Muzyka

05 sierpnia 2014

~Rozdział 50~

"Czy między ta dwójką iskrzy coś więcej? Tak, gdyż ta sama postać pojawiła się z chłopakiem na lotnisku kilka dni później. Ich gorące pożegnanie widziało kilku reporterów, lecz nie mamy oficjalnego potwierdzenia ze strony menadżerów oraz chłopaków. Cóż… nie pozostaje nic innego jak czekać, a co wy o tym myślicie? Poniżej dołączamy kilka zdjęć.
[...]
-Louis!- Wzięłam gazetę do ręki i z impetem przybliżyłam ją do kamerki.- Masz mi coś do powiedzenia?! [...] 
-Jesteśmy na pierwszej stronie gazet, co narzekasz?- Starał się przybrać obojętny wyraz warzy lecz zdradził go lewy kącik ust, unoszący się do góry.[...] 
.- Ona naprawdę może mieć przez nas poważne kłopoty Louis [...]Chłopak uniósł głowę. Uniósł w tym samym momencie, w którym piękne, błękitne oczy zalały się łzami.
[...]Nerwowo przeczesałem włosy, po chwili chowając za sobą ręce. [...]
Myślałem, że stracę nad sobą kontrolę, kiedy podeszła do niego i tak po prostu przytuliła. Dotykał ją. Ona dotykała go. Jej palce zaciskały się wokół jego szyi. Gładził ją po plecach.  [...]
Jednak ona już odrzuciła moją osobę.
On to ukrywał, ale ja to i tak wiedziałem. Nie chciał mi tego pokazać. Sam to zobaczyłem- nie potrafiłem się powstrzymać. Ale to przecież nie jego wina. Ostrzegał mnie.
Pojawiła się. Stała tuż przede mną. Jej sama postać przyprawiała mnie o palpitację serca. Gdy tylko ukazała się moim oczom, świat wokół znikał.
Może dlatego, że to ona była moim całym światem…? [...]
-Żegnaj Asiu.- Z delikatnością ucałowałem jej czubek głowy, kodując w pamięci ten moment jako najpiękniejsza chwila mojego życia. [...]Obiecuję- to ja pocałuję ją po raz ostatni. To moją rękę będzie trzymała, odchodząc. To ja sprawię jej uśmiech, dopóki nie zamieni się on w martwy, blady i kamienny wyraz twarzy. To ja zobaczę ostateczny blask w jej oczach-w  tych pięknych karmelowych oczach.  To mój głos usłyszy jako ostatni.

Po prostu będę ją kochał… kochał z taką siłą, jaką ona mnie odrzucała."

Dwadzieścia dwa dni.
Dokładnie za dwadzieścia dwa dni jest wigilia, co oznacza również urodziny Louisa. Za piętnaście- przylot chłopaków do Anglii. Nigdy nie sądziłam, że będę z takim zniecierpliwieniem oczekiwać ich powrotu.
Docenisz, gdy stracisz- tak wiem, banalne. Jednak naprawdę nabiera znaczenia dopiero po fakcie.
Westchnęłam, po raz kolejny tworząc malutki obłoczek, spowodowany zimną temperaturą. Podążyłam wzrokiem za spieszącymi się ludźmi, którzy tak jak ja- robili pierwsze zakupy gwiazdkowe.
W tłumie zauważyłam jasną blond czuprynę. Wstrzymałam oddech, ledwo co nie wypuszczając z ręki toreb. Moje kąciki ust podniosły się równie szybko jak opadły, gdy chłopak odwrócił się.
Nie, to znowu nie był on. Nie miał tych jedynych w świecie błękitnych tęczówek. Nie zadzierał nosa, gdy się uśmiechał. Nie przymykał przy tym oczu. Przy jego ustach skóra nie marszczyła się charakterystycznie, jednocześnie tak słodko i uroczo. Nie ukazywał się lekko lewy dołeczek.
