-Mniejsza o to… Uh… to nie ma sensu. R...role się zamieniły- rozumiesz? [...]
Weź ją jeszcze dzisiaj w jakieś mniej zatłoczone miejsce i powiedz prawdę.
-Zranię ją.
-Ja też
Pośród ciszy rozległo się ledwie słyszalne westchnięcie.
-Dobrze zrobię to, ale pod warunkiem, że Ty też.
-A co Ci tak na tym zależy?
-Bo Tobie zależy na niej.
-Dobrze- póki co Twoja kolej.- Głośne wypuszczanie powietrza.- Ja powiem w swoim czasie… to i tak za dużo jak na jeden raz.- Dodał ciszej.
-Żeby tylko te dwie rzeczy…- Przytaknął drugi.- Okej, chodź na dół, pomożesz mi ją znaleźć. Jasny sweterek i ciemne legginsy powinny łatwo rzucić się w oczy. [...]-Chciałem Ci powiedzieć, że jeszcze nie raz będziesz rozczarowana- być może i rozdarta. Staniesz przed wyborem. Swoją decyzją możesz wiele zmienić. Będę starał się Cię wspierać najlepiej jak mogę, choć to ostateczny wynik należy do Ciebie. Musisz zdać sobie sprawę, że będzie jeszcze lepiej i jeszcze gorzej jednocześnie. Wiem, że na razie niczego nie rozumiesz, ale proszę… pomyśl nad tym. [...]
-… Dzięki? P..pomyślę.- Przytaknęłam, niepewnie się rozglądając. Mój wzrok zatrzymał się na dobrze mi znanym chłopaku stojącym zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od kanapy. [...]
-Chodź skarbie.
Skarbie…[...]
Po prostu pozwól mi to powiedzieć teraz.
Przyciągnął mnie do swojego ciała. Znajome ciepło ogarnęło każdy kawałek od momentu zetknięcia. Z pewnością wiedział jak bardzo się stresuję, czując bijące przy piersi serce. Jeszcze tylko brakowało tu Alice, z wielkim transparentem głoszącym „A NIE MÓWIŁAM?!”
-Spójrz na mnie.
Nie.
-Asiu, spokojnie.- Odgarnął moje nachodzące włosy na czoło. Byłam do niego wręcz przyklejona, co stanowiło jednocześnie zagrożenie ze względu na dystans, jaki nas dzielił.. a w sumie to go nie było, jak i bezpieczeństwo, bo teraz nie mógł mnie pocałować.
-Proszę.- Musnął wargami czubek mojej głowy, wtulonej pomiędzy obojczyk a szyję.
Byłam pewna, że jeszcze chwila i się rozpłaczę. Ilość emocji, które tłumiłam była nieprawdopodobna. Wiedziałam, że prędzej czy później wreszcie wybuchnę, ale wolałam tą wersję ‘później’.
-Sądzisz, że kiedy mówiłem, że Cię kocham, to samo pow…
-Niall.- Za późno było na jakiekolwiek ukrywanie łez, które w tej chwili spływały tworząc czarną ścieżkę.
-Po prostu… kocham Cię, ale myślę, że nie zdawałaś sobie sprawy…
-A teraz specjalna dedykacja!- Zabrzmiało z głośników, gdy tylko popłynęły ostatnie nuty piosenki. Byłam na tyle nieświadoma i słaba, że ledwo co kontaktowałam ze światem. Pamiętam tylko zagryzione wargi Niall’a, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu- i to chyba zdziwiło mnie najbardziej.
-Dla dziewczyny, która zjawiła się tu niecałe sześć miesięcy temu, stając się światem dla osoby, która właśnie zadedykowała „Kiss me”- Eda Sheeran’a- Tak Asiu, to dla Ciebie![...]
Ugięty materac starał się przywołać mnie do rzeczywistości, ale wiedziałam, że to złudzenie musi być wynikiem braku snu.
Uczucie zdawało się jeszcze bardziej przyjemniejsze, kiedy ciepło otuliło policzek, zmierzając powoli w dół. Palce, które zgięły się tworząc piąstkę były teraz delikatnie prostowane. Po chwili na dłoni poczułam dziwnie znajomy przedmiot. To wszystko wydawało się tak realne, a jednocześnie piękne i niemożliwe. Nowe uczucie - nowy dotyk, ale niby dobrze znany. Moja wyobraźnia naprawdę dziś nie próżnowała...
Odgłos cichego pomruku był pierwszym, który usłyszałam. To było niemal jak melodia. Do tego jeszcze ciepły oddech, utkany fantazją o jakiej tylko można marzyć. Westchnęłam cichutko, nie chcąc aby cokolwiek z tego pięknego snu się skończyło. Oczy miałam zaklejone, usta lekko otwarte, a dłonie mocno ściśnięte w piąstki.
W jednej sekundzie ciepło zamieniło się na spierzchnięte i pełne usta przyciśnięte do moich warg."_______________________________
Ten rozdział chciałabym specjalnie zadedykować
pewnej czytelniczce, która kilka dni temu obchodziła urodziny. Aniołku życzę Ci
wszystkiego co najlepsze, wszystkich pięciu mężów, a już w szczególności Twojego
głodomorka, którego starałam się tutaj wpleść jak tylko mogłam :) Tak Nasie, to dla Ciebie♥
_______________________________
-Sądzisz, że on gdzieś
tu jest?- Zapytał, wpatrując się w płynące po niebie chmury.
Westchnęłam cicho,
spoglądając na chłopaka. Jasne promienie księżyca oświetlały jego twarz dodając
mu niesamowitego uroku. Lekko otwarte, suche usta i szmaragdowe oczy dopełniały
cały krajobraz wigilijnego wieczoru. On tu pasował… Choć nie był zimny- wręcz
przeciwnie. A już na pewno pokazał to parę minut temu uważnie przysłuchując się
mojej historii.
Harry był ciepły.
Nie wiem, jak media
potrafiły go opisywać w taki sposób. Jego natura była zbyt delikatna i zbyt…
idealna. Może to osoby, z którymi się spotykał były niewłaściwe. W każdym razie
nie ten chłopak, koło którego teraz siedziałam.
-Nie wiem Hazz.-
Szepnęłam, podążając wzrokiem za spojrzeniem bruneta. – Wiele razy o tym
myślałam…- Dwa zielona punkciki spoczęły na mojej osobie.-… Ale Nidy nie
umiałam tego określić. Może za bardzo skupiałam się na jego śmierci, żeby
myśleć o tym, czy mnie jeszcze pamięta. A kiedy już skupiałam się na sobie to
nie mogłam na niczym innym.
Przytaknął uważnie mnie
ilustrując. Wysłuchał całej historii o tacie. Nie mówił jak bardzo mi
współczuje. Trudno było mi odczytać, co właściwie przez mowę ciała chciał
powiedzieć. Był zaskoczony? Czy może nie wiedział co powiedzieć, przez ból,
którego nie mógł odczuć i zdawał sobie z tego sprawę. Spodziewał się tego, czy
nie? Być może słyszał to już od Tomlinsona, ale usłyszenie tego z moich ust
było dla niego nierealne.
Jego palce przeplatały
się, mocno ściśnięte na kolanach chłopaka. On sam nie odzywał się ani słowem,
co równie mogło być dla nas rozmową. Spojrzał w dół, na swoje dłonie. Przymknął
oczy i wypuścił mały obłoczek pary.
Przeniosłam wzrok na
oświetlony białymi lampeczkami ogród. Wyglądał cudownie. Już sam widok
wprowadzał to miejsce w magiczny nastrój świąteczny. Co prawda nigdzie nie było
ani centymetra śniegu, co dla mnie było dość dziwne, ale to były urokui
mieszkania w innym kraju.
-To on Cię nauczył tej
miłości do jazdy konnej?
Uśmiechnęłam się.
-Tego się nie da
nauczyć. Z pasją trzeba się urodzić. A od człowieka zależy czy ją odkryje i
będzie kontynuował.- Odparłam.
Przytaknął, zagryzając
dolną wargę.
-A Ty to przerwałaś?-
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.-No już nie jeździsz.
Pokręciłam głową.
-Nie. Jakoś nie umiem
do tego wrócić. Za dużo wspomnień. Nie jestem jedną z tych osób, które potrafią
się tak po prostu podnieść i iść dalej.
-Nikt tak nie potrafi.
Po prostu nie każdy pokazuje.- Odparł.-Wiesz… chciałbym Cię zobaczyć na koniu.
Nie odpowiedziałam.
Przeniosłam tylko swój wzrok gdzieś na dalsze zakątki ogrodu. Patrzyłam na
lekko zaszronioną trawę, na której małe kropelki lśniły niczym diamenciki. Napawałam
się ciszą, którą można było usłyszeć tylko podczas tej pory roku.
-Zabiorę Cię kiedyś do
stadniny.- Przerwał milczenie.
Odwróciłam się.
-Naprawdę byś to
zrobił?- Uśmiechnęłam się pod nosem.
Przez to, co usłyszałam
jakoś miło mi się zrobiło na sercu. Ten dzień mogę zaliczyć do naprawdę
udanych, a jeśli mam być szczera- nie ma ich zbyt wiele w roku. Ostatni tydzień
dał mi wiele do myślenia, a wydarzenia w nim zawarte pozostały pod znakiem
zapytania.
Bransoletka, z którą
rano się obudziłam wylądowała z nieznajomych przyczyn w mojej dłoni. Melodia
dobrze mi znanej piosenki Eda wciąż krążyła
mojej głowie pozostawiając multum tajemniczych, nie do końca mających
sens myśli. Unikanie Niall’a jak ognia było priorytetem, którego starałam się
trzymać… aż do dziś. Wspólne ozdabianie pierniczków- a jego wypadku to raczej
ich konsumowanie- odbywało się w niezręcznej ciszy, spowodowanej oczywiście
przez nikogo innego jak mnie. Przechodziłam pomiędzy pokojami, bacznie
obserwowana przez Liama. Nie miałam pojęcia, czym sobie zasłużyłam na ten
wzrok. To nie tak, że był karcący czy wrogi, po prostu… był. Jego rozgryzienie stanowiło dla mnie dość spory problem
zważywszy na chłopaka jakim był. Payne zawsze krył się
ze swoimi wypowiedziami, nigdy nie mówiąc ich bezpośrednio. W jakiś sposób
byliśmy podobni, ale to za mało, żebym potrafiła do niego dotrzeć.
-Dziękuję, że mi
powiedziałaś.- Przerwał moje przemyślenia.- Zapewne dużo Cię to kosztowało… Po
prostu… zaufałaś mi .- Pokręcił głową.
Między nami znów
zapanowała cisza. Była to swego rodzaju przyjemna cisza. Gdzieś głęboko ja
również czułam dumę, że się przemogłam. Ogólnie ten wieczór mogę nazwać
niezwykle udanym- od 13 lat w wigilię na moich ustach pojawił się prawdziwy
uśmiech. Od 13 lat na ustach mojej mamy pojawił się uśmiech. Całą zasługę można
przypisać chłopakom, którzy zaproponowali nam wspólne spędzenie tego wieczoru.
Brakowało mi dwóch niezwykle ważnych członków rodziny, którzy w tak ważnym dniu
wreszcie zostali zastąpieni o wiele większą grupą. Cóż… może ‘zastąpieni’ nie
byłoby najlepszym sformułowaniem, aczkolwiek… po prostu dodani do grona osób,
którzy mimo braku więzów krwi stali się moją rodziną.
Mało tego- z chęcią
przystali na wprowadzenie polskich obyczajów. Jako, że u nas bardziej świętuje
się 24 grudnia, a u nich zwraca się uwagę na dzień następny to zrobiliśmy mały
podział. Dzisiaj ja i moja mama miałyśmy niemałe pole do popisu. Niall’a
zafascynowała tradycja 12 dań, której co prawda nigdy nie przestrzegałyśmy z
jakąś dokładnością, lecz od czasu do czasu się zdarzało. Harry z ciekawością
wypatrywał pierwszej gwiazdki, w wyniku czego siedzieliśmy teraz na twardych
schodkach. Louis.. jak to Louis- kupił 83 jemioły (tak, dobrze czytacie)
rozwieszając je na sznurku przez całą długość salonu plus nad wszystkimi
lampkami i pod drzwiami. To akurat, jak dowiedziałam się od jego mamy robił co
roku i była to jedyna rzecz, jaką przygotowywał z zapałem na święta. Skoro już
o Tomlinsonie mowa, to nie obędzie się bez małej niespodzianki w postaci tortu
na wigilijnym stole.
-Er… Kiedy byliśmy w
Australii…to..um zastanawiałam się co Ci kupić.- Podniosłam wzrok na chłopaka.-
Stwierdziłem, że skóra z krokodyla czy kangura nie jest w Twoim stylu…- Przeczesał
dłonią zmierzwione już włosy.- Stawiałem na coś, co idealnie trafi w Twój gust,
albo co mi będzie Ciebie cholernie przypominało.- Odchrząknął.- Każdy sklep był
zawalony bumerangami, deskami do surfowania, didgeridoo* albo malowidłami
australijskich aborygenów. –Przytaknęłam, nie mając kompletnie pojęcia co
znaczy połowa z tych słów.- To na pewno nie było to, co chciałabyś dostać…um..-
Sięgnął ręką do kieszeni.-Ostatniego dnia trafiliśmy do.. w sumie to trudno to
nazwać trafieniem… zgubiliśmy się.- Na te słowa moje kąciki ust uniosły się ku
górze.- W każdym razie …er… trafiliśmy
do idealnego miejsca, znaczy, dla mnie idealnego.- Poprawił się.- Ten człowiek
wyrabiał własnoręcznie większość przedmiotów… to po prostu miało swój urok,
zwłaszcza kiedy dostrzegłem tam.- Otworzył moją dłoń i podał dwie rzeczy
zawinięte w ciemnobrązowy papierek. – Coś, co przypomniało mi o Tobie.-
Dokończył, przygryzając wargę.
Siedziałam, przez parę
sekund usilnie próbując przypomnieć sobie co właśnie powiedział chłopak. Nie
wydobyłam z siebie żadnego słowa. Ba! Nie poruszyłam się nawet o milimetr. Dwie
małe paczuszki ciążyły w mojej ręce, pragnąc przypomnieć o swoim istnieniu.
Jednak dopiero dwa szmaragdowe punkciki przywróciły mnie do rzeczywistości.
Brunet spoglądał na mnie z delikatną niepewnością, ale i uśmiechem.
-Ojej…- Wydobyłam z
siebie.
Przeniosłam wzrok na
niewielkich rozmiarów podarunek.
-To… ja naprawdę…
dziękuję.- Wykrztusiłam, delikatnie
biorąc podarunek w dwa palce. – Mogę to odpakować?- Zapytałam, nim zdałam sobie
sprawę z tak bezsensownego pytania.
Chłopak wzruszył
ramionami.
-Jak chcesz.
Obróciłam dłoń,
oglądając przedmiot z każdej strony. Cokolwiek tam nie było, już sprawiło
uśmiech na mojej twarzy. Sam gest Harry’ego w połączeniu z uroczym jąkaniem
chłopaka mógłby być dla mnie prezentem dnia.
-No…- Szturchnął mnie
łokciem.- No ale otwórz.- Na dziecięcy ton loczka parsknęłam śmiechem.
-Przed chwilą
powiedziałeś…- Widząc te wielkie, zielone oczy nie mogłam mu odmówić. Pokręciłam
głowę z rezygnacją..- Nieważne.- Wymamrotałam, rozdzierając papier.
W świetle księżyca
zobaczyłam niewielkich rozmiarów metalowy przedmiot, rzemyk, oraz drugi
przedmiot, nieco większy, ale bardziej lekki. Ostrożnie wzięłam pierwszą rzecz
w obie ręce.
-Sprzedawca uznał, że
to po prostu na szczęście. Jednak myślę, że dla Ciebie ma to większe
znaczenie.- Odparł.
Spoglądając na małą,
promieniejącą podkówkę widziałam przed sobą ukochane miejsce, które
przypominało mi o dzieciństwie- stajnię. Wiem, że to tylko prosty budynek- nic
specjalnego. Jednak Harry dostrzegł to, jak wiele miało to znaczenia. Nie
rozumiał mojej pasji, a mimo to starał się jak najbardziej ją przywrócić. Nie
pozwolił, abym zapomniała… To również łączyło się z drugim przedmiotem, którym okazała
się być figurka konika. Staranność, a jednocześnie prostota posążku wskazywała
na ręczną robotę, jak mówił chłopak. Sporą uwagę przykuwały oczy, których
błękit pobłyskiwał mimo ciemnego wieczoru.
-Są zrobione z
opalu.-Odpowiedział na niezadane pytanie. – kamienia szlachetnego Australii.
Nawet nie potrafię
powiedzieć co z tej chwili czułam. Sama nie wiem… ale to było tak cholernie
urocze z jego strony. W tej chwili potrafiłam tylko patrzeć na starannie
zdobioną podkówkę z szeroko otwartymi oczami. Wydawało mi się, że jest na niej
coś wygrawerowane bądź wyryte, ale ze względu na panujący półmrok trudno było
cokolwiek dostrzec.
Tak bardzo chciał, żeby
to wszystko powróciło. Chciał po raz pierwszy ujrzeć prawdziwy uśmiech na mojej
twarzy…
Podniosłam do góry małą
figurę, która zabłyszczała w świetle księżyca.
-Tak właściwie to
dlaczego dajesz mi to teraz?
Chłopak wzruszył
ramionami.
-Miałem ci to dać już
wcześniej, ale jakoś… nie było okazji. –Delikatna chrypka dodała mu uroczej
niepewności i lęku. Jednocześnie działała jak magnez, któremu wiedziałam, że
lada moment ulegnę.
-To jest…- Obejrzałam
trzymany w dłoni prezent- To jest cudowne, Hazz!- Wydusiłam, otaczając
ramionami delikatną szyję chłopaka. Mimo, że było ciemno wiedziałam, że loczek
się uśmiecha. Odchyliłam się tylko na chwilę, aby potwierdzić to, o czym
myślałam. Poczułam dwa mocne barki zamyknęły nas w uścisku. Gdzieś we włosach
czułam równomierne oddechy zielonookiego. Jego wychodzące z czapki loczki
załaskotały moje skronie. Jakoż, że ta poza nie była zbyt wygodna, chłopak
przełożył nogi tak, aby znalazła się pomiędzy nimi. Zamknęłam powieki,
zaciskając w dłoni małe przedmioty.
Ta chwila nie była
niezwykle magiczna. Siedzieliśmy na zimnym podłożu, przy temperaturze zbliżonej
do zera. Wokół nas nie było nic specjalnego. Nie było też ludzi, których
chciałabym, żeby się pojawili. Nie było słów.
A jednak ta chwila
miała w sobie coś, przez co nie zamieniłabym jej na żadną inną. Stała się
powrotem do przeszłości, ale nie tej złej. Do tej, którą ledwo co pamiętam- tej szczęśliwej.
Pół
godziny później…
-W galaretce?
-Nie takiej smakowej-
zaśmiałam się.
-To może być nie
smakowa galaretka?
-Ja… nieważne.- Z
rezygnacją odłożyłam półmisek.
-W tej Polandii to
naprawdę macie…
-W Polsce.- Poprawiłam
go, nie licząc nawet który raz podczas tego wieczoru pomylił lub zamienił nas z
Holandią.
-Mniejsza o to… okej-
zaryzykuję, podaj mi tą rybę.
Ponownie sięgnęłam po
wymienione danie. Blondyn nałożył sobie podwójną porcję. Nasza tradycja
dwunastu dań idealnie przypadła do gustu z tego co zdążyłam zauważyć…
-A te pierogi to z czym
są?
-Niall nie będziemy Ci
przynosić trzeciego talerza.- Westchnęłam.- Na razie zjedz to, co sobie
nałożyłeś.
Nawet nie czytając w
myślach, mogę się domyślić skąd to zdziwienie związane z naszą wspólną relacją.
Echh…. Sama siebie zaskoczyłam tego wieczoru. Jednak pierwszym powodem była
moja mama, która pierwszy raz odwiedziła ‘rezydencję’ chłopaków. To miło, że od
kilkunastu lat mogłyśmy usiąść z gronie większym niż pięć osób przy stole. Do
tego dołączyła pani Tomlinson oraz Payne- na to wpadł Liam, aby każdy miał
swoich rówieśników do rozmowy przy stole. Dla mojej rodzicielki było wielką
przyjemnością przygotować wszystko co z kuchni polskiej na brytyjski stół.
Ustaliliśmy, że 24 grudnia obchodzimy święta według naszej tradycji, zaś 25
według tradycji angielskiej. Nie było w tym nic niesprawiedliwego, gdyż u nas
wigilia ma bardziej uroczysty nastrój, u nich, dzień następny.
No tak… mówiłam o mojej
mamie. Otóż nie wypadało mi przy niej unikać Niall’a, już pomijając fakt, że
chyba został jej oficjalnym ulubieńcem i to jego z całej piątki znała
najlepiej. Mówiąc ‘znała’ mam tu na myśli chociaż sam już sam fakt, że
pamiętała jego imię, co o pozostałej czwórce nie było można powiedzieć.
Uznałam, że to co zaszło na urodzinach Louisa wyjaśnimy sobie później… no
dobrze- on wyjaśni później- ja tej sprawy nie poruszę.
Drugim argumentem był
Liam, który jak już wcześniej wspomniałam bacznie mnie obserwował. Nie mam pojęcia,
czy dotyczyło to blondyna, ale wolałam nie psuć tego święta jakąkolwiek kłótnią
czy choćby milczeniem. Przy składaniu życzeń powiedział mi również parę słów,
których jak zwykle nie za bardzo wiedziałam jak odebrać. Nie mówiły o nikim
konkretnym, ani niczego nie narzucały, ale widać, że usilnie próbował mi coś
zasugerować, jednocześnie podkreślając, że cała decyzja zależy ode mnie. Na
szczęście dodał też wyrazy otuchy i powiedział, że będzie mnie wpierał pomimo
wszelkiego wyboru, ale sam nie zaprzeczy, że będzie łatwo.
-Idę po tort, potrzymaj
ją.- Mina mocno zdziwionego i przerażonego Niall’a skupiła moje
zainteresowanie. Irlandczyk przez parę sekund ściskał w obu rękach przekazaną
przez Harry’ego Doris. To maleństwo jako siostra Tomlinsona było oczkiem w
głowie Stylesa od kiedy tylko zawitała w holu.
-Nie umiem trzymać
dziecka.- Wyszeptał sam do siebie, trzymając z prostymi rękoma małą.
-Nie umiem trzymać
dziecka.- Pisnął, tym razem głośniej.
Niebieskooka poruszyła
się, zgodnie skomląc.
-Matko weź to ode
mnie.- Jestem pewna, że w ciągu całej swojej kariery chłopak nie wydobył z
siebie tak wysokiego dźwięku jak teraz.
-Jakie ‘to’? To jest
śliczne maleństwo, prawda kochanie?- Uśmiechnęłam się do niej, co zignorowała,
wyraźnie wpatrując się w twarz niebieskookiego.- Ja tu niewiele zdziałam, bo
powiem Ci, że jedyny raz kiedy trzymała kilku miesięczne dziecko nastąp… NIALL
TRZYMAJ JEJ GŁÓWKĘ! -Teraz to mój głos wzniósł się ponad inne.
Blondyn w ataku paniki
zaczął machać dłońmi na prawo i lewo, ledwo co nie wypuszczając niemowlęcia.
-O mój Boże Horan!-
Złapałam się za serce.
Jestem pewna, że jego
bicie było słuchać co najmniej przy
drugim końcu stołu. Jedynym co mnie ratowało, to tort, który właśnie został
wniesiony przez Harry’ego.
-Mówiłem, że nie umi..
-Może ja ją wezmę.-
Zgłosił się Zayn, który w białej koszuli uwydatniającej widoczne przez nią
tatuaże pobił dziś samego siebie.
Nie,
wcale nie wyglądał perfekcyjnie.
Blondyn, prawie nie
zwalając talerzy przełożył dziewczynkę i podał ją uśmiechniętemu mulatowi. Mała
od razu zajęła się szelkami chłopaka, który przycisnął ją do piersi, całując
przy tym w skroń.
-Przecież ona jest jak
Sophie, tylko w młodszej wersji.-Zwróciłam się z oburzeniem do niebieskookiego.
-Ale tamtej nie trzeba
trzymać za palec, ręce, nogi…
-Wspomniałam tylko o
główce.- Przewróciłam oczami.
-Przecież to jedno i to
samo.- Mruknął pod nosem.
Godzinę
później…
-Jeszcze raz…
-Jeśli kolejny raz w
ciągu tej minuty musisz powiedzieć jak bardzo dziękujesz, to możesz się
powstrzymać.- Przerwał.
Uśmiechnęłam się lekko na te słowa.
-Sorry…- Przygryzłam
wargę.- Um… ale naprawdę…
-Asia!- Przełożył
umięśnione ramię przez szyję, zatykając moje usta.
O mały włos się nie
potknęłam. Chciałam jeszcze coś dodać, ale uniemożliwiła mi to jego dłoń.
-Dla Joannay!- Dwa
dziecięce głosy sprowadziły naszą dwójkę do porządku. Z początku nie
zorientowałam się, że dziewczynki miały na myśli właśnie mnie. Nie
przyzwyczaiłam się, do wymawiania mojego imienia przy chłopakach po angielsku.
-Słuch… Achhh dla mnie?
Dziękuję! – Schyliłam się, odbierając miękką, zawiniętą w złoto- czerwony
papier paczuszkę. Chciałam odstawić ją na fotel, ale niebieskie, dziecięce oczy
popatrzyły na mnie błagalnie.
-Nooo.- Zapiszczała
jedna, a ja z niepokojem zauważyłam, że już skądś znam ten pisk. Liam stał obok
i z uśmiechem założył mi dłoń na ramieniu.
Odwinęłam cieniutką
wstążkę, a moim oczom ukazał się ciemno bordowy materiał. Zmarszczyłam brwi.
Starając się nie rozerwać
reszty, rozwiązałam do końca czerwoną kokardkę. Na rogu dostrzegłam złoty napis
„Tomlinson”. Moje kąciki ust powędrowały ku górze, zaś oczy poszukiwały
niebieskookiego chłopaka.
Wyjęłam z paczuszki-
jak się okazało- gruby wełniany sweter, gdzie po środku widniała duża literka
‘A’.
-Mama Louisa szyje nam
to co kilka lat.- Usłyszałam cichy szept z boku.- Całej rodzinie, do której
włączyła również Ciebie.
-Och.- To jedyne, co
byłam w stanie wydobyć. Zrobiło mi się ogromnie ciepło na sercu- niby taki zwykły
prezent, a sprawił tyle radości.
-I jak?- Damska wersja
Louisa spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Druga zaklaskała w dłonie i
również przeniosła swój wzrok, oczekując.
-Jest… ojej…. to
wspaniałe …-wydukałam.- Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. To bardzo miłe z
waszej strony …ze strony waszej mamy znaczy.- Poprawiłam nerwowo włosy.
Bliźniaczki
wyszczerzyły ząbki.
Spojrzałam w stronę
pani Tomlinson, która poprawiała kołnierzyk czerwonemu już Louisowi. Obok niego
stał Harry, z trudem hamując śmiech. Od zgięcia się wpół powstrzymywała go
tylko Doris, zajmująca się aktualnie atakowaniem już zaślinionego rękawa Hazzy.
-Potem z pewnością jej
podziękuję.- Kiwnęłam w jej kierunku.
Nie za bardzo wiedząc,
co mam zrobić uniosłam bordowy materiał i zaczęłam mu się przyglądać.
W
tej sali jest ktoś, kto kilka dni temu złożył na Twoich wargach pocałunek.- przypomniało
moje sumienie.
Przeniosłam wzrok na
Niall’a, który pobrząkiwał coś na gitarze przy kominku. Na jego włosy
jaśniejące w świetle ognia. Na te oczy co jakiś czas spoglądające w różnych
kierunkach. Na pojedyncze zmarszczki, które pojawiały się gdy tylko na jego twarzy zawitał uśmiech. Na jego spierzchnięte i pełne usta nucące jakąś
melodię.
Czy to możliwe, żeby
właśnie ta osoba tydzień temu pochylała się nade mną, darząc ciepłym oddechem i
lekkim muśnięciem? To był niby dobrze znany mi dotyk. Zapach, który czułam już
nie raz.
A
może to był tylko sen…?
Sen, który przez
ostatni tydzień nie dawał mi spać. Sen, którego dotyk do dziś utrzymywał się na
mojej skórze. Uzależniający, nad którym jednocześnie nie możesz zapanować.
Te błyszczące w świetle
kominka intensywnie błękitne tęczówki
wpatrywały się teraz prosto we mnie. Choć chłopak był niemal na drugim końcu
salonu, czułam jego palące spojrzenie.
Struny gitary przestały drgać, zaprzestając wywoływaniu jakiegokolwiek dźwięku.
-Po prostu do niego
podejdź.- Oznajmił Liam, biorąc wniebowziętą Daisy na ręce.
Zdezorientowana
odwróciłam się w stronę bruneta.
-Co?
-Zamiast kolejną minut
spędzić na wpatrywaniu się, możesz podejść. Przecież nic Ci nie zrobi.
Nic
Ci nie zrobi…ł?
Zakryłam się włosami,
próbując zakryć lekkie zażenowanie jakie pojawiło się na mojej twarzy.
-Och Liam, ja po
prostu…- Wzrok skupiony na mnie nieco wytrącił mnie z równowagi. Jestem pewna,
że gdyby tylko chłopak miał wolne ręce, założyłby je teraz na siebie.
Ciemniejsze niż zwykle źrenice, tajemnica, ale ciekawość w nich zawarta pozostawała
wciąż nie rozszyfrowana. Równie zaintrygowały mnie iskierki, które nie
połyskiwały tak, jak to zwykle. Teraz widziałam tam nutkę smutku co chyba
najbardziej zwróciło moją uwagę.
-Ty po prostu…?
Przygryzłam wargę.
-Nieważne.-Wymamrotałam.
Podniosłam wzrok,
spodziewając się czekoladowych tęczówek, wpatrzonych prosto we mnie, ale brunet
najwyraźniej miał inne zamiary. Rzeczywiście jego wyczekujące spojrzenie było
kierowane na….blondyna.
-Miałeś być moim
księciem!- Pisnęłam z oburzeniem Daisy, która wisiała cały czas uczepiona szyi
chłopaka. Brunet otrząsnął się, a ja
nadal stałam, nie rozumiejąc tego, co przed chwilą zaszło. Najgorsze było
uczucie deja vu, po raz kolejny nawiedzające mój umysł…
-A ja nie mam księcia!-
Phoebe tupnęła nogą.
Liam wzruszył
ramionami.
-Myślę, że Niall będzie
bardzo zadowolony, jeśli się zapytasz czy możesz być jego księżniczką.- Odszedł
kilka kroków.- A Asia Ci potowarzyszy.- Dodał szybko.
Gdyby nie siostra
Tomlinsona zawieszona na szyi chłopaka, nie hamowałabym się z żadnym ruchem-
przysięgam.
Duże, niebieskie oczy
zostały skierowane w moją stronę.
-Pójdziesz ze mną,
prawdaaaa?- Uczepiła się rękawa.
-Jasne, tylko..um…
założę ten sweterek.- Pokazałam na bordowy materiał, uśmiechając się sztucznie.
-W takim razie Ci
pomogę.- Zaczęła ciągnąć mnie w dół, abym klęknęła.
Serio, nie musisz…
-Poradzę sobie.-
Mruknęłam, w chwili gdy i tak było już za późno i wełniany prezent został
przełożony przez moją głowę.
-Dzięki.- Dodałam
sarkastycznie, czego i tak z pewnością nie odebrała jak powinna.
Ruszyłam za małą
blondynką.
-Niall!- Dziewczynka
dobiegła do chłopaka, wyrywając go z
zamyślenia. Na jej widok uśmiechnął się i rozciągnął ręce w geście uścisku. Po
chwili zniknęła biała koszulą i puszystymi blond włosami.
Ja, jak to zwykle moim
szczęściem bywało stanęłam naprzeciwko nie za bardzo wiedząc co za sobą zrobić.
Wykazałam nagłe zainteresowanie kominkiem i zaczepionych na nim skarpetach,
które jutro rano miały być wypełnione po brzegi prezentami. Obchodzenie świąt
według dwóch tradycji naraz jednak miało swoje plusy…
-Podobał Ci się mój
prezent ode mnie?- Spojrzała wyczekująca, wyciągając z papieru laurkę.
Udaję, że rozglądam się
po ścianach…
-Taaaaak. Mamy nawet
pieska na dwóch łapach w domu.
Ładne krzesło…
-Ale to jest Harry…
Cóż za niesamowita gra
barw na tym obrazie…
-Ach… Harry… Jak ja
mogłem nie zauważyć.- Podrapał się po karku.- No rzeczywiście, jakby spojrzeć
na to z innej strony…
-Co tam męczysz wujka
Horana?!- Louis kocham Cię.
-Wcale go nie męczę.-
Prychnęła blondynka.- Patrz co narysowałam dla Niall’a.- Dziewczynka podała mu
kartkę.
-No no…- Uśmiechnął się
łobuzersko.- Hazza wyglądasz jak pudel z tymi wło… Kto mi narysował taki duży
tyłek?!
Parsknęłam śmiechem.
Blondyn zrobił to samo, ledwie utrzymując Phoebe na kolanach.
-Kto Ci powiedział, że…
Styles nie uciekaj i tak Cię widzę!
Sekundę później brunet
również zniknął za ścianą, w jednej ręce ściskając roześmianego Ernesta.
-Mój biedny Harry!-
Dziewczynka rzuciła się pędem za bratem.- Harry!- Pisnęła.
Odprowadziłam ją
wzrokiem. Starając się nie myśleć, że stałam naprzeciwko Irlandczyka, z niema
prośbą o rozpoczęcie rozmowy o pogodzie albo w ogóle wyjście z pomieszczenia.
Nerwowo przekręcałam malutki, złoty pierścionek, który dostałam od Louisa w
prezencie.
Czułam, że chłopak
skierował swoje dwa niebieskie punkciki prosto na mnie, ale nie śmiałam nawet
się odwrócić. Przecież to co innego, kiedy byliśmy wszyscy przy stole i zawsze
mogłam porozmawiać z inną osobą siedzącą obok czy naprzeciw. W salonie byliśmy
tylko my i Alice z Zaynem, który szeptali coś między sobą. Zaraz..co?!
Ponownie przerzuciłam
spojrzenie na tamtą dwójkę. To nie tak, że siedzieli razem ze splecionymi
dłońmi, ale przyznam, że byli temu bliscy. Ich nagła…. No w sumie nie nagła, bo
nie coraz częściej zdarzyło mi się ich przyłapać w podobnej sytuacji. Brunetka
siedziała na podłodze, a właściwie to już wdrapywała się na mulata, który
klękał kilka centymetrów od niej. Przejechała palcami na jego twarzy… nie- źle
to zabrzmiało- po prostu zrobiła taki gest, aby się jego kąciki ust uniosły się
ku górze.
-Uśmiechnij się.- Wzdrygnęłam
się na ten głos. Niepewnie unosząc wzrok spotkałam się z błękitnymi tęczówkami
chłopaka.
Ten odłożył gitarę, na
której przed chwilą coś pobrząkiwał. Zmierzwił włosy, nie przestając zmierzyć
mnie swoimi oczami. Splótł dłonie i
westchnął cicho.
-Nie wiem już jak do
Ciebie dotrzeć.
-Och.
-Chciałem, żebyś była
szcz… Właśnie- chcesz usiąść?
Pokręciłam przecząco
głową.
-Chodź.- Zaprzeczyłam.-
To ja wstanę.
-Nie, nie siedź.-
Powiedziałam cicho.
-Nie chcę do Ciebie
mówić z odległości, to dla mnie ważne. – Odparł.
Przybliżyłam się nieco.
Chłopak poklepał swoje kolana. Po raz kolejny w tej minucie zaprzeczyłam.
-Niall są Święta,
proszę.- Szepnęłam, dyskretnie pokazując na stojące w kuchni mamy.
-I właśnie dlatego
chcę, żebyś była szczęśliwa.
-Nie mógłb…
-Wyprzedzając Twoje
pytanie- Nie, nie możemy porozmawiać kiedy indziej. Nie będę z tym wiecznie
zwlekać, chcę żeby było jak dawniej albo…- Urwał.
-Albo?
Wystawił prawą dłoń,
muskając koniuszkami palców moją skórę. Po chwili dołączył drugą rękę, i
dotykając boków talii przyciągnął mnie do siebie.
-Po prostu usiądź.
Z zawahaniem i
poczuciem, że ważę co najmniej ile słoń usiadłam na czubki jego kolan. Byłam pewna,
że zaraz swoim ciężarem co najmniej zepsuję fotel a następnie złamię reperowane
kolano chłopaka.
Zapewne, aby sprawiać
pozory, że nic takiego się nie wydarzy blondyn przyciągnął mnie tuż koło jego
serca, którego natychmiastowo poczułam bicie. Jak zwykle ciało Irlandczyka było źródłem wszelkiego
ciepła, którego jeśli mam być szczera mi
brakowało. I tu już nie chodziło o zwykły grzejnik tylko po prostu o tego kochanego
blondynka, z którym niegdyś spędzałam cudowne chwile.
-Popatrz się.- Uniosłam
wzrok na jasną koszulę niebieskookiego.- W oczy.- Dodał.
Nerwowo przełknęłam
ślinę. Jego kciuk sam zrobił to za mnie, nakierowując moją twarz na niego.
Chciałam z niej coś wyczytać. Może zdołałabym chociaż raz to zrobić zanim otworzy usta. Tym razem było
podobnie… prócz faktu, że bezkarnie skanował każdy odkryty kawałek skóry od czubka
głowy do obojczyków. To było co najmniej …ugh… krępujące.
-Powiedz mi…- Zacisnął
oczy.- Powiedz mi co myślisz jak teraz patrzysz. Co czujesz?
Moją odpowiedzią było
milczenie.
-Proszę.- Jego oddech
owinął moją szyję.
-Ja…- Wszystko co teraz
chciałabym powiedzieć było uwięzione w gardle. O wiele silniejsze od podświadomości,
która mówiła zupełnie co innego.
- Zrobię wszystko,
bylebyś była szczęśliwa.
Dłoń chłopaka
przejechała wzdłuż policzka, zostawiając ścieżkę dreszczy i lekkiego prądu.
Nawet nie zdawałam
sobie sprawy, jak długo wstrzymywałam oddech, dopóki płuca boleśnie nie dały mi
o tym znać. Zwilżyłam koniuszkiem języka wargi, które drgały z każdą sekundą.
-Jeśli… jeśli
zapytałbym się, czy zostałabyś moją dziewczyną- zgodziłabyś się?
2
godziny później…
-Nie będę spała na
łóżku, jeśli Ty będziesz spał na fotelu.- Powtórzyłam po raz dwudziesty szósty.
-Nie będę spał na
łóżku, jeśli ty będziesz spała na fotelu.- Skrzyżował ręce.
-Nie będę w Twoim
pokoju spała na Twoim łóżku, wtedy kiedy Ty będziesz na podłodze albo fotelu.-
Stawiałam nacisk na słowo ‘Twoim”.
-Nie będę zostawiał
dziewczyny na fotelu, podczas gdy to ja jestem chłopakiem, a ona jest moim
gościem.
-Nie jesteś moim
chłopakiem, więc masz prawo do pozostawienia mnie na fotelu, wtem gdy Ty
będziesz spał na łóżku.- Już sama nie wiedziałam co mówię.
-Ale jestem Twoim
przyjacielem, a w obowiązku każdego chłopaka jest ustąpienie miejsca każdej
dziewczynie.
-Ja jako gość mam prawo
do wyboru miejsca, gdzie chcę się położyć, wybieram fotel albo podłogę. W innym
wypadku nie zasnę. -Uśmiechnęłam się chytrze.
-Jako, że jestem
chłopakiem w każdej chwili mogę Cię przenieść, kiedy Ty będziesz spała.
-Jako, że jestem
dziewczyną w każdej chwili mogę wrócić do miejsca, gdzie byłam przedtem.
-To ja mogę Cię tam
przenieść siłą, ale ty mnie już nie.-Uniósł brew.
-Powtarzam jeszcze raz-
nie będę spała na fotelu, jeśli ty nie będziesz spał na fot… NIE!- Chłopak
wybucha śmiechem.
-Widzisz? Sama sobie
zaprzeczasz. Chcesz iść pierwsza się umyć?
-Liam! To się nazywa…
-Dobranoc!- Drzwi od
łazienki zamykają się.
Z rezygnacją opadłam na
fotel, mamrocząc pod nosem sporą dawkę przekleństw. Za dużo wydarzeń jak na
jeden dzień. Pytanie blondyna nadal dudniło w moich uszach. Jego treść nadal
nie jest przeze mnie przyswajana.
Do teraz czuję ten ciepły oddech owijający się
wokół mojej szyi. Do teraz widzę te dwa punkciki patrzące z ogromnym znakiem
zapytania. Być może była tam gdzieś miłość, ale każdy rozpatrywał ją w innych
aspektach. Myślę, że tak jak powiedział Liam, nie dorosłam jeszcze do tego by
cokolwiek rozumieć. Choć dzieli nas te parę lat różnice to może właśnie one zadecydują
o wszystkim, sprowadzając mnie na właściwą drogę.
Kątem oka spojrzałam na
fotografie ilustrujące całe dzieciństwo chłopaka aż do teraz. Z radością
zauważyłam, że na ścianie przybył jeden nowy obraz przedstawiających przeuroczą
dwójkę. Chyba nie muszę mówić kto widniał na zdjęciu…
-Asia!- Głowa mojej
przyjaciółki wystająca zza drzwi przywróciła mnie do rzeczywistości.
-Alice.- Uśmiechnęłam
się, przygotowując jej miejsce koło mnie.
-Nareszcie mamy chwilę
wolnego. Miałam Ci dzisiaj do powiedzenia. Już chciałam do Ciebie podejść wtedy
w salonie, kiedy rozdawali prezenty, ale zobaczyłam Ciebie z Niall’em…
-Al. zwolnij.-
Parsknęłam.
-Okej…- Wzięła oddech.-
Wiesz, właśnie kiedy tak na was patrzyłam jak rozmawialiście to przypomniały mi
się urodziny Louisa. Wiesz…. Ta sytuacja kiedy…
-Nie wymachuj tymi
rękoma bo zaraz którąś dostanę.- Mruknęłam.
-Daj mi dokończyć! Tak
się wtedy zaczęłam zastanawiać gdzie był Horan, kiedy złożył… znaczy no nie
wiem czy to był on, ale tak zakładam. W każdym razie powracając do tematu..
Widziałaś go chwilę przed tym jak dostałaś dedykację? Bo stwierdziłam, że
możemy to rozwiązać w jeden sposób…
-Alice, pamiętasz o
takim czymś jak oddech?- Burknęłam.
-Posłuchaj mnie!- Przekręciła
się w moją stronę. – Tobie też Liam wspominał o dedykacjach?
-Coś tam mówił.-
Wzruszyłam ramionami.
-Nie coś tam! Teraz się
musisz skupić i powiedzieć kogo ostatni raz widziałaś chwilę przed jej
złożeniem. W sensie przy DJ-u. Skoro Payne mówił, że idą na bieżąco, to on
musiał być tam chwilę przed piosenką.
-Liam?
-Nie! Ten chłopak…. Znaczy
na 99,9% to był Niall, ale chodzi mi o Twojego wielbiciela.- Wyszczerzyła się.
-Nie wiem.. nikogo…
-Louisa też możesz
wykluczyć, bo wtedy siedziałam z nim przy barze i to od dobrych 15
minut.-Przerwała mi.
-A skąd ja mam
wiedzieć, z kim byłam przez ostat…
-Pomyśl!- Założyła mi
dłonie na ramiona.
Zmarszczyłam nos.
-Um… znaczy…
„-Spójrz na mnie.
Nie.
-Asiu, spokojnie.- Odgarnął moje
nachodzące włosy na czoło. Byłam do niego wręcz przyklejona, co stanowiło
jednocześnie zagrożenie ze względu na dystans, jaki nas dzielił.. a w sumie to
go nie było, jak i bezpieczeństwo, bo teraz nie mógł mnie pocałować.
-Proszę.- Musnął wargami czubek mojej
głowy, wtulonej pomiędzy obojczyk a szyję.
Byłam pewna, że jeszcze chwila i się
rozpłaczę. Ilość emocji, które tłumiłam była nieprawdopodobna. Wiedziałam, że
prędzej czy później wreszcie wybuchnę, ale wolałam tą wersję ‘później’.
-Sądzisz, że kiedy mówiłem, że Cię kocham,
to samo pow…
-Niall.”
Pokręciłam przecząco
głową.
-Nie Alice, to
niemożliwe.
-To jest możliwe, jeśli
tylko sobie przypomnisz z kim byłaś lub kogo widziałaś przez ostatnie minuty
przed dedykacją. Pamiętasz co powiedział DJ? Dla dziewczyny, która zjawiła się tu niecałe sześć miesięcy
temu, stając się światem dla osoby, która właśnie zadedykowała „Kiss me”-
Eda Sheeran’a. Właśnie zadedykowała.- Zrobiła
nacisk na dwa ostatnie słowa.- To musiało być chwilę przed tym.
-I dlatego mówię, że to
niemożliwe.- Szepnęłam, spuszczając wzrok.-On… on przez ostatnie kilkanaście
minut był…. Był ze mną.
_____________________________________________
*Didgeridoo- instrument dęty australijskich aborygenów.
_____________________________________________
Zawiodłam
okropnie nie tylko was ale i samą siebie, za co bardzo, bardzo przepraszam.