Czyż nie zasnęłam sama w pokoju?
Moje serce zaczęło bić mocniej, kiedy zauważyłam za
wielkim, prostokątnym oknem kałuże. Burza?
I wtedy wszystko powróciło…
Ciemny korytarz, podświetlany jedynie małymi
lampeczkami ułożonymi równolegle na granicy ściany i podłogi. Tajemnicze
dźwięki, których niestety nie rozpoznałam. Niewinna twarz Louis’a. Płacz
Harrego. Troska Tomlinsona… i na koniec..?
Definicja końcowych zdarzeń, migała mi przed oczami
w coraz to różniejszych czynnościach. Tak naprawdę sama nie wiedziałam, co
zrobili. Ich ciała niemal się zlewały. Pamiętam tylko tą głuchą ciszę, która
zapadła. Na koniec gdzieś mi jeszcze mignęła ręka Harrego, która równie dobrze
mogła być wytworem mojej wyobraźni.
Żadnego szeptu, płaczu, potoku słów… nic.
Nigdy nie patrzyłam na to z takiej perspektywy. Taki
niewinny Tommo? Bezbronny Hazz? Często widziałam ich razem, ale nie sądziłam,
że łączy ich tak wiele.
Tak wiele, ale w sumie co? Przyjaźń? Miłość?
Z mojego punktu widzenia, te dwa uczucia się ze sobą
przeplatały; a przynajmniej w ich wypadku.
I właśnie teraz te oczy, które dzisiejszej nocy były
przepełnione troską, ale i odrobiną łez- wpatrywały się prosto we mnie.
Trudno mi będzie opisać, co w tamtej chwili czułam,
i jaki był jego wzrok, ale postaram się wszystko jak najlepiej zdefiniować.
Moje ciało leżało bezwładnie na łóżku, próbując
wykonać choć najmniejszy ruch, ale nie
mogłam. Gdy tylko tęczówki chłopaka odnalazły moje, automatycznie zesztywniałam.
Starałam się przełknąć ogromną gulę, która zawadzała mi w gardle. Jednak sama
nie wiem dlaczego tak reagowałam. Pewnie wy się nie dziwicie- to przecież w
moim stylu, ale tym razem było inaczej.
Nie gromił mnie wzrokiem, jak zrobiłby to każdy
inny. Nie unikał go, czy też nie patrzył ze strachem, po prostu.. ohh, mówiłam,
że nie dam rady tego opisać.
Wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą, jednak widziałam,
że jego kąciki ust, coraz bardziej się unoszą. Nie mówił nic. Jedyne co robił,
to opiekuńczo jeździł dłonią po włosach Harrego.
Już sama nie wiem, co bym wolała ujrzeć…
Ani na chwilę nie utracił ze mną kontaktu. Nie był w żadnym stopniu zestresowany, co było
dla mnie największym zaskoczeniem. Od mojego obudzenia się, nie usłyszałam od
niego ani jednego słowa- choćby
wymówki.
Może pojął- byłam- widziałam. Tu nie ma nic do
ukrycia.
Jednak zadziwiający był fakt, że bałam się bardziej
od niego, chociaż role powinny się odwrócić.
Ciekawe kto się pierwszy odezwie…?
Styles jeszcze spał. Był odwrócony plecami do mnie.
Słyszałam jego wolne i płytkie oddechy.
Kusiło mnie, żeby zapytać o ich… związek? W sumie,
to definicja tego, nie jest dość poprawna, skoro sama nie wiem co ich łączy.
Jak się ktoś przyjaźni, to już „związek” nie może istnieć, prawda? Dlatego
wolałam się nie odzywać, i nie wyciągać pochopnych wniosków. Może kiedyś się
spytam, czy Larry istnieje naprawdę. Teraz chyba nie byłabym w stanie, i nie
miałabym wystarczająco odwagi.
Zjechałam nieco w dół na plecy Harrego, które
okrywała w 90% kołdra.
Po chwili na białym tle pościeli pojawiła się ręka
Lou. Brunet zauważył, gdzie przeniosłam wzrok i momentalnie przeniósł tam swoją
dłoń i zaczął szczelnie okrywać materiałem swojego przyjaciela. Będąc nieco
speszona, moje oczy z powrotem powędrowały na ciało Louisa.
Czułam się co najmniej dziwnie, Tommo nigdy by nie
pozwolił, żeby w jego towarzystwie panowała drętwa cisza. Teraz do tego
doszło...
No dobrze, może sytuacja była na tyle „dziwna”,
jeśli w ogóle można to tak nazwać. Dla niego trochę kompromitująca, lecz
patrząc na nasze twarze można było wywnioskować wręcz odwrotnie.
-Jak się spało?- do moich uszu doszedł łagodny ton bruneta.
-D..dobrze.- wyjąkałam.
To pytanie było kolejnym zaskoczeniem. Żadnego „Co
ty tu robisz?” „Nie powinnaś być w pokoju gościnnym?” „Zbyt wiele zobaczyłaś.”
czy „Co dokładnie usłyszałaś?”.
Na dodatek głos chłopaka był nadzwyczaj spokojny.
Kilka godzin nakryłam ich razem, słyszałam część rozmowy, a on mnie się pyta
czy dobrze spałam…?
Spojrzałam na jego twarz, próbując cokolwiek
wywnioskować z jej wyrazu. Poza kącikami ust podniesionymi ku górze nie
zauważyłam nic.
To trudne patrzeć..nie stop. To bardziej… dziwne
patrzeć na człowieka, którego prawdziwe oblicze odkryło się w takiej sytuacji.
Teraz mogłabym przysiądź, że w ciele bruneta siedzi ktoś zupełnie inny. Ten
Tommo, z którym mam styczność na co dzień. No.. może na co dzień to pojęcie
względne, w każdym razie bardzo często…
-Boisz się mnie.- usłyszałam znienacka.
Miałam to wziąć za twierdzenie, czy pytanie?
I czy na serio wyglądałam na przestraszoną? Chyba
robię to zbyt często, nawet nie zdając sobie z tego sprawy…
Uciekłam wzrokiem gdzieś na ścianę.
-Nie.- odparłam cicho.
Usłyszałam głośno wypuszczane powietrze.
-Nie. -Powtórzył za mną. – Asiu, mam cztery młodsze
siostry. Myślisz, że mieszkanie z nimi przez te kilkanaście lat mnie niczego
nie nauczyło?
To tak jakby zaskakujące…
On wie w tej chwili więcej, niż ja sama- a co
ciekawsze, to wszystko o mnie. Jego zachowanie zaskakiwało mnie z każdym dniem…
A zadziwiający był również fakt, że sama nie
wiedziałam, o czym naprawdę teraz myślę, i- czy się boję. Tego się nie dało
zdefiniować. No bo przecież, tak bać się własnego przyjaciela…?
Nie, zdecydowanie taka opcja nie wchodziła w grę,
ale jednak czułam się przy nim trochę..nieswojo.
-Też tak sądzę.-odpowiedział sam sobie.- Pójdź
pierwsza do łazienki.-zmienił temat.
Nadal zero pytań o dzisiejszą noc…?
To jakiś haczyk?
Niechętnie wstałam z kanapy, przeciągając się przy
tym. Nie musiałam spojrzeć w lustro, żeby wiedzieć, jak teraz wyglądam. Jedyne słowo, które teraz przychodzi mi do
głowy, jest określenie: tragicznie.
Przeczesałam dłonią włosy, próbując przynajmniej mieć „coś” sensownego na głowie.
Przeczesałam dłonią włosy, próbując przynajmniej mieć „coś” sensownego na głowie.
-Fajna piżamka.-rzucił.
Fuknęłam pod nosem, na co otrzymałam uroczy,
dziecięcy uśmiech.
Ok… teraz następuje ten moment, kiedy we wszystkich
fanfictionach bohaterka wstaje z gracją z łóżka, poprawia liliową sukienkę,
która ledwo zakrywa jej uda i udaje się do łazienki, gdzie „niechcący” nie
domyka drzwi…
Tak nie przebarwiając, to niezdarnie wygramoliłam
się spod kołdry, i już potykając się o pierwszą napotkaną stertę ubrań weszłam
do toalety.
Wzięłam leżącą przy lustrze szczotkę i zaczęłam
„uporządkowywanie” moich włosów. Kilka minut później, stwierdzając, że i tak
więcej nie uda mi się zrobić, wyszłam z pomieszczenia. Louis właśnie zakładał
spodnie od dresu- czego udałam, że nie widzę- a ja udałam się w stronę wyjścia.
-Zaraz przyjdę, tylko przyniosę moją torbę-
wyjaśniłam.
Chłopak przytaknął i powrócił do nakładania ubrania.
Wyszłam na korytarz, gdzie drzwi od pokoju
naprzeciwko również się otworzyły. Wyszedł z nich… Zayn. Starałam się nie
patrzeć w tamtą stronę, ale okoliczności mi na to nie pozwalały. Chłopak wyglądał
zupełnie inaczej…
Przygryzł wargę, zapatrzył się w podłogę i jęknął.
Nie wiem, czym było to spowodowane, ale chyba nie zdawał sobie sprawy, kogo ma
niecałe dwa metry od siebie. Przystanęłam na chwilę, która była dosłownie
sekundą, jednak dłużyła się niemiłosiernie. Podniósł głowę, a jego oczy
napotkały mój wzrok- na krótko, bo chwilę później powolnym krokiem ruszył ku
schodom.
Cztery szczegóły, które zapamiętałam: przygarbiona
sylwetka czarnowłosego, strach, niepewność i włosy, które z pewnością od
ciągłego przeczesywania, były maksymalnie odchylone.
Mulat nie przypominał tego co wczoraj, tego co
tydzień temu, tego co miesiąc temu! Właściwie, nigdy nie widziałam go w takim
stanie. Oczywiście nie myślcie, że mam tu na myśli określenie: W gorszym stanie
go już nie widziałam. Nie! Przecież widziałam, a przykładem może być choćby
sytuacja sprzed około dwóch miesięcy, kiedy po naszej kłótni zszedł na dół,
miał podkrążone i przekrwawione oczy, a ubrania na nim wręcz wisiały.
Ale tu nie o to chodziło…
Po prostu był… inny. W oczach mulata dostrzegłam
niepewność. W TYCH oczach „Bad boy’a”! Lekki strach, może skruszenie, czy
obawę.
Hmmm równie dobrze mogłam to pomylić z kacem, a
koloryzowałam jak głupia martwiąc się o niego.
Wyrwana z przemyśleń przekroczyłam próg pokoju,
wzięłam torbę i z powrotem poszłam do sypialni Tomlinsona.
Brunet kończył właśnie zakładanie bluzki, zaś Harry
spał w najlepsze.
-On zawsze tyle śpi?- zapytałam, wskazując na
loczka.
-Nie często zdarza mu się zasypiać o 3 w nocy, więc
nie.- powiedział, jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z wartości tych słów.
-A..aha.
Poszłam szybko do łazienki, zmieniłam bieliznę i
umyłam zęby. Powróciłam na miejsce i poprosiłam chłopaka o coś do przebrania.
Po raz trzeci przekroczyłam próg toalety i szybko zmieniłam ubranie.
-Tak w ogóle to nie mogłaś mnie wtedy obudzić? Gwarantuję Ci, że łóżko jest o
wiele wygodniejsze.-mruknął mijając się ze mną w drzwiach.
-Er.. próbowałam.- bąknęłam.
-To nie wiem co robiłaś, bo zazwyczaj nie mam aż tak
mocnego snu.- burknął szukając czegoś w szufladzie pod lustrem.
-Mówiłam do Ciebie, ale nie wykazywałeś żadnych
oznak przebudzenia.
-To trzeba było głośniej, albo przynajmniej mocniej
walnąć.
-Nie miałam serca.- przyznałam wzdychając na samo
wspomnienie niewinnie śpiącego Lou.
Chłopak nie odpowiedział nic, ale uśmiechnął się pod
nosem i zaczął nakładać piankę do golenia.
Podciągnęłam rękawy i przeniosłam swój wzrok na
Hazzę, który nieświadomie uniósł swoje kąciki ust ku górze i przewrócił się na
drugi bok. Owinięty w kołdrę, niczym kokon ponownie przeturlał się na drugą
stroną łóżka prawie przy tym nie spadając.
-Jest Harry?- zapytała stanowczym tonem próbując
przybrać poważny wyraz twarzy. Gestem ręki wskazałam na łóżko. Brunetka
przeniosła swoje spojrzenie we wskazane miejsce. Podeszła do samego roku
materaca i założyła ręce na piersiach.
Tommo gwizdnął, czując w powietrzu „napiętą”
atmosferę- jednak nie oderwał oczu od lustra.
-Harold.-Moja przyjaciółka zaczęła teatralnie tupać
nogą.
Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zauważyłam, że z
warg chłopaka wypływa kapka śliny. Al prawdopodobnie spostrzegła to samo, bo
kąciki ust dziewczyny również powędrowały ku górze.
Ostatecznie ukucnęła przy ramie łóżka, rozkładając
ręce na płaszczyźnie i dotknęła ręką jego ramienia.
-Drogi panie S. O pana romansach rozpisują się setki
gazet, powiada się, że mógłby pan mieć każdą, a jak przychodzi co do czego, to
pan tchórzy, hmhhh?- pstryknęła go w czubek nosa, podniosła się i ruszyła w
stronę drzwi.
Parsknęłam śmiechem, co podobnie zrobiła moja
koleżanka tuż przy wyjściu.
-Ojj Harreh, Harreh.- szepnęła wychodząc.
Cokolwiek dokonanego podczas jej przyjścia zaczęło
rozbudzać śpiącego. Loczek przeciągnął się i otworzył oczy. Przeszukał wzrokiem
pokój i zatrzymał się na mnie. Jego oczy lśniły jasną zielenią. Jednak nie
widziałam tych samych płomyczków co zawsze. Może to atmosfera jesiennego
poranka tak na niego działała…
Chłopak uśmiechnął się niepewnie, i ze
zdezorientowaniem rozpoczął dalsze „poszukiwania”. Wzrok bruneta na chwilę zatrzymał
się na łazience, gdzie z otwartymi drzwiami kończył swoje golenie Louis.
Milczeli obaj przez parę sekund, po czym Tommo wyszedł z toalety i wolnym
krokiem udał się w kierunku drzwi.
Nie wiem… może mi się wydawało, ale jeszcze chwilę
temu Tomlinson doszedł do jakiegoś niemego porozumienia ze Stylesem. W każdym
razie zapieczętowało to jego wyjściem, a moim bezradnym wpatrywaniem się w
miejsce, gdzie stał chłopak.
Loczek odchrząknął. Jednak niewiele zdążył
powiedzieć, bo z dołu usłyszeliśmy głośny krzyk.
-CO?!
Pytająco spojrzałam w stronę bruneta. Mówiąc
szczerze trochę się przestraszyłam. Ten, kto to krzyknął musiał być naprawdę
wkurzony. Aczkolwiek była to taka pora, że czas na myślenie nie był moją mocną
stroną.
Loczek wzruszył ramionami.
-A jak myślisz, skąd się wzięło „Daddy”?- mruknął.
T…to Liam? Ten zawsze spokojny i opanowany?
Wytrzeszczyłam oczy, zaś Hazz machnął wymijająco ręką.
-Nie przejmuj się, jakbyś tu zamieszkała, to nie
byłoby to dla Ciebie nowością.- jego uśmiech poszerzył się, a dawne iskierki
powróciły.- Od czasu do czasu tak już jest…
Może i dla niego to codzienność, ale dla mnie to
było sporym szokiem. Moje myśli zaczęły krążyć wyłącznie wokół tego krzyku, i
kolejnej salwy przekleństw, które słyszałam właśnie w chwili obecnej.
Aby w skrócie wam to opisać: Do kogo, za co i
dlaczego? To było moje podstawowe pytania, na które choćbym miała tam zaraz
zejść- chciałam znać odpowiedź.
-Na kogo..-zaczęłam.
Wzruszył ramionami.
-Nie wiem. Zależy kogo spotkał, i co tamten zrobił.-
mruknął obojętnie.
Bez zastanowienia rzuciłam się w kierunku drzwi. Nie
mam pojęcia co w tej chwili mną kierowało. Może sama nie dowierzałam temu, co
słyszałam, albo po prostu było mi żal osoby, na którą krzyczał.
-Asia!- rzucił ostrzegawczym tonem zdziwiony loczek.
I to było ostatnie, co w tamtej chwili usłyszałam. Mimo serca, które
wybijało mi nienaturalnie szybki rytm dotarłam do szczytu schodów. Wychyliłam
się, lecz z tego punktu niewiele mogłam zobaczyć. Dodatkowo drzwi w pokoju obok
przerwały moje dotychczasowe poczytania. Odwróciłam się.
-Rose?
Dziewczyna podeszła do mnie wolnym krokiem, a w jej oczach malował się strach.