To po prostu nie był on…
Mocno zacisnęłam powieki, starając się wymazać z pamięci jego obraz. Ich obraz. Wszystko, co z nimi związane.
No i wtedy problem nie znikał, tylko pojawiał się jeszcze większy. Och, nie, nie- pomijam już sam kłopot z pozbyciem się tego z mojej pamięci. Komplikacje polegały na tym, że widziałam… no właśnie- nic nie widziałam. Kompletna pustka. Jakby moja przeszłość poza nimi nie istniała, lub była próżnią. Pustym przestworz… Przepraszam- zaczynam filozofować.
Chcę tylko przekazać… a w sumie to wyjaśnić, że to oni byli tymi, którzy rozmawiali ze mną, ale tak naprawdę rozmawiali od czasów, kiedy zamknęłam się w sobie. Przedtem moja skryta postawa- to nic więcej niż lata straconego życia. Przynajmniej tak to teraz zaczynam postrzegać. Zero przyjaciół (Julia widziała większość, ale to nie wiedza jest definicją przyjaźni),zero kontaktu ze światem, zero pomocy. Sama się do tego doprowadziłam- zresztą, jeśli mam być szczera to do dziś nie wybrałabym innej opcji. Taka już jestem. To, co inni uważają za dziwne, dla mnie jest codziennością.
Oczywiście nie chcę, aby ktoś z tego wywnioskował, jak bardzo się zmieniłam. To nie byłoby prawdą. Nadal jestem sobą. Tą cichą i szarą postacią, która nigdzie nie odgrywa większej roli. Przyzwyczaiłam się i nie zamierzam walczyć o więcej- dla mnie i tak jest to wysoko.
Jednak do czego zmierzam?
Siedząc tak pewnego [jeszcze] listopadowego dnia uznałam, że oni powinni znać prawdę. Być może już ją znają od Louisa, lecz ja wolę ją powiedzieć z moich ust. Chcę, żeby wiedzieli, ile zrobili, jak bardzo im ufam i się otworzyłam.
Powiem im o mojej przeszłości. Każdy szczegół. Zrobię to również przy Alice. Odpowiem na wszystkie pytania. Szczerze.
Nie oczekuję litości- wręcz jej nie chcę.
Pragnę im tylko podziękować. Pokazać i uświadomić jak wiele dla mnie zrobili. Gdyby nie oni może nadal siedziałabym pomiędzy czterema ścianami. Nie żyłabym. Nie żyłabym psychicznie. Jedynie bym oddychała.
Dzięki nim uczę się na nowo. Przyzwyczajam się do… ludzi. Czyż nie brzmi to dość dziwnie?
Dla wszystkich, którzy to czytają- zapewne. Myślę, że po prostu nie umiem wyrazić w słowach tego, co naprawdę chcę powiedzieć.
Dawniej po prostu nie umiałam zaufać… nikomu. Nie umiałam rozmawiać, śmiać się z innymi. Po prostu… nie umiałam żyć z ludźmi. Choć nie wiem Czy ‘nie potrafiłam’ jest tu najlepszym określeniem. Może po prostu nie chciałam? Nie pojmowałam, jak dla innych jest to codziennością.
Zaufanie człowiekowi? Nie, to trudne- nadal się uczę. Ale dzięki nim, chociaż poznałam tego namiastkę. I właśnie za to wszystko jestem im wdzięczna…
Westchnęłam, po raz kolejny wypuszczając obłoczek pary.
-To co, wchodzimy?
Ocknęłam się, zdając sobie sprawę, że to właśnie do mnie są kierowane słowa.
-Um… jasne.- Ruszyłyśmy w stronę przytulnie wyglądającego lokalu.
Blondynka otworzyła drzwi, wpuszczając mnie do środka. Od razu można było wyczuć kontrast pomiędzy otoczeniem na zewnątrz, a tu- w środku. Różnica nie była tylko w temperaturach, ale również w kolorach. W pomieszczeniu utrzymywał się brąz oraz pomarańcz, zaś na dworze zieleń i biel spowodowany szronem okrywającym trawę.
