Z bijącym sercem uniosłam głowę zza kartki." [...]
"-Asia?! Przyjechaliśmy kochanie!- Charakterystyczny pisk wdarł się poprzez uszy, działając jak kubeł zimnej wody. " [...] "- Gotowa na godne powitanie nowego roku?" [...]
"Odwiedzałaś Malika?- Poruszyłam brwiami, o ile było to możliwe przy maksymalnym odchyleniu głowy do tyłu.
Dziewczyna zamilkła, a wszystkie pięć wsuwek które miały być przeznaczone do podtrzymania fryzury kolejno pospadały na podłogę." [...] "Myślałam, że to wiadomość dla fanów od daddy’ego będzie największym hitem tego wieczoru, a jednak…Zalice?" [...]
"-Nie to… znaczy…- Brzmiała jak by miała ogromną gulę w gardle; zresztą mogę się założyć, że miałam ją dwa razy większą. – To nie wszystko jest tak jak myślisz." [...]
"-Tak? Masz nam coś do powiedzenia w tej sprawie widzę.- Uśmiechnęła się pokrzepiająco, zaś ciemnowłosy szturchnął go jeszcze mocniej.
Brązowooki przełknął ślinę, po czym wyrzucił na jednym oddechu:
-Bo właśnie chciałem powiedzieć, że oficjalnie nie jestem już singlem, moje serce już parę miesięcy temu odbiła pewna dziewczyna." [...]"W lekko już wyblakłej, czerwonej ramce znajduje się fotografia chłopaków, jakiś pierścień [...]"
"-To z „X Factora”?- Jestem na dziewięćdziesiąt procent pewna takiej samej odpowiedzi jak pytania.
-Tak.- Jego głos niespodziewanie rozbrzmiewa tuż koło mnie. Tommo siada, podając mi bluzkę i podciągając nogi do piersi.
-Po czym poznałaś?"[...]
"-Po wyglądzie? Liam ma wyraźnie zarysowaną szczękę, Harry krótkie i sprężyste loczki.- Wzruszