Rozdział dedykuję dwóm
bardzo ważnym osobom, które poznałam właśnie poprzez bloga, jednak przywiązałam
się poprzez ich cudowne charaktery. Obie już jakiś czas temu obchodziły
urodziny, dlatego chciałabym, aby chociaż ten rozdział był namiastką jakiegoś
upominku :)
Alice
kochanie jeśli jeszcze kiedykolwiek jeszcze będziesz czytała tego bloga, to
wiedz, że te dwa lata (?) od kiedy się
poznałyśmy były cudownymi latami mojego życia <co za opisy xD>. Nadal
jesteś dla mnie ważna, choć nigdy nie umiałam tego pokazywać i ty o tym dobrze
wiesz. Gdybyś nie była nie znałabyś mnie lepiej od rodziców, nie słuchałabyś mojego
piskliwego głosu przez skype’a a ja nie zobaczyłabym Twojego najpiękniejszego
uśmiechu <i śmiechu> pod słońcem. Pamiętaj, że jesteś niezwykłą osobą, a
małe jest słodkie i nigdy nie rób i nie powracaj do tego, co było kiedyś.
Najlepszego aniołku!<3
Oluś!
Bądź
zawsze sobą, nie przejmuj się opinią innych. Cóż to za paradoks, że muszę Ci
życzyć rudych dzieci… echem xD Załóż w końcu tego bloga albo pisz rozdziały, bo
wiesz, że z niecierpliwością na nie czekam- nie marnuj talentu. Oczywiście w
przyszłości wyjedź do LA (zabierz mnie ze sobą ;-;) gdzie zostaniesz modelką i
podbijesz cały świat swoimi oczkami ;) Nie waż mi się odchudzać, bo na tobie i
tak wszystko wygląda oijcvoeirjvjninvolenir. :*
"„Proszę, nie wydzwaniaj do mnie więcej, nie chcę rozpoczynać tego tematu na nowo. Ja Tobie też życzę Wesołych Świąt. :)” [...] Nicole? [...]
"Um… myślę, że w pewnym stopniu tak… w sumie… znaczy nie. Myślę, że po prostu powinnaś wiedzieć.
-Wiedzieć o czym?- Przełknęłam ślinę.
-Echem… wiedzieć, że… Cię przepraszam.- Spuścił wzrok.[...]
-Co to?- Spytałam zaciekawiona, wskazując palcem na trzymaną w jego ręku rzecz. [...]
-Naprawdę mogę to teraz otworzyć?- Obejrzałam paczkę z wszystkich stron. [...]
Na papierze widniała postać. Bardzo przestraszona postać. Kartek było kilka, lecz za każdym razem jej wizerunek wyglądał podobnie- Płonące policzki, duże oczy, długie, proste włosy i schowane w rękawach ręce. Jej smutny wzrok był mocno podkreślony we wszystkich rysunkach.
-T..to ja?- Szepnęłam. [...]
Jego ruch był na całe życie. Mój bę…
-Niall!- Krzyknęłam na chłopaka, który z impetem wyrwał mi kawałek papieru. Nawet nie śledząc tekstu porwał ją, [...]
-Dostałaś więcej takich listów?- Miałam wrażenie, że mimo tego pytania chłopak podświadomie zna odpowiedź.
Tak
-Nie.- Szepnęłam, spuszczając głowę. [...]
Odgłos tłuczonego szkła. [..]
-Odkupię Ci.- Mruknął bez większego zainteresowania, po chwili powracając do dalszych poszukiwań. [...]
Wzięłam do ręki najbliżej stojący odłamek. [...]
Uśmiechnęłam się przez łzy. Sam jego dotyk był przyjemny w kontakcie z ciałem. Był niemalże kuszący. Działał tak uzależniająco tak… dobrze.Z przyjemnością poddałam się uczuciu, które wbrew pozorom nie było niczym nowym. [...]
-Byłoby szybciej, gdybyś po prostu powiedziała gdzi…Asia? Co…ASIA! O MÓJ BOŻE, ASIA! CO TY…C…CO...BŁAGAM PRZESTAŃ! ASIA!"
Nienawidziłam
tego wzroku.
W pokoju panowała
nieskazitelna cisza, nie licząc tykającego zegara i przyspieszonego oddechu
blondyna. Słowa chłopaka echem odbijały się w mojej głowie. Nie widziałam za
wiele, przez łzy, usilnie próbujące się wydobyć z siłą wodospadu.
Czułam się dziwnie.
Miotało mną tyle uczuć,
że do dziś nie jestem w stanie powiedzieć co myślałam, widziałam i odczuwałam. Nie
podobała mi się ta bezsilność.
Pustka,
i jednocześnie miliony
niezidentyfikowanych myśli- cóż za paradoks.
Jedyne do czego mogłam
porównać stan, w jakim się znajdowałam to wzbudzenie.
Często po ledwie przespanej nocy rozbrzmiewa nam nad uchem znienawidzony i zdecydowanie za
głośny dźwięk budzika. Przez pierwsze kilka minut próbujemy złapać jakiekolwiek
połączenie ze światem. Oczywiście pominę chęć położenia się powrotem, opatulenia
ciepłą kołdrą i zaśnięcia. Nie wiemy jaki dziś dzień, nie pamiętamy planów,
które snuliśmy wieczorem, tydzień, miesiąc rok czy dwa wcześniej. Jesteśmy jak
w transie, potrzebując dłuższego czasu aby przyswoić większość informacji.
Pamięć i jakakolwiek
świadomość były w tej chwili najbardziej potrzebne, a jednocześnie mocno
naruszone. Być może to właśnie z tego powodu w ogarniało mnie dziwne uczucie. Pamiętałam
wszystko- każdy detal, jednak gdy jego paniczny krzyk przedarł się do mojej
głowy wszystko… pękło.
Chciałam być silna.
Chciałam być silna, ale
znowu nie wyszło.
On poruszał ustami.
Szeptał, a być może krzyczał. Rumieńce na jego policzkach stały się ledwie
widoczne, a ich miejsce zajęła nieskazitelna biel. Cała twarz przybrała blady
odcień, co już dawno przeszło granice
mojej wyobraźni. Gestykulował dłońmi, końcowo wplatając je między puszyste
blond włosy.
Powoli zaczął zmierzać
w kierunku łóżka. Każdy krok wykonywał z niesamowitą ostrożnością, jakby bojąc
się reakcji z mojej strony. Ja sama
się jej bałam…
-Nie.- Wyczytałam z
jego ust.- Nie.
Przepraszam.
Tak bardzo chciałam
cokolwiek powiedzieć, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Tak właściwie to co
się stało? Coś zrobiłam? Co tym razem
nie tak? Przecież się starałam…
Zaczęło mnie ogarniać
dziwne uczucie senności, ale i ociężałości. Mimo tego nie poddawałam się,
wlepiając swoje oczy chłopaka. Blady odcień skóry zaczynał się rozprzestrzeniać
po jego całym ciele, co z lekka
zaczynało mnie przerażać.
Wstrzymałam oddech.
Pozwalałam kolejnym
łzom tworzyć rozmaite ścieżki na mojej twarzy, szyi oraz klatce piersiowej.
Czułam jak drży mi dolna warga. W szybkim tempie dołączyły również ręce.
Powracałam do
rzeczywistości.
Rozdarta mieszanymi
uczuciami, właściwie nie wiedziałam jak mam się zachować. A raczej: nie
wiedziałam jak się zachowam. Jedynie błękit tęczówek chłopaka, do którego
powrócił dawny chłopięcy blask
powstrzymywały mnie przed urwaniem kontaktu z rzeczywistością. Nie poddawanie
się było dla mnie rzadkością, stąd tak trudno było mi je powitać w moim życiu.
Właściwie to nie
wiedziałam, dlaczego akurat on stał się kimś, w kim wiedziałam ostatnią deską
ratunku. Kimś, kto przysłonił inne rzeczy tak, aby skupić się tylko na jego
osobie. Kimś, w kim widziałam wiele osób, zmieniających się o dowolnej porze a
najmniej oczekiwanym momencie.
Wewnątrz wszystko
rozrywało mnie od środka. Na zewnątrz nie czułam nic. Wraz z mijającymi
sekundami nachodziły mnie nowe, odmienne myśli.
Spuściłam głowę, mając
na widoku szczupłe nogi chłopaka. Te ugięły się, wolno opadając na jasne
podłoże. Upadkowi towarzyszył jeszcze jeden odgłos- głośny, nieprzyjemny dla ucha zgrzyt, który pobudził moje zmysły. Zazwyczaj w takich
momentach człowiek widzi wszystko w zwolnionym tempie. To nie do końca było
prawdą…
Postrzeganie sytuacji w
innych barwach nieco inaczej sobie wyobrażałam. Dostrzeganie teraz choćby
najmniejszego szczegółu czy usłyszenie dźwięku, którego nigdy nie słyszymy
potęgowało rosnącą w napięcie atmosferę.
Ciemnoczerwona plama
krwi, torująca ścieżkę kolan blondyna drastycznie orzeźwiła mój umysł. Niall
musiał upaść na jeden z odłamków szkła, który z pewnością teraz tkwił w jego
nodze. On jednak nie zdawał zauważyć drogi, którą sam naznaczył czerwoną
cieczą.
Wypuściłam spomiędzy
zębów już mocno czerwoną i opuchniętą wargę.
-Niall.- To było moje
pierwsze, wyduszone od dłuższego czasu słowo.
Jego usta momentalnie
ułożyły się w wąską linię. Zaprzestał wydobywania z siebie potoku słów, które
zlewając się w całość tworzyły niezrozumiałą konstrukcję.
Jakby w obawie, że za chwilę cokolwiek zrobię,
nie spuszczał ze mnie wzroku. Nadal klęcząc przytrzymał się jedną ręką o
podłogę. Cicho syknął, lecz po chwili powrócił do poprzedniego stanu, jakim
była uważna obserwacja mojej osoby.
Chciałam mu powiedzieć,
że już wszystko jest dobrze; najpierw sama musiałam przyswoić co się stało.
Wyostrzyć wzrok, wytężyć słuch oraz oczyścić umysł. Wzięłam głęboki oddech,
zamykając na chwilę oczy. Gdy je otworzyłam duże i zaszklone tęczówki
wpatrywały się we mnie zdezorientowanym i nadal przestraszonym wzrokiem.
Wolno uniosłam rękę,
dotykając wskazującym palcem ust w geście proszącym o ciszę. W tym wypadku
oznaczało to również uspokojenie się, umiarkowanie oddechu i ‘wyciszenie’
emocji.
Na podniesionym
nadgarstku poczułam letnią ciesz spływającą kilkoma stróżkami aż do łokcia. Opuściłam
głowę.
Czy już mówiłam jak
bardzo nie jestem zdolna przewidzieć własnych zachowań? Widok pościeli z
kontrastowym zestawieniem krwi był na to wystarczającym dowodem.
Biorąc głęboki oddech
odsunęłam się powolnie. Zapadając się kolanami w kolejnych partiach kołdry
ciągnęłam za sobą bordową ścieżkę zmieszaną z tuszem do rzęs.
Ostatnio taki widok
miałam dwa lata temu w dzień taty. Czy to coś zmieniło? Najwyraźniej nie… nadal
wzbudzało obrzydzenie i przerażenie. Wtedy zdawałam sobie sprawę jak bardzo
jestem zepsuta.
Dotarłam do poduszek.
Po drodze zdążyłam zabrudzić także drugą rękę oraz całe spodnie od kolan po
uda. Mój płacz ustał, zastąpiony oszołomieniem i próbą dojścia do siebie.
Już nie miałam siły na …wszystko?
Blade opuszki palców
zacisnęły się na skołowanej obok mnie kołdrze. Zostawiły po sobie trzy
niewyraźne i rozmazane kreski. Po chwili te same palce musnęły mokry i szorstki
policzek.
Po raz pierwszy nie
byłam sama. To takie miłe uczucie.
Dotyk zaoferował mi
namiastkę spokoju, który w tej chwili wydawał się być najbardziej potrzebny.
Jednak nie byłam w stanie wyrównać oddechu i tak po prostu otrząsnąć się z
szoku. Lata wspomnień, upadków, złych doświadczeń robiły swoje.
-Tak bardzo tego nie
chciałem aniołku.- Cichy głos przeplatany z nieudaną próbą powstrzymania łez
rozległ się po pokoju.
W milczeniu, opuściłam
twarz na nadgarstki, które od kilku lat stawały się bolesnym pamiętnikiem.
Chciałam płakać. To był pierwszy raz, kiedy i na tą czynność zabrakło sił.
-Nigdy sobi…- Pociągnął
nosem…- Nigdy nie wybaczę, rozumiesz?
Kościste palce wolno
zsunęły się na dół. Obserwowałam ich drogę do chwili, gdy zeszły mi z zasięgu
wzroku. Pomieszczenie wypełniały ciężkie oddechy oraz zachrypnięte łkanie
Irlandczyka.
Jesteś pierwszą osobą,
która widzi mnie w takim stanie. Która widzi mnie taką, jaką cały czas jestem
od wewnątrz.
Czułam wzrok chłopca na
sobie. Tego małego chłopca, którego wprawdzie nigdy nie poznałam, ale był tam w
środku pod skórą dorosłego mężczyzny.
„Nigdy nie wybaczę” kolejna osoba, która musi cierpieć za to, jak
bardzo jestem zniszczona.
Dłonie chłopaka bezsilnie
odsuwały się od mojego ciała. Po chwili zasłoniły pełną bólu twarz.
Ile potrafi zmienić
jedna kartka papieru…
Opuściłam głowę na sine
partie mojego ciała, z których powolnie sączyła się ciecz. Podwinięte rękawy,
na których uratowanie i tak było za późno, oraz podarte na udach spodnie, gdzie
jasne skrawki materiału przybrały bordową barwę. Zawsze byłam kreatywna co do
miejsca samookaleczenia się…
Z okaleczonej skóry
przeniosłam wzrok na ścianę, która doskonale komponowała się z bielą spowodowaną
ubywającą cieczą i słabym samopoczuciem.
Czy tu już jest nienormalne, kiedy oczami wyobraźni widziałam tam wspomnienia,
jakby wyświetlane projektorem?
„Trzymałam
za rękę moją Łusię. Mama kazała nie patrzeć w stronę miejsca ogrodzonego
biało-czerwoną taśmą, dlatego pokazywałam małej jak wygląda poziomka. Niewiele
rozumiała, ale wystarczył mi jej lekko zakrzywiony uśmiech z niewielką blizną na
wargach, spowodowaną naszą zabawą zszywaczem. Cokolwiek jej tłumaczyłam i tak
była uśmiechnięta, co było wystarczające do prowadzenia dalszych rozmów
monologów.
W
słońcu jej włosy lśniły prawie jak tacie. Tatusiowi, którego przed chwilą
owinięta czarną folią i wsadzono do białego samochodu, który odjechał z
hałasem. Mama wtedy zakryła twarz dłonią, a ja zakryłam uszy Łucji, której na
chwilę kąciki ust powędrowały ku dole.
-Wlóci?
-Tatuś
zawsze wraca.- Wytłumaczyłam, podążając wzrokiem za rozchlapującym na boki kałuże dużym autem.
Dziewczynka
pokiwała po czym zgodnie z nawykiem wsadziła kciuka do buzi. Dobrze, że mama wtedy
nie patrzyła. Ona bardzo tego nie lubiła.
-Zdaje
sobie pani sprawę, że ten przypadek ma ogromny wpływ na jej przyszłość - Ona
będzie zepsuta.- Powiedziała pani w dziwnym stroju.
Zepsuta?
Moja mama mówi, że zawsze można coś naprawić jak się popsuje. Dlaczego teraz
rozmawiają o takich rzeczach, zamiast martwić się dokąd zawieźli tatę i kiedy
wróci. Dlaczego w ogóle rozmawiają o przedmiotach?”
„-Powiedz
mi- dlaczego to zrobiłaś- Stała przede mną, trzymając moje dłonie.
Milczałam
-Asiu,
ile razy pani mówiła, żeby nie rysować tylko czarną kredką?
Zacisnęłam
usta
-Popatrz,
słoneczko jest jasne i żółte, drzewa brązowo zielone a ten zegarek niebieski.
Nie
płacz. Nie tutaj. On zawsze mówił, żebyś była silna i podążała za marzeniami;
ale go już nie ma. Czy to znaczy, że wszystkie obietnice umarły wraz z nim?
-Świat
nie jest szary. Ludzie mają uśmiechnięte twarze.- Wskazała drżącymi palcami za
okno.- Widzisz?
Nie
widziałam.”
„-Wiesz,
że możesz mi wszystko powiedzieć.
Nie.
-Po
to tutaj jesteś.- Na twarzy kobiety pojawił się nerwowy uśmiech.
Spojrzałam
na zegarek. Jeszcze 5 minut.
-Tłumienie
w sobie jest najgorszym sposobem walki z różnymi trudnościami.- Wyrecytowała,
jakby to było jej codzienną formułą.
No
w sumie było…
-Wiem,
że w kilka sytuacji zmieniły wiele w twoim życiu, dlatego daj sobie pomóc.-
Słyszę to dziś już trzeci raz w ciągu jednej godziny.
Cisza.
-Czy
masz mi do powiedzenia coś, czym chciałabyś się podzielić?- Założyła nogę na nogę
i przyjęła pozę przygotowanej do zapisania pustej kartki.
-Naprawdę
wszystko jest dobrze.-Podniosłam głowę i obdarowałam ją uśmiechem. Starałam
się, aby był choć trochę autentyczny.
Kobieta
cicho westchnęła, po chwili przytakując i zapisała coś niewyraźnie. Pismo
przypominało te, którym posługiwał się mój lekarz, gdy pisał receptę
-Dziękuję,
możesz już iść.
Wstałam
z wygodnego, mającego już swoje lata fotela i ruszyłam do drzwi. W drodze dla
pewności naciągnęłam rękawy. Plasterek w pełni nie zakrywał rany. Mojej
pierwszej rany, którą zrobiłam tydzień temu w łazience szkolnymi nożyczkami.”
Czułam się, jakbym była
w powietrzu. Czy już umarłam?
Tatusiu?
Jesteś tutaj?
-Wróć aniołku.
Charakterystyczny dźwięk
rozbitego szkła.
Gwałtownie otworzyłam
oczy. Ujrzałam dwie komponujące się ze sobą barwy- biel i błękit. Chciałam się
podnieść, rozejrzeć, zapytać.
-Nigdy więcej tego nie
rób.- Do moich uszu doszedł głos nasycony bólem i tęsknotą.
Mój wzrok nadal się nie
wyostrzył, za to zmysł słuchu zaczął funkcjonować o wiele lepiej.
-Byłaś taka nieobecna.-Wyszeptał
do ucha.
Zmrużyłam oczy. Czułam
się niesamowicie obezwładniona. Chciałam wiedzieć co się wokół nie dzieje.
-Spokojnie, jestem
tutaj cały czas.- Jego ton brzmiał tak, jakby nie do końca uspokajał mnie, ale siebie.
Uczucie znajdowania się
w próżni zniknęło. Zamiast tego zostałam usadowiona na zimnym podłożu, gdzie
moje nogi dotykały podłogi, a plecy ściany. Miejsce nie było mi obce, gdybym
tylko lepiej widziała i przywołała wspomnienia mogłabym bez problemu je
zidentyfikować.
-Możesz samodzielnie
siedzieć?- Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że czyjeś ciepłe dłonie
podtrzymywały mnie na bokach.
Kiwnęłam lekko głową.
Mocno złapałam w palce
najbliższą rzecz, która wydawała się stabilna. Zacisnęłam oczy i ponownie je
otworzyłam. Mroczki nadal pozostały, ale obraz stał się o wiele bardziej
wyrazisty. Pomieszczenie miało jasne barwy i mocne światło. Po środku klęczała
jakaś osoba, przypatrująca się czemuś naprzeciwko.
Otworzyłam usta, ale
nie wydobyło się z nich żadne słowo. Czułam się zmęczona i ociężała. Chciałam
zasnąć, ale wiedziałam, że nie mogłam. Nie w takiej chwili.
Usłyszałam szum wody. Tak;
to na pewno było to.
-Jeszcze chwila kochanie.-
Wymamrotał.
Kochanie?
-Niemy szept wydobył się z moich ust.
Wzięłam głęboki oddech.
Musiałam być silna. Chociaż teraz. Postać przerwała swoją czynność i zaczęła
się do mnie zbliżać.
-Nie dam rady Cię przemyć.
To jest na całym ciele.- Zachrypnięty głos przyprawił mnie o wzdrygnięcie.
Błękitne tęczówki
zbliżyły się do mojej twarzy. Teraz mogłam wszystko obserwować z bliska. Mlecznoblada
skóra, lekko zadarty nos i szklane oczy, których morską barwę przerywały białe pręgi.
Dłoń o miękkiej oraz ciepłej skórze właśnie przemierzała mój policzek.
-Ni…- Tylko tyle udało
mi się wydusić, ale ważne, że każde z nas wiedziało co oznacza.
Powolnie uniosłam rękę
i dotknęłam blade koniuszki palców. Chłopak uśmiechnął się przez łzy.
-Czujesz się trochę
lepiej?- Przytaknęłam, choć różnica była niewielka.
Cień ulgi przeszedł
przez ciało blondyna. Jego sylwetka zniżyła się a Irlandczyk ukucnął. Dłońmi
powędrował do dołu sweterka, gdzie je włożył; bezpośrednio dotykając moją
skórę. Materiał poszedł w górę, przeszedł przez głowę i zatrzymał się dopiero
na nadgarstkach, które zaczęły dawać o sobie znać.
Cicho syknęłam, co nie
uszło uwadze blondyna.
-Przepraszam.-
Przełknął ślinę.- Postaram się być delikatniejszy.- Powoli oddzielał sklejony
materiał od skóry, gdzie krew już powoli zaczęła zasychać.
Krew?
-Musisz wstać.- Jego
ramiona pomogły mi unieść się ku górze.
Chłopak złożył w kostkę
ściągnięty ze mnie materiał obok siebie po czym znów odwrócił się przodem. Nim
zdążyłam zareagować palce blondyna delikatnie centymetr po centymetrze ściągały
jasne spodnie kontrastujące z czerwoną cieczą. Na udach był szczególnie uważny,
gdzie sytuacja była niemal identyczna jak przy nadgarstkach. Stałam spokojnie,
przytrzymując się barków niebieskookiego.
Czułam jego ciepły oddech na nogach, które pokrywała gęsia skórka.
Spodnie zostały
umiejscowione w tym samym miejscu co sweter, zaś wzrok na moją twarz.
Niebieskie tęczówki zbliżyły się wracając do momentu mającego miejsce chwilę
temu. Dolna warga przestała już drżeć, jednak szklane oczy pozostały.
Blondyn skinął głową na
wannę, gdzie woda wypełniła już połowę jej zawartości. Jego ręka powędrowała za
moje plecy, podtrzymując mnie do chwili kiedy nie usiadłam otoczona letnią z
temperatury cieczą.
-Rozluźnij się.-
Odparł, przejeżdżając opuszkami palców po moim ramieniu.
Wciągnęłam powietrze.
Lewą dłonią sięgnął po gąbkę,
którą namoczył i skierował na nadgarstki. Gdy powędrował na nie wzrokiem ze
smutkiem zauważyłam w oczach uczucie, którego nie da się opisać. Letnia woda od
razu dała po sobie znać, wywołując dreszcze na mojej skórze. Jednak chłopak wiedział
co robi; nie mógł nastawić gorącej temperatury bym wykrwawiła się na śmierć. Irlandczyk
ze starannością wykonywał każdy ruch dając ukojenie i oczyszczając pojedyncze
rany.
-Pamiętasz kiedy zapytałem
Cię czy zgodziłabyś się być moją dziewczyną?- Zapytał; zapatrzony w fragmenty
okaleczonej skóry.
Przeniosłam na niego
wzrok. Nadal był blady, jego dłonie ubrudzone były krwią.
-Tak.-Wyszeptałam
resztkami sił.
Pokręcił głową.
-Ja…ja nie wiem…- Przełknął
ślinę.-Nie byłbym w stanie dać Ci wystarczającego bezpieczeństwa. Wiesz?
Zasługujesz na kogoś, kto będzie w stanie się Tobą zaopiekować, ja nie daję
rady. Tyle przeszłaś -Za dużo dla Ciebie, aby normalnie żyć i za dużo dla mnie,
by Cię naprawić.
Kilka dni później…
Był środek nocy.
Delikatna, księżycowa
poświata sączyła się przez cienki materiał miętowej firanki. Wiatr unosił ją
lekko, w wyniku czego na śnieżnobiałych kafelkach powstawały rozmaite cienie.
Mój wzrok spoczywał na nich od trzech minut- Dokładnie tyle czasu minęło od
uniesienia moich powiek.
Nie było mi zimno, czy
też niewygodnie. Leżałam owinięta ciepłym barkiem któregoś z chłopaków. Jego
oddech, wydobywający się z lekko rozwartych ust owiewał mój policzek,
obdarzając go niezwykle miłym ciepłem. Wykonanie w tej chwili jakiegokolwiek
ruchu uznałam za niemal niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze- Skalę wygody
jak i temperatury bez wahania mogłam przyrównać do łóżka na górnym piętrze, po
drugie- ręka chłopaka nie dawała dużych możliwości na przeniesienie się gdzie
indziej. Na mojej twarzy pojawił się
delikatny uśmiech na myśl o trosce leżącej obok osoby.
Uniosłam głowę do góry,
chcąc rozpoznać mój osobisty grzejnik i materac na dzisiejszą noc.
Jego falowane włosy
zakrywały jaśniejącą w świetle księżyca skórę. Malinowe, dokładnie zarysowane
usta kształtowały się w ledwie widoczny uśmiech. Policzek, do którego
przyciśnięta była dłoń, przybrał lekko czerwony rumieniec. Na kościstych,
długich palcach widniał srebrny pierścień z drobnymi wygrawerowanymi liniami.
Często go nosił, ale nigdy nie zwracałam na to większej uwagi. Teraz- w środku
nocy gdy jedyną dostępna czynnością było obserwowanie otaczających mnie ludzi i
przedmiotów, zwróciłam uwagę na niewidoczne wcześniej detale.
Chłopak zamruczał cicho
przez sen. To było mruczenie tego rodzaju, kiedy siedzisz na kanapie ze swoim
kotem, zanurzając dłoń w jego miękkim futerku. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc dźwięk, który w jego
obecności dotąd był mi obcy. Po chwili ponownie wydał z siebie ową melodię, tym
razem bardziej cichą.
To był cały Harry.
Mój kochany,
opiekuńczy, cierpliwy oraz delikatny Harry.
Oznaczało to, że gdzieś
w nogach muszę mieć Louisa bądź Niall’a. Trzeci z nich wylądował …na podłodze?
Ta możliwość stawała się najbardziej wiarygodna, zważywszy na fakt, że kanapa
też ma swój koniec, a w salonie nie ma więcej mebli nadających się do spania.
Gdybym była bardziej rozbudzona zapewne zdałabym sobie sprawę, że zostawiłam
dla gości miejsce na zimnych kafelkach, podczas gdy sama leżałam przykryta
przyjemnym w dotyku, cienkim kocem. Cóż… na szczęście i nieszczęście nie byłam,
co pozwalało uniknąć paniki, przepraszania i wyrzutów sumienia, a z drugiej
strony pozostawiało jednego w nich z niezbyt wygodnym położeniu- w dosłownym
tego słowa znaczeniu.
Przeniosłam swój wzrok
na podłogę, oglądając rozmaity pokaz tańczących w świetle księżyca cieni. Jego
widok stanowił jak na razie najciekawszy punkt dzisiejszej nieprzespanej nocy.
Sięgnęłam ręką w dół,
aby złapać najbliższy róg cienkiego, okrywającego nas materiału i otulić się
jeszcze bardziej. Jednak zamiast tego natrafiłam na coś znacznie puszystego i
włochatego. Gdy już miałam cofnąć dłoń, uświadomiłam sobie, że to głowa
drugiego, leżącego w splątaniu naszych nóg chłopaka. Powoli zanurzyłam palce w
jego włosach, próbując zidentyfikować nieznajomego. Nie za długie, boki krócej
przystrzyżone… mimo tej analizy znalazłam odpowiedź na pytanie.
Zbyt często wykonywałam
tę czynność, żeby teraz mieć problem z jakimkolwiek rozpoznaniem dobrze znanej
mi delikatnej skóry. On sam w sobie
był definicją delikatności, wrażliwości i czułości w jednym. Mlecznobiały
odcień cery tylko utwierdzał w przekonaniu, że jest to wnętrze prawdziwego
anioła.
Przeczesywanie
puszystych kosmyków powoli uspakajało moje myśli, które nawet w nocy dobijały
się, tworząc nowe problemy i komplikacje. Uspakajało moje ręce, dla których
taki dotyk był niemal masażem. Uspokajało moje ciało, które w najbliższym
czasie pozostawało spięte z natłoku wszystkich wydarzeń. Uspokajało mnie,
pozostawiając w poczuciu bezpieczeństwa i pewnego rodzaju miłości, której nigdy
nie mogliśmy zrozumieć.
Zamknęłam powoli oczy,
próbując powrócić do krainy Morfeusza, a przy cichym akompaniamencie Harry’ego
wydawało się to o wiele łatwiejsze.
Sytuacje z ostatnich
dni stawały się jakby wyblakłe. Przed sobą miałam tęczówki tak czyste, że
mogłabym w nich zobaczyć całe odbicie. Tak głębokie i tak wyraźne, że mogłam
dostrzec każdy budujący je odcień błękitu, jaki się widzi w słoneczny dzień na
niebie. Emitujące taką radością, że samo patrzenie na nie wywoływało szeroki
uśmiech.
I nagle jeden huk.
To nie był odgłos
przypominający tłuczenie się jakiegoś przedmiotu czy wyważanie drzwi. Trudny do
zidentyfikowania, jednak wystarczająco słyszalny jak na nocną ciszę, którą
akompaniował jedynie szum wiatru.
Z trudem wyswobodziłam
się z ramienia Harry’ego. Przetarłam oczy, próbując przyzwyczaić wzrok z powodu
nagłej potrzeby przebudzenia się. Uniosłam się na łokciach na tyle, na ile było
to możliwe. Sceneria pozostawała niezmienna- lekko powiewająca, blada firanka
oraz tworzące się z jej powodu powolnie
przesuwające się cienie.
Rozejrzałam się wokół.
Wszystko pozostawało na swoim miejscu, nawet ręka delikatnie sunąca po
puszystych włosach Irlandczyka. Z niechęcią odkryłam okrywający nas materiał,
cofnęłam dłoń z czupryny chłopaka i jak najostrożniej usiadłam. Na mojej skórze
automatycznie pojawiła się gęsia skórka, spowodowana rozszczelnionym oknem trzy
metry dalej. Spojrzałam w dół, aby w razie stawiania pierwszych kroków nie
natrafić na ciało Louisa. Ogarnęło mnie niemałe zdziwienie, gdy po szybkim
przeglądzie każdego skrawka podłogi nie nakryłam się na bruneta.
Zmarszczyłam brwi.
Powoli, starając się
nie spowodować przerwania snu dwójki śpiących osób stanęłam na równe nogi.
Niall wymamrotał coś przez sen, zapewne czując, że nie ma już na czym się
ułożyć, a dłoń loczka ułożyła się w nienaturalny sposób jakby próbując odnaleźć
brakującą część, którą przez chwilą oplatała. Uśmiechnęłam się na ten widok, po
czym wzięłam jedną poduszkę i podłożyłam na klatkę piersiową Hazzy. Zaś w jego
nogach ułożyłam Irlandczyka, który również zaczął się rozbudzać poszukując
zaginionego elementu. Ostatni raz przesunęłam dłonią po puszystych włosach i
ruszyłam…no właśnie. Tak właściwie to nie wiedziała gdzie iść. Zakładałam, że
skowo tutaj wszystko leżało na swoim miejscu to
huk musiał nastąpić na dworze lub na górze. Rozważając obie opcje
stwierdziłam, że wpierw obejdę pierwsze piętro, a jeśli rezultaty nie przyniosą
jakiegokolwiek efektu ubiorę się i udam na zewnątrz, albo …do łóżka.
Nie zapalałam lampki, z
dwóch powodów… tak właściwie to z trzech. Buczące akwarium oraz sącząca się
mleczna poświata dają wystarczająco dużo światła, abym trafiła. Był to mój dom,
więc znalezienie drogi nie było problemem, a po trzecie nie chciałam budzić
chłopaków.
Po kilkusekundowej
analizie znalazłam coś, co przypominało poręcz od schodów, a już po chwili
docierałam na ich szczyt. Samo przejście zajęło mi niemało czasu, zważywszy na
nie tylko gości, ale i moją mamę śpiącą stosunkowo niedaleko.
Z mojego pokoju
wydobywało się mętne światło, rozchodzące się po płaskiej powierzchni podłoża.
Kałuża rozpływającego się w ciemności promienia była na tyle rozległa, że
świadczyła o tym, iż drzwi od mojej sypialni są z pewnością otwarte-Trochę mnie
to zdziwiło, gdyż na noc zawsze je zamykałam. Zmarszczyłam lekko nos.
Pokonałam ostatni
schodek i jako, że rama drzwi była tuż przy nim; przystanęłam. Zmrużyłam oczy,
aby lepiej dostrzec zarys mojej sypialni.
Wszystko było na swoim
miejscu.
Wchodząc w głąb
przeskanowałam każdy mebel. Łóżko było starannie zaścielone, cztery poduszki leżały
tam, gdzie powinny. Na biurku leżało kilka porozrzucanych zeszytów i dwie
książki. Półka nie zmieniła swojej zawartości, wraz ze sklejoną ramą zdjęciową,
którą wspólnie naprawiliśmy z Niall’em.
Ten mały symboliczny
gest, choć niby nie wiele warty porównałam sobie do naszej przyjaźni z
blondynem. Dostaliśmy ją na całe życie. Jedni by powiedzieli, że od losu,
drudzy, że od Boga. Jako, że jestem katoliczką, a z tego co mi wiadomo on też,
przyjmujemy tę drugą opcję. Jest to ten rodzaj podarunku, którego nie można
wykorzystać, zjeść, sprzedać, wypić i tym podobne. Został nam dany na całe
życie, a nawet rozbity da się ‘skleić’.
Podzieliłam się z tymi
przemyśleniami z Horanem. Jako, że znał mnie dobrze, nie uznał tego za coś
nienormalnego, tylko uśmiechnął się pod nosem.
Cóż… powracając do
chwili obecnej- zrobiłam krok w przód, wiedząc, że natrafiłam na dywan, na
którym przejście na 90 % zakończy się upadkiem. Niestety najwyraźniej osoba,
będąca metr ode mnie tego nie wiedziała, siedząc i rozmasowując sobie prawy
łokieć.
Przyklęknęłam, na co
momentalnie się spięła. Nie spodziewała się tu mnie, jak i ja jej. Zbyt często
bywam w nieodpowiednim czasie oraz chwili.
-Dlaczego?
Wzdrygnęłam się, na ton
chłopaka. Znałam wiele jego twarzy… chociaż nie- praktycznie tylko dwie- Wesoły, dziecięcy Louis, oraz opiekuńczy Louis.
Ten nie przypominał
żadnego z nich.
-Bardzo boli?-
Zapytałam drżącym głosem.
Momentalnie się
odwrócił.
-Asia.- Szepnął.- Um…
tak, trochę.- Odparł szybko.
Wszystko, co teraz
wypowiedział brzmiało tak …inaczej.
Nie za bardzo
wiedziałam co powiedzieć i jak się zachować. Rzadko kiedy bywałam z nim sam na
sam w pomieszczeniu. Jeśli już; był tym zabawnym Tomlinsonem z chłopięcym
uśmiechem oraz błyskiem w oku.
-Ew…myślę,
że…ch-chodźmy do łazienki. Chociaż wsadzisz pod zimną wodę, a jeśli będą jakieś
rany to Ci opatrzę.- Starałam się nie zdradzać po tonie głosu, co czułam.
W odpowiedzi brunet
uśmiechnął się blado, wstał, sycząc pod nosem i zmierzwił włosy. Poczekał, aż
zrobię to samo, po czym przepuścił mnie w drzwiach toalety. Zdjął z nadgarstka
dwie bransoletki z muliny oraz srebrny pierścień. Włożył rękę pod wodę, którą
mu ustawiłam i niepewnie spojrzał w moją stronę.
-Przepraszam.-
Wymamrotał.- Tak…tak ogólnie. Nie chciałem cię obudzić i tak dalej.- Mruczał, z
każdym słowem coraz ciszej.
-Jasne.- Mój głos
zmienił się o parę oktaw wyżej.- Spoko, i tak często nie zasypiam, to nie Twoja
wina.- Odchrząknęłam, próbując przywrócić dawny ton.
Przytaknął, po chwili
wyłączając wodę. Usiadł na wolnym miejscu, widząc, że idę w jego kierunku z
niewielką apteczką. Klęknęłam, zerkając na rękę. Nie wyglądała najgorzej, pora
paroma siniakami w okolicach łokcia.
-Nie za bardzo wiem co
robić w takich sytuacjach.- Odparłam, wskazując na czerwono- białe pudełeczko.-
Ale chyba za wiele tu do opatrywania nie ma.- Mruknęłam.- Co najwyżej…-
Zaczęłam przeglądać jego zawartość.- Poleję ci zatarte miejsca wodą utlenioną.-
Pomachałam mu buteleczką przed oczami.
-Też się nie za bardzo
znam na pierwszej pomocy, ale chyba masz rację.- Przytaknął.
Uśmiechnęłam się pod
nosem i przeszłam do wykonywania przedtem wspomnianej czynności. Polałam trzy
rany, z których leniwie sączyły się kropelki krwi, podałam mu wacik i odłożyłam
apteczkę z powrotem na półkę.
-A więc…- Podałam mu
wcześniej zdjęte z nadgarstka i palców przedmioty.- Co się sprowadziło o tej
porze do mojego pokoju.- Będąc z każdą chwilą coraz bardzie rozbudzona,
zyskiwałam pewności siebie. Zdawało się, że i dla niego atmosfera stawała się
mniej napięta niż parę minut temu.
Zmarszczył brwi.
-Myślę, że cokolwiek,
co chciałbym teraz powiedzieć zabrzmi niezbyt dobrze…- Wymamrotał.- Chociaż
wcale nie miałem takich intencji.- Dodał szybko, widząc moją minę.-Po prostu….
po prostu chciałem odpocząć.- Ew…znaczy.- Ponownie zmierzwił kosmyki włosów.-
Stwierdziłem, że twój pokój jest wolny, więc nie będę was budził i po prostu
tam pójdę- to wszystko.
Przytaknęła, coraz
bardziej czując się winna za to jak potraktowałam gości, podczas gdy sama
wygodnie zasnęłam.
-Sorry.- Szepnęłam,
spuszczając wzrok.
-Nie, to nie miało tak
zabrzmieć.- Zaczął szybko. – Po prostu… zapomnij.- Najwyraźniej sam nie
wiedział co powiedzieć.
Mój wzrok powędrował na
przeciwległą ścianę. Cisza była w tym wypadku najlepszą odpowiedzią na pytania
wiszące w powietrzu. Brunet zgodnie przyjął tą sama taktykę; uciekając
przenikliwym spojrzeniem w przeciwną stronę.
Zimne powietrze
dochodzące z sypialni, gdzie było rozszczelnione okno, dosięgło nas aż tutaj w
postaci lekkiego, aczkolwiek chłodnego powiewu. Gdy tylko musnął on moją skórę
zadrżałam. Chciałam pójść i uniemożliwić wszelki jego dopływ poprzez
zamknięcie, ale w sytuacji, jakiej byliśmy nie byłam zdolna do jakiegokolwiek
ruchu.
Po chwili zaczęły
dochodzić do nas dźwięki- jak się okazało- kropel deszczu bębniącego o parapet.
W pierwszej sekundzie brunet się wzdrygnął, co było chwilowe, gdyż powrócił do
poprzedniego stanu w niedługim czasie.
Muszę przyznać, że
pierwszy raz coś takiego doświadczałam. Louis był nieprzewidywalny, ale zawsze
w pozytywnym sensie. Okej…teraz trudno było określić jak to na mnie wpłynęło;
ale niezaprzeczalnie wywołało zaskoczenie. Widać, za krótko mało go znałam…
Deszcz przybierał na
sile; po raz pierwszy nowy rok będę witała w takiej pogodzie. Chociaż do niego
pozostawały dwa dni… w sumie to jeden, bo zakładam, że już jest po północy, to
pogoda w Londynie od tygodnia pozostawiała wiele do życzenia. Myślę, że kiedyś
zniosłabym bębniące za oknem krople, ale pewne wydarzenia zmusiły mnie do
innego poglądu. Wtedy uderzały o liście, lub wpadały z pluskiem do wielkich
kałuż. Wtedy pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami swoją melodię tworzył wiatr. Wtedy
w jednej chwili stałam obok ukochanej osoby, w drugiej nieświadomie ją
straciłam.
-Gdy patrzę na Ciebie w
chwili, kiedy jesteś obecna tylko ciałem um … trochę się przerażam.
Gdybyś
wiedział co dzieje się w mojej głowie to dopiero znałbyś definicję
przerażenia...
-Z czasem się
przyzwyczaisz.- Wzruszyłam ramionami.
Przytaknął, odwracając
głowę w stronę dochodzących dźwięków. Oparł swoje ręce, stawiając je prosto za
plecami. Wolno wypuścił powietrze, zamykając przy tym oczy. Wyglądał tak niewinnie i…ugh- nie wierzę, że to
mówię, ale perfekcyjnie. Sama się
dziwię, że ta myśl przyszła mi do głowy; nigdy nie myślałam o Louisie pod takim
kątem.
-Kiedy zdałaś sobie
sprawę, że jest już za późno na coś, co zawsze chciałaś zrobić?
Minęło kilka sekund,
zanim zorientowałam się, że pytanie jest kierowane do mnie. Odtworzyłam je w
myślach, aby w pełni dotarł do mnie jego sens.
-Ew… Gdybym chciała być
miła z pewnością odpowiedziałabym, że nigdy nie jest późno, żeby coś zrobić,
walcz do końca, nie poddawaj się, na marzenia nigdy nie jest za późno.-
Zaśmiałam się pod nosem.- Ale wcale tak nie jest. – Dodałam na jednym wydechu.-
Teraz, kiedy zdałeś sobie sprawę, z pewnością nie uda Ci się czegoś odwrócić
czy zmienić, cokolwiek to było…- Burknęłam.
W myślach analizując
to, co powiedziałam, stwierdziłam, że nie popełniłam błędu. Przygotowałam na
coś, co ludzie nazywają rozczarowaniem. Nie było to zbyt miłe czy wesołe, ale
…szczere. Życie nauczyło mnie takiego podejścia, więc przestałam się liczyć z
cudami. Okej; zabrzmiało to jak wypowiedzieć zdesperowanej nastolatki, ale…
taka była prawda. Tyle. Więcej nie musiałam dodawać.
Przez chwilę w jego
oczach dostrzegłam …tylko to, co widzę w lustrze każdego wieczora. Jeśli w tej
chwili, choć przez jedną sekundę poczuł się jak ja, to naprawdę mu współczuję.
Być może to mój zaspany organizm skłonił mnie do takiej, a nie innej
odpowiedzi. Witaj w moim świecie Louis.
Ponownie spojrzałam na
chłopaka. Był z powrotem tym samym nastolatkiem, z wyjątkiem chłopięcego
uśmiechu na twarzy. Zawsze ciekawa była, co go tak wywoływało. Przy pozostałej
czwórce miał go niezliczoną ilość razy, przy mnie nie za bardzo się krył z jego
brakiem. Nie wiedziałam, czy odbierać to negatywnie lub wręcz przeciwnie. Na tyle mi ufał, że zdejmował niewidzialna
maskę, czy byłam tak beznadziejna doprowadzając go braku jakiejkolwiek chęci do
życia? Znając mój wpływ na ludzi, to drugie…
-Myślę, że masz rację.-
Przytaknął przygryzając wargę.
Jego głos przypominał
trochę mój sprzed miesiąca kiedy miałam chrypę; z tą różnicą, że był nieco
cichszy.
-Ew… chyba, że widzisz
jakieś wyjście z tej sytuacji.- Zachowując resztki godności człowieka wysiliłam
się na co prawda nikłą, ale jednak nadzieję
w mojej wypowiedzi.
-Jest.- W jednej chwili
miałam doskonały widok na błękit tęczówek bruneta skanującego mnie wzrokiem.-
Jedno.
Wzdrygnęłam się czując
na sobie tak intensywne spojrzenie. Nie było ono smutne, wesołe, rezygnujące,
groźne, czułe czy mroczne, tylko …szczere.
Nie wyrażało nic więcej, ale jednocześnie jego przenikliwość sięgała
najwyższego poziomu.
Zaczęło mnie
zastanawiać co jest powodem przemiany chłopaka. Wpatrujące się wprost we mnie
oczy podawały mi na tacy odpowiedź.
Jednak przy sięgnięciu po nią ręką okazywała się niematerialna i jakby
opakowana w niekończący się papier.
Niall, Harry, Zayn i
Liam nigdy tak na mnie nie patrzyli. Payne nigdy nie kierował takiego wzroku do
Rose, Horan do brata a Styles do mamy.
Wolno przełknęłam
ślinę.
Szczerze nie sądziłam,
że dostanę jakąkolwiek odpowiedź, która byłaby wskazówką do rozwiązania w
najmniejszej mierze sytuacji Louisa. Z drugiej strony po prostu chciałam się
dowiedzieć jak zareaguje i w jakiej skali mi zaufa.
-Wiem, że nie byłbyś mi
w stanie zaufać, skoro ja sama tego nie potrafię, ale..- Wzięłam głęboki
oddech.- Ale… tak właściwie to o jakiej sprawie mówimy?
Zacisnął usta.
Nie spuszczał wzroku.
Moje serce biło dwa
razy szybciej niż powinno.
-W niektórych
przypadkach niewiedza jest o wiele lepsza, i to jest ten przypadek kochanie.
______________________________________________________________________________
Tak mi głupio, że już nie wiem od czego zacząć. Nie chcę przepraszać, nie chcę się tłumaczyć, bo wiem, że w sumie i tak każdy ma to gdzieś. Chciałam tylko powiedzieć, że każdy z was z osobna jest dla mnie najlepszym co mi się w życiu przytrafiło. Nigdy nie zrezygnuję z mojej pasji jaka jest pisanie, a ty mnie wspierasz jak nikt inny :'))
Tak...wspomniałam, że nie będę się tłumaczyć, ale chciałam tylko odpowiedzieć na niektóre komentarze. Naprawdę nie mam was w dupie, ani nie pisałam, gdyż miałam za dużo nauki. Owszem, były takie dni, aczkolwiek gdybym miała choć trochę weny i tak rzuciłabym wszystko i poszła pisać rozdział. Nie jestem zła na to, że tak pisaliście ale...po prostu chciałabym, żebyście wiedzieli, że na was zawsze będę miała czas, ale nie zawsze wenę.
Myślałam, że technika 'siedź przed komputerem dopóki czegoś nie napiszesz' zadziała, ale po dosłownie kilku godzinach wpatrywaniu się w monitor i takich kilkunastu próbach zaprzestałam.
Także.....tak- myślę, że to wszystko- nikomu by się nie chciało czytać dłuższej notki więc nic nie piszę- dziękuję, jeżeli ktoś tu jeszcze został- jesteście dla mnie ...właściwie to wszystkim ♥