Szczerze, było mi już wszystko jedno gdzie się zatrzymamy- te zakupy mnie już dość wyczerpały. A myślałam, że tylko Alice jest zakupoholiczką…
-Niee, jednak stąd wyjdźmy.- Dziewczyna zatkała nos.
-Co?- Zwróciłam się w jej stronę.
-Ten zapach… nie do zniesienia.
Zaśmiałam się.
-Uwierzyłabym Ci, jeśli chodziłoby o coś innego, ale akurat tutaj pachnie tylko i wyłącznie kawą.- Stwierdziłam, zaciągając ją w głąb.
-Nie, Asia ja mówię na serio.- Puściła moją rękę.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Chyba mi nie wmówisz, że nie lubisz tego aromatu.
Zawahała się.
-Nicooole.- Przeciągałam.
-Ale ja mówię na serio.- Zaczęła machać rękoma przed nosem.
-Ja też.
-Ja po prostu nie wiem, ale… no tu śmierdzi. Nie wiem jak Ci to inaczej wyjaśnić.- Bąknęła.
Przewróciłam oczami.
-Dobrze, także chodźmy. – Ruszyłyśmy w kierunku wyjścia.
-Mam nadzieję, że nie jesteś zła.- Odezwała się idąc z tyłu.
-Nie, bardziej zaskoczona.- Stwierdziłam.- To gdzie teraz idziemy? Chcesz wpaść do mnie? I tak muszę to odnieść.- Wskazałam na torby z zakupami.
- Okej.- wzruszyła ramionami.
Kilka godzin później…
-Asia… Kt…chłopaki  dzwonią na skype!- Zawołała do mnie z pokoju.
Przystanęłam.
Chłopaki? O tej porze?
-Co?- Zdziwiłam się.- Znaczy… odbierz, ja zaraz przyjdę.- Odparłam, płucząc ręce.
Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i wybiegłam z łazienki. Zastałam tam Nicole z nieco zmieszaną miną oraz Liama po drugiej stronie. Brunet podrapał się po karku i omiótł nas wzrokiem.
-Um…. Hej.- Bąknął przerywając ciszę.
-Cześć.- Usadowiłam się wygodniej, jednocześnie modląc się, aby ta atmosfera szybko nas opuściła.
Odchrząknęłam, zadając pierwsze lepsze pytanie, które mi przyszło do głowy.
-Er… Co tam u was?
-W porządku.- Zerknął na Nicole, która intensywnie wpatrywała się w swoje ręce.
-A wy… widzę, że szykujecie nocne party. – Uśmiechnął się życzliwie.
Przynajmniej Liam zachował resztki jakiejkolwiek kultury, by normalnie gadać z blondynką. W duchu zaczęłam dziękować, że na tym miejscu nie ma Niall’a.
-Tak.-Przeczesałam włosy.- Znaczy…
-Może pójdę zrobić nam gorącą czekoladę?- Przerwała Nicki.- Z piankami.- Dodała ciszej, widząc zdziwiony wzrok naszej dwójki.
-Nie, nie, nie- co Ty.
-Właściwie to...- Liam Ty też?!- Muszę o czymś porozmawiać…- dziewczyna z ulgą podnosiła się z łóżka.- Z Tobą Nicole.
Nie wiem, która z nas miała bardziej zaskoczoną minę. Ona, która zastygła w bezruchu, czy ja.
-J..jasne.- Siliłam się na obojętny ton.
Chłopak posłał mi przepraszający uśmiech. Poklepałam dziewczynę, starając się dodać jej otuchy, a następnie wstałam z materaca.
Okej… czy jak zwykle o czymś nie wiem? Kiedyś Horan teraz Payne- mam tylko nadzieję, że nie zostanie potraktowana jak przez Irnaldczyka. Um… no nie chodzi mi przygwożdżenie do wirtualnej ściany, ale nawet i przemoc słowną.
No dobrze- określenie „przemoc słowna”  i Liam nie za bardzo do siebie pasowały, choć wśród tych chłopaków już nikt mnie nie zaskoczy.
-Echem… to ja pójdę…- Kciukiem wskazałam na dół.- W każdym razie zobaczymy się w kuchni.- Odchrząknęłam
Blondynka przytaknęła, choć sądząc po wyrazie jej twarzy, nie byłam pewna czy cokolwiek z tego zrozumiała. Teraz była bardziej… przerażona, co zdradzała lekko opuszczona głowa i pocierane między sobą dłonie.
Ruszyłam w stronę drzwi, rzucając dziewczynie ostatnie, zachęcające spojrzenie.
-Liam …Ja przepraszam.- Jej ton diametralnie się zmienił, a ja byłam niemal pewna, że miała łzy w oczach.
Wstrzymałam oddech, robiąc coraz wolniejsze kroki.
-Nie Nicole, to ja… my przepraszamy.- Zrobił pauzę.- To nigdy nie powinno się wydarzyć.- Jego głos był coraz cichszy.- Nic tego nie usprawiedliwia. Mam nadzieję, że… Um… Nie zrobił Ci krzywdy… znaczy… - zaczął się jąkać.- Ja…er… nie.. nie znam tego punktu widzenia…. Znaczy wiesz…
drżącymi rękoma zrobiłam ostatnie kroki na schodach, starając się nic więcej nie usłyszeć.
Kilkanaście dni później…
Niewyobrażalnie zimno.
Tylko takimi słowami mogłam określić temperaturę, która panowała w tej chwili na zewnątrz. A ja… cóż- jak to ja wracałam ze szkoły, cała obładowana dodatkowymi świątecznymi zakupami. Wpadłam na ten pomysł nie ze względu na długie kolejki, które zastałabym kupując wszystko na ostatnią chwilę, lecz na chłopaków. Wracali niebawem, więc wykorzystałam ich nieobecność mając świadomość jak długo spędzę z nimi czasu gdy przyjadą.
Zatrzymałam się na chwilę, by trochę odetchnąć a przy okazji poprawić wiecznie spadający szalik. To, że w Londynie nie padał śnieg, nie znaczy, że temperatura nie spadała w tamtych rejonach poniżej zera. Wypuściłam powietrze, tworząc przy tym obłoczek pary. Starając się myśleć o ostatnim zakręcie i ciepłej herbacie ruszyłam w stronię domu.
Idąc po drodze zauważyłam pierwsze świecące się latarnie. Z nudów rozpoczęłam nawet liczenie ich- poznajcie moje typowe zajęcie. To nie tak, że nie miałam nauki- chodziło o znajomych ze szkoły… raczej braku znajomych ze szkoły. No tak- w sumie to po co gadać z kimś kto niewiele mówi, zawsze siedzi na korytarzach sam i zaciska poranione nadgarstki.
Dochodząc do piętnastej z rzędu latarni stanęłam przed furtką, której zresztą ledwie co nie pominęłam. Tak- pewnie dziwnie brzmi stwierdzenie stanęłam przed furtką jakbym zaraz miała opisywać całą moją drogę do drzwi. Jednak widok koperty wyłożonej tuż przed nią jest co najmniej dziwny- zwłaszcza, że tuż nad nią znajduje się skrzynka na listy. Zmarszczyłam brwi, biorąc korespondencję do rąk.
Swoją drogą…. Nie brzmię trochę jak z jakiegoś typowego filmu, w którym zaraz główna bohaterka otworzy tajemniczą przesyłkę, w której ukaże się
a) napisania krwią groźba,
b) wiadomość od najprzystojniejszego chłopaka w całej Anglii,
c) ewentualnie list z Hogwardu?