-Nigdy go nie słyszałam tak zdenerwowanego.- szepnęła.
Objęłam ją ramieniem.
-A wiesz w ogóle o co poszło?
Blondynka pokręciła energicznie głową.
-N..nic nie wiem. Dopiero wstałam.- wskazała dłonią
na piżamę, której najwyraźniej nie zdążyła zmienić.
Wolno przełknęłam ślinę.
-Harry powiedział, że to nie nowość. Nie martw się.-poprawiłam
jej kłosa.- Do Ciebie na pewno się tak
nigdy nie odezwie.
Dziewczyna przygryzła wargę i zapała mnie za rękę.
-Chodź, sprawdzimy.
Obmyślając wszystkie za i przeciw doszłam do
wniosku, że Daddy nic nam nie zrobi, a tym bardziej gdy w pobliżu jest Ros. Po
drugie zaspokoimy naszą ciekawość, dowiadując się na kogo i za co tak krzyczał.
Z lekkim zawahaniem pokonałam pierwsze stopnie.
-Co Ty sobie k*rwa myślałeś!?
Rose wzdrygnęła się, łapiąc mocniej moją dłoń.
Szłyśmy na palcach, starając się nie narobić dużo hałasu.
-…Zdajesz sobie sprawę Zayn?!
Zaraz zaraz…
ZAYN?!
Nie wiem, czy dobrze usłyszałam, aczkolwiek przy
takim wrzasku dość trudno cokolwiek źle interpretować.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, poczym obie
wyłoniłyśmy się zza ściany. Widok był mniej więcej taki, jakiego się
spodziewałam. Mulat stojący naprzeciwko Daddy’ego ze spuszczoną głową.
Czarnowłosy wyglądał na naprawdę skruszonego- był wpatrzony w podłogę i nerwowo
ściskał ręce.
Choć z reguły nie
jesteśmy w zbyt dobrych kontaktach w tamtej chwili miałam ochotę podbiec
i go przytulić. Jego postura zmiękczała automatycznie serce.
-Czy Ty chociaż to przemyślałeś?!- Payne złapał go
za ramiona.- A myślałem, że jesteś choć trochę lepszy od niego.- syknął
-Liam..- szepnęła blada już Rose na widok
bezbronnego Malika.
Wydawało mi się, że przez jedną chwile rysy twarzy
Liama łagodnieją na widok dziewczyny, ale znikły tak szybko, jak i się
pojawiły.
W salonie panowała cisza, dopóki chłopak o
karmelowych oczach nie przełknął głośno śliny.
-Nie krzycz na
niego.- pisnęła bliska płaczu Ros.
-Idźcie na górę.- syknął w odpowiedzi.
Zdziwiona tym tonem wytrzeszczyłam oczy.
-Li, cokolwiek on zrobił nie zasłużył na takie
słowa.- stanęłam w obronie Malika. Tak, ja też nie wierzę, że to piszę, ale
naprawdę takie właśnie słowa wydobyły się z moich ust.
Hmmm jeśli mam być szczera, to to zdanie padło
bardziej w kontekście zlitowania się nad blondynką, ale wyszło, jak wyszło…
-Nie wiesz, co zrobił, a doskonale zas…
-To wytłumacz nam..- powiedziałyśmy równo z
dziewczyną.
Payne szybko przeniósł wzrok na swojego kolegę.
Tamtemu twarz zbladła, i wypowiedział nieme ”nie”.
-Idźcie na górę!- wrzasnął po raz kolejny Payne.
-Li…- Florencis była bliska płaczu.
-Mówię do was po raz ostatni.- syknął.
Byłam przerażona jego głosem. Po prostu …zero
troski.. zero miłości. Zero jakichkolwiek uczuć! To nie był ten sam Liam- bez
wątpienia. Nigdy nie sądziłam, nawet nie śniłam, że brunet może przyjąć taką władczą
pozę.
A zawsze directioners uważały go za tego
najspokojniejszego…
-L..- urwała, bo czyjeś ręce wzięły ją od tyłu.
Tylko tyle zdążyłam zarejestrować, bo sama pół sekundy później również
wylądowałam w czyimś uścisku. Jedyne co zapamiętałam, to samotna łza na bladym
policzku dziewczyny.
Ja jeszcze jakoś wwlokłam się na górę, ale z nia
było gorzej. Ciągnięta przez kogoś z tyłu była po prostu jak szmaciana lalka.
Na szczycie jakieś silne ramiona oplotły ją sobie- co było o wiele
korzystniejsze- i odniosły do pokoju, gdzie znajdowałam się jeszcze tak
niedawno.
Dopiero wtedy zaczęłam powracać do rzeczywistości i
analizować co właściwie się stało. Zostałam ułożona na krwisto- czerwonym
fotelu a gdzieś z dołu napotkałam wzrok znajomej mi twarzy.
Lou?
Jego sylwetka kucała przede mną- całą skuloną na
fotelu. Jak zwykle się uśmiechał, ale tym razem do tego doszedł spokojny i
uspokajający ton. Dłonie trzymał na moich kolanach i jeździł nimi wolno, robiąc
okrężne ruchy. Co jak co, ale ton Tomlinsona w takich sytuacjach wybijał się
ponad wszystkie inne. Lekko wyróżniający się swoją barwą, a jednocześnie taki
delikatny. Przebywając z nim na co dzień nie dostrzegałam jego „inności” wobec
innych. Może i jej nie było. A dopiero w przypadkach człowiek zaczyna zauważać
takie detale.
Obraz powoli zaczął mi się wyostrzać. Kojący głos
Louis’a tak na mnie działał. Zaczęłam coraz większą wagę przykuwać jego słowom.
Że już jest wszystko dobrze, zaraz minie, tylko muszę się otrząsnąć z szoku.
Zamrugałam i spojrzałam w stronę fotela, na którym
kuliła się Rose parę metrów ode mnie. Przy niej schylał się Harry, próbując
przekazać cokolwiek. Z lekkim westchnięciem uniósł blondynkę, usiadł, następnie
sadzając ją na sobie. Wyglądało to dosyć słodko, zważywszy na 1.90m chłopaka, i
skulona posturę dziewczyny. Cały czas szeptała coś pod nosem, a w oczach miała
łzy.
-…Słuchasz?
Zdezorientowanym wzrokiem spojrzałam na bruneta,
który westchnął.
-Następnym razem po prostu nie schodź, dobrze?-
mówił wolno.
-Ale dlaczego on się tak zachował?- wyszeptałam.
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- chytry
uśmieszek pojawił się na jego twarzy. – więcej tego nie zrobisz, obiecujesz?
Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową.
-A Liam tak zareagował, bo był pod wpływem emocji.
Nie dziw mu się. Na pewno potem zda sobie sprawę z tego, co zrobił. Ale postaw
się czasem w jego sytuacji.
-To co było powodem, dla którego stracił
cierpliwość?
Tommo wstał i otrzepał spodnie.
-Nie wiem, pójdę i się dowiem. A Ty się nigdzie nie
ruszaj, dobrze?
Przytaknęłam, odprowadzając sylwetkę chłopaka do
samych drzwi.
Na samym progu minął się z Alice i Niallem. Ta
pierwsza raczej wpadła do pokoju jak burza. Ten drugi nieco skołowany, odnalazł
mój wzrok i ruszył w moim kierunku.
Brunetka zaczęła nerwowo pytać pozostałą dwójkę co
się stało.
-Zeszłyście tam?- Niall nerwowo ścisnął dłonie.
-Tak. –szepnęłam cicho.- A Ty wiesz o co poszło?
Blondyn stracił ze mną kontakt wzrokowy i tępo
wpatrywał się w ścianę.
-Nie.- odrzekł.
Westchnęłam.
Wiedziałam, że Irlandczyk kłamie. Jego twarz doskonale
zdradziła stan obecny. Stwierdziłam jednak, że dalej wypytywać nie będę;
pierwszy raz mi nie powiedział, to za kolejnymi nie ma szans.
I on był moim przyjacielem?
…
Chyba, że sprawa była na tyle ważna, że zdradzenie
mi jej nie wchodziło w grę.
2
tygodnie później…
Pewnie czytając powyższy nagłówek stwierdzicie „Oho,
spotkanie Niall’a z Asią, już się odbyło. Irlandczyk wie już, że ona myślała,
że się w niej kochał” Teraz nie mają przed sobą żadnych tajemnic.”
To może od razu sprostuję:
Nic się nie odbyło, on o niczym nie wie, liczba
nierozwiązanych zagadek wzrosła.
Świetnie, co nie?
Dziwicie się pewnie dlaczego.... Otóż już wszystkim
wyjaśniam.
A zaczęło się od Niedzieli, tak- tej samej
niedzieli, której byłam u chłopaków. Przy śniadaniu panowała dość dziwna
atmosfera. Zayn w ogóle nie przyszedł- Alice nie wytrzymała i pobiegła do jego
pokoju. Gdy wyszła, miała kamienną twarz. Ahh miłe to uczucie, kiedy już
wszyscy wokół wiedzą co się dzieje, a Ty nie, prawda? Teraz było dokładnie tak
samo. Moja koleżanka spojrzała na mnie niepewnie, ale nie powiedziała nic.
Niall zajadał chyba szóstą kanapkę, ukradkiem przypatrując się brunetce. Liam
błagał Rose o wybaczenie. Louis przyglądał się Lose, aż wreszcie podszedł do
nich i zaczął przekonywać do czegoś blondynkę. Hazz przyglądał się mnie, a ja
Suzette próbując choć na chwilę złapać z nią kontakt wzrokowy.
Gdy wychodziłyśmy pożegnałam się z wszystkimi.. no
nie licząc Malika. Przytuliłam Nialla, poklepałam Liama, Louis sam mnie
przytulił; zresztą Hazz zrobił to samo.
I to był ostatni raz, kiedy blondyn się normalnie
zachowywał. Tak, dobrze czytacie. Teraz role się odwróciły, a wyjaśnię to na
sytuacji, kiedy przyszłam późnym wieczorem po portfel.
Retrospekcja:
Jeszcze
nim przekroczyłam próg domu, usłyszałam znajome „wejdź”. No cóż..moja wizyta
nie była niespodzianką, skoro przekroczenie ich posiadłości od razu zostało
zanotowane prze ochroniarzy i odesłane chłopakom.
Nieśmiało
otworzyłam drzwi i zobaczyłam idącego w moją stronę Daddy’ego.
-Cześć.-
uśmiechnął się.
Powtórzyłam
to samo. Sytuacja zaczęła się robić nieco krępująca, gdy brunet podszedł do
mnie nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Odchrząknęłam nerwowo.
-Jak
tam z Rose?
-Już
lepiej.- odparł, jednak na twarzy widziałam zupełnie co innego.- A! I proszę-
Twój portfel.- powiedział wysuwając łososiowy przedmiot z kieszeni.
-Em…
Dziękuję. Um.. czy jest jeszcze Niall? Chciałabym z nim uzgodnić szczegóły
spotkania.
Li
podrapał się po karku.
-Er..
jasne. Znaczy wspominał coś o spotkaniu… zresztą zaraz go zawołam.- uśmiechnął
się przebiegle i zniknął za ścianą
Czekałam
przypatrując się fotografiom porozrzucanym na beżowych odcieniach. W myślach
uspakajałam się, że zaraz przyjdzie blondynek i cała niezręczna sytuacja minie.
Przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda…?
Jeszcze
wtedy tam stojąc, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo się mylę…
Ze
schodów zeszła dobrze znana mi osoba.
-Niall!-
rzuciłam się w jego kierunku. Przytuliłam się, czekając, aż zamknie mnie w
szczelnym uścisku, jak to było w zwyczaju chłopaka.
Otoczyło
mnie ciepło i znajoma aura. Te perfumy co zawsze. Te ramiona… co zawsze?
Nie.
Teraz
było inaczej. Dotykał mnie, jak najdelikatniej mógł. Oczywiście to również było
w jego stylu, ale nie w takich sytuacjach. Tym razem górowała niepewność. Nie
czułam już tego oddechu na moich włosach. Głowa blondyna była uniesiona wysoko.
Nie patrzył na mnie- tylko na Liama, który przyglądał się nam z pewnej
odległości.
-Hej..
Asiu.- widziałam, jak jabłko idzie lekko pod górę, poczym opada.
Mój
uśmiech z każdą sekundą zaczął znikać.
Ale
nie, może po prostu Horan nie czuje się najlepiej. Ma gorączkę i nie chce mnie
zarazi; albo ma zły dzień?
-To
spotkanie za tydzień aktualne? Wiesz.. w jakiej sprawie.- teraz to i ja byłam
niepewna.
Oddech
Nialla stał się nieco głębszy i szybszy.
-M…możemy
to przesunąć? Na przykład za 2 tygodnie?
-Możemy.-
bąknęła odsuwając się i nieco rozczarowana ruszyłam w stronę drzwi.
Dziwne, prawda? Miałam nadzieję, że to „jednorazowy”
przypadek, ale sms-y, na które mi odpisywał utwierdziły mnie w przekonaniu, że
tak nie jest. Nawet chciałam zadzwonić do Liama i zapytać, o co chodzi, ale u
niego zauważyłam to samo. Może w mniejszej skali, ale jednak…
Jeszcze by przekazał blondynowi, że dzwoniłam,
pytając się, co się dzieje? Nie, już wolałam nie ryzykować.
Powracając do chwili obecnej; właśnie siedziałam na
łóżku słysząc w słuchawce już piąty sygnał.
-Asia?
-Odebrałeś.- odetchnęłam z ulgą.- możemy się
spotkać? Chcę mieć to z głowy. Poza tym… długo się nie widzieliśmy, a jesteśmy
przyjaciółmi …prawda?- zagryzłam wargę.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
-Niall?
-T..tak? Aaaa, jasne, przyjaciółmi. Hmmm, spotkanie
nie jest za dobrym pomysłem. Jutro mam wywiad, Ty szkołę, a na dworze jest
zimno. Wiesz.. wolę nie wychodzić.
-Skoro tak, to zaraz będę u Ciebie w domu. Do zobaczenia!
15
minut później…
Cierpliwie czekałam, aż ktoś otworzy mi drzwi. W
oknach paliły się światła, więc nie mieliby w tej chwili żadnej wymówki Dźwięk
przekręcanego zamka zaczął przedłużać się w nieskończoność.
-O, cześć Asiu.- powiedział Louis wpuszczając mnie
do środka.
-Hej Lou.- uśmiechnęłam się.
Zdjęłam buty oraz bluzę, i udałam się w stronę
salonu z nadzieją, że zastanę tam blondynka.
-Na górze.- usłyszałam głos bruneta.
Aha, czyli już wszyscy wiedzą, w jakim celu tu
przyszłam?
Ruszyłam w wyznaczone miejsce. Wzięłam jeden głęboki
oddech i uchyliłam drzwi. Na pierwszy rzut oka sypialnia okazała się być pusta,
dopiero po dłuższej chwili dostrzegłam… Malika i Horana. Ten pierwszy miał
smutny wyraz twarzy- drugi bardziej zagubiony. Obaj tępo wpatrywali się w lampkę
nocną.
Starając się pominąć fakt, że mulat również tutaj
przebywa, odchrząknęłam. Nie byli zdziwieni moją obecnością. A myślałam, że to
ja ich zaskoczę…
Zayn podniósł się z dywanu i po prostu ruszył w
stronę drzwi. Pozostała po nim tylko dobrze mi znana woń perfum. Użył tych
samych, co kiedyś…
-Niall.- szepnęłam.
Blondyn wzdrygnął się, jakby wzbudzony z jakiegoś
transu. Wolno obrócił głowę w moim kierunku. Niepewnie zagryzł wargę i powolnie
wstał. Miał na sobie dużą szarą bluzę- tą którą tak uwielbiałam.
-Cześć Asiu.- zaczął podchodzić.
Gdy był już blisko stracił kontakt wzrokowy.
-Przepraszam.- wyjąkał.
-Za co Ty mnie przepraszasz?- To jednak moje słowa
miały być dla niego szokiem tego wieczora, nie jego.
-Za… - zakrył twarz dłońmi.- Ja Ci to wszystko
mówiłem, i nie byłem świadom…- jęknął.
-Niall…- nie bardzo wiedziałam czego dotyczyły te
słowa, więc zaczęłam własny monolog.- Um.. to może zacznijmy temat, dlaczego
poprosiłam o to spotkanie. W sumie Ty poprosiłeś, ale potem role się
odwróciły.. zresztą nieważne.- odchrząknęłam.- Nialler to może głupie, ale
wtedy, co zakochałeś się w Alice…- przełknęłam ślinę.
Błękitne tęczówki chłopaka spoczęły na mojej osobie.
Miał w oczach ból. Powoli zaczął się przybliżać.
-To?
-To..m..myślałyśmy, że zakochałeś się we mnie.-
wyjąkałam.
Jego twarz była coraz bliżej.
-A chciałabyś, żebym był zakochany w Tobie?