Nie, zaśmiałam się pod nosem. Uniosłam ją z ziemi i ruszyłam w stronę domu. Kierowana wygodną kanapą i gorącym termoforem jak najszybciej wyciągnęłam klucze, które chwilę potem znalazły się w drzwiach. Ostatni raz wytarłam buty, po czym szczelnie zakręciłam każdy zamek.
Po rozebraniu się, oraz standardowo wyrzucenia plecaka w wolne miejsce na sofie nastawiłam wodę na herbatę. Zahaczyłam o łazienkę, gdzie poprawiłam jeszcze parę minut temu sterczące spod czapki włosy. Po chwili wróciłam do salonu, gdzie sięgnęłam po list.
Zmarszczyłam brwi. Żadnego adresu, a koperta nie jest nawet zaklejona. I skąd miałam wiedzieć, że to do mnie?
Westchnęłam, wyjmując złożoną na pół kartkę. Rozłożyłam ją, śledząc wzrokiem tekst.
Tekst pisany bardzo dobrze znanym mi pismem.
Zbladłam.
Kiedyś zbieżność osób była przypadkowa. Teraz już nic nie będzie działo się przez przypadek - tęskniłaś?
Nieokreślony czas później…
Spojrzałam w dół. Byłam boso, pośród lekko uklepanych wrzosów. Moja; już wyblakła miętowa sukienka zafalowała lekko pod wpływem ledwie wyczuwalnego podmuchu wiatru. Zazwyczaj spięte w kucyka włosy luźno opadały na ramiona i koronkową część ubrania. Z daleka słyszałam tylko cykanie świerszczy oraz szum zbóż.
Już skądś znałam to miejsce…
Przymknęłam oczy, głęboko wciągając powietrze. Próbowałam sobie przypomnieć skąd  ten znajomy zapach, który nawiedził moje nozdrza.
Zwykły, pusty krajobraz- a jednak- niósł za sobą coś niezwykłego, mimo to czegoś mi w nim brakowało. Nadal jednego, istotnego elementu, który by wszystko dopełniał. Rzeczy nigdy nie zapomnianej, lecz teraz już nieosiągalnej.
Nad horyzontem, tworząc złociste kontury- słońce zaczęło schodzić. Jego promienie przebijały się przez szumiące zboża oraz drzewa, jakby każde z nich chciało wygrać w nieistniejącym wyścigu.
Cisza nie trwała długo- po chwili dotarł do mnie odgłos złamanej gałęzi. Z przyspieszonym bicie serca uniosłam powieki.
Ujrzałam tam jego. Był zaledwie parę metrów ode mnie. Błękit oczu chłopaka błyszczał w promieniach słońca. Jakby ze zdenerwowania przygryzł delikatnie wargę. Ja zaś bezsilnie próbowałam uspokoić mój oddech, który przyspieszał z każdą sekundą.
Blondyn stał wpatrzony w moją osobę,  niemal analizując każdą część ciała. Jego spojrzenie wywiercało mi niewidzialną dziurę. Spuściłam wzrok pod wpływem tak intensywnie niebieskich oczu.
Irlandczyk postawił jeden niepewny krok swoją bosą stopą. Zatrzymując się spojrzał lekko w prawo. Idąc za jego spojrzeniem ujrzałam…
-Alice? Co Ty tu robisz?- Niemniej zdziwiona posłałam jej pytający wzrok.
Zerkając na dziewczynę zauważyłam, że jesteśmy ubrane niemal identycznie. Różnica okazał się biały wianek idealnie dopasowujący się do jej lekko skręconych włosów.
Brunetka odpowiedziała milczeniem. Jakby na znak tego, dodatkowo zacisnęła usta z cienką linię.  
Nie była zła, raczej odebrałabym to jako… smutek. Zresztą można było to zauważyć przypatrując się jej oczom. Z jedne strony puste, z drugiej- lekko zaszklone.  To jedyne co potrafiłam odczytać. Dodatkowo, jakby tą mimiką twarzy chciała coś przekazać mi.
Zmarszczyłam lekko  brwi, próbując się skoncentrować i dopasować do panującej sytuacji. Niestety- już widok małomównej i smutnej Alice zrobił na mnie spore wrażenie i nic więcej nie potrafiłam z tego wynieść.
Stałam bezradnie, dopóki Niall nie odwrócił się w stronę dziewczyny. Jej chcące mi coś wyjawić usta oraz oczy , momentalnie powróciły do dawnego wyrazu.
Chłopak stał w równej odległości od nas obu. Oblizał dolną wargę, po chwili przejeżdżając dłonią po gęstych i puszystych włosach.
 Blondyn zaczął wpatrywać się w brunetkę tak samo intensywnie, jak przed chwilą robił to ze mną.
W duchu odetchnęłam z ulgą. Wykorzystując nieuwagę Irlandczyka dokładniej przyjrzałam się całej sytuacji.
Pusta łąka z rosnącą bujnie trawą. Ja, Alice i Niall stoimy na lekko wydeptanej ścieżce. Czy to ma jakikolwiek sens?
Horan jest po środku w równej odległości od nas obydwu na roztaju dwóch dróg. Towarzyszy nam  dziwnie znajome otoczenie.
Jabłko Adama chłopaka porusza się, gdy przekręca głowę ponownie z moją stronę. Staram się być choć trochę wyluzowana, lecz mając przed sobą takie spojrzenie jest to dość trudne. Jak na zawałowanie zaczyna wiać wiatr wywołując między nami jeszcze bardziej napiętą atmosferę…
Usiłuję być spokojna, ale zdaje się być to nieco sprzeczne zważywszy na wiszący w powietrzu niepokój.
-Niall.- Szepczę ponownie, chcąc dowiedzieć się czegokolwiek. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę jak rozpaczliwie zabrzmiałam.
Chłopak ponownie odwraca głowę w moim kierunku, a ja moje ciało przybiera blady odcień. Ta cała sytuacja… nie bez powodu stoimy tu właśnie my.
On tam stał jakby przed dokonaniem wyboru.
Próbuję coś powiedzieć, ale czuję jak ogromna gula ciąży mi w gardle. Wybór? Jaki wybór? Przecież on już dawno wybrał, prawda?
Znaczy… taką mam nadzieję.
-Coś zrobiłem, co zmieniło Twoje podejście do mnie? Jak tak, to powiedz, bo zależy mi  na nas.
Wzdrygnęłam się, słysząc słowo „nas”. Dziwnie to brzmiało w jego ustach… Tak się nie mówi o zwykłej przyjaźni, prawda?”


Nie okłamywałby mnie…
„ Zbliżył  swoją twarz do mojej i musnął koniec policzka z graniczącym kącikiem ust.”
Obiecywał prosto w oczy…
 „-Dlaczego…- po chwili ciszy kontynuował.- dlaczego od razu nas przekreślasz. Naprawdę nie dasz mi szansy? (...)

-O co prosisz? O szansę, której i tak dla Ciebie nie ma? Chcesz, żebym Cię okłamywała? Żebyś żył, w świadomości, że to co do Ciebie czuję, jest prawdą, a potem się rozczarował?


 (...)


Chcę, żeby po prostu było jak dawniej…”

-To ją kochasz.-Mrugałam, starając się, aby łzy nie wypłynęły z moich oczu.-Prawda?- Dodałam po chwili zawahania.
-Dawniej to lubiłaś…- bąknął ledwie słyszalnie.
-Słucham?
-Kiedyś na mój dotyk się rozluźniałaś, teraz się go boisz…- powiedział zachrypniętym tonem.
To, co w tamtej chwili czułam nie jest do opisania tak po prostu na zwykłej kartce. Nie, wróć- to, co się w tamtej chwili działo było nie do opisania, gdyż tego co czułam sama nie umiałam stwierdzić.
„-To dlaczego się stresujesz?- nawet gdybym w tej chwili chciała udzielić odpowiedzi, to nie mogłabym chłopak kontynuował-  Mam bardzo wyczulony zmysł dotyku i czuję to. Słyszysz? Czuję. Twoja krew przepływa znacznie szybciej. Może kto inny dałby się nabrać, ale nie ja.”
Jego pierwszy krok w moją stronę zdecydowanie zaprzeczył wszystkiemu co powiedziałam.
-Nie.- Szepnęłam.- Proszę, powiedz, że nie.- Wykrztusiłam.
W którym momencie coś przeoczyłam? Kiedy chłopak przekroczył barierę przyjaźni, którą budowaliśmy nawzajem przez te wszystkie miesiące? Mówienie „kocham Cię” nagle stało się innym wymiarem. Każdy dotyk, którym darzył mnie każdego dnia, nie świadom, że obaj odbieramy to inaczej…
Przecież to nie mogła być prawda. Widziałam jak na nią patrzył. Na swoje całe szczęście, marzenie i życie. Czy nerwowe zagryzanie wargi, pocieranie palców i przeczesywanie włosów w jej obecności było przypadkiem?
Kolejny krok.
Skoro tak, to dlaczego mnie okłamywał przez ten cały czas? Szczerze to nawet nie wiem przez co czułam się gorzej- uczucie, jakie do mnie żywił, czy mówienie kłamstwa prosto w oczy.
Widzisz różnicę, pomiędzy tym, że oczekuję od Ciebie tylko jednego, a jestem na zabój zakochany w Alice Claire Suzette?!"
Jego postać znajdowała się już niecały metr ode. Moje serce robiło szaleńcze obroty, tak jak i mózg, który teraz z pewnością nie pracował sprawnie. W tej chwili nawet przełknięcie śliny stało się czymś nie do wykonania. Nawet nie chcę tutaj napominać o zrobieniu jakiegokolwiek ruchu czy choćby kroku. Zacisnęłam powieki.
-Nie.- powiedziałam cicho.
Moje zmysły wyczuliły się. Czułam jak krew w żyłach płynęła niewyobrażalnie szybko. Słyszałam każdy lekki podmuch wiatru. Próbowałam sobie wmówić, że znalazłam się tutaj w nieodpowiednim czasie z nieodpowiednią osobą. Takie rzeczy często się zdarzają, prawda?
Wokół mnie zrobiło się trochę zimniej i ciemniej. Mimo zamkniętych oczu zauważyłam to. Mogło to oznaczać, że nagle łąka zamieniła się w pustynię lodową, albo stałam w cieniu Nialla, który musiał być blisko. Starałam się zachowywać spokojnie, a przynajmniej zachować takie pozory. Chciałam być silna, ale czy to by cokolwiek dało?
Zadrżałam delikatnie, gdy poczułam dotyk dwóch, silnych i ciepłych dłoni na swojej talii. Mogłam się odsunąć, ale… nie zrobiłam tego. I obawiam się, że nie ze względu na mocny uścisk. Ja… ja już sama nie wiedziałam.
Nadal miałam zaciśnięte powieki, choć teraz sama nie miałam pojęcia dlaczego. W obawie co ujrzę? A raczej kogo. Możliwe, że nie chciałam mieć zakodowane w pamięci tego co się teraz działo.
Odkąd jego opuszki palców dotknęły mojej skóry, nie zrobiłam ani jednego kroku. Byłam spięta, co na pewno wyczuł blondyn.
Jego ciepły oddech otulił policzek. Wzdrygnęłam się. Z jednaj strony bałam się. Cholernie się bałam tego, co w każdej chwili może nastąpić. Byłam zaskoczona wyborem chłopaka. Nie tak sobie wyobrażałam naszą ‘przyjaźń’. Obiecywał mi coś innego.
Jednak z drugiej strony… byłam przestraszona samą sobą. Sposób, w jaki trzymał mnie swoimi ciepłymi dłońmi był kojący. Kojący i… miły. W tamtej chwili wszystko jakby wróciło na swoje miejsce. Zero zmartwień, zero wspomnień- tylko on.
-Pocałuj mnie.- Usłyszałam koło prawego ucha, po chwili zdając sobie naprawdę sprawę co powiedział.
Matko. Boska
Co? Ja …co? Momentalnie zrobiło mi się duszno. Moje nogi nagle zrobiły się jakby dwa razy cięższe. Czułam jak policzki zachodzą czerwienią. Myśli snuły się, tworząc najróżniejsze scenariusze. Jestem pewna, że gdyby nie dłonie chłopaka- już dawno leżałabym na ziemi.
Proszę, niech to się nie dzieje naprawdę…
Nigdy nie rozumiałam miłości. Była jedną z tych trudnych rzeczy, których ryzyko wygrywało nad ciekawością… a ja przecież nie podejmowałam się ryzyka.
Zapewne myślicie, że wszystkie  te filozoficzne myśli nawiedzały teraz moją głowę. Cóż… tak naprawdę był to istny chaos przeplatany mieszanką przekleństw.
Słowa i gesty, które wypowiadał blondyn były dla mnie czymś nowym.
Ugh.. nie lubię nowości.
Gdybym mogła, to zamknęłabym się na zawsze czterech ścianach nie myśląc o ludziach.
Ludzie byli skomplikowani…
-Pozwól mi Cię pokochać. Proszę.
-Już to zrobiłeś, Niall.- Nim się zorientowałam, te słowa wypłynęły z moich ust.
-Ale co to za miłość, kiedy osoba będąca dla Ciebie wszystkim ma w oczach pustkę, której nie mogę zapełnić?- Usta chłopaka zjechały niżej, gdzie lekko musnęły moją szyję.
O. Mój. Boże.
-Nia….Niall.
-Nia…Niall.- Z trudem łapię oddech.
Moja klatka piersiowa unosi się i opada, co potwierdza tylko serce bijące w szaleńczym tempie.
To tylko sen. Jeden nic nieznaczący sen.
Nadal czuję ten znajomy uścisk w brzuchu. Chowam głowę w poduszkę, próbując się uspokoić.
Najgorsze jest to, że nadal czuję jego ręce na mojej talii. Ciepły oddech wokół szyi nie idzie w zapomnienie. To jest jak koszmar. Zbyt realistyczny koszmar.

-Shhhh kochanie, jestem tutaj.

__________________________________________________

Wiem, że mówienie tutaj "przepraszam" i tak nie odzwierciedli tego, jak bardzo zawaliłam sprawę. Jest mi tak cholernie głupio za... musieliście czekać 2 miesiące na rozdział- na serio nie wiem co mam teraz pisać. Nie dość, że czekaliście na 50 to spotkało was takie gówno i zobaczcie co macie- to w ogóle nie przypomina nawet zarysu rozdziału. Przepraszam was kochani- nie wiem co się stało, ale przez ostatnie miesiące mogłam dosłownie siedzieć godzinę nad komputerem i nie napisać nic :c Jeśli pisanie kolejnego rozdziału pójdzie tak samo to będę (niestety, wiem jak też na tym ucierpię) musiała zawiesić bloga, jednak tym razem na... dłuższy czas. 
Sprawa druga- to, co sprawiliście mi pod ostatnim rozdziałem... jedno wielkie O MÓJ BOŻE. Ja... ja w życiu się nie spodziewałam tylu miłych słów od was, jak i ilości komentarzy. Zresztą to samo się tyczy mojego aska, na którym nie było dnia, żebyście nie pisali i za to wam kochani DZIĘKUJĘ ♥. W sumie to było jedyne, co trzymało mnie "przy życiu" do dokończenia tego jednego rozdziału. :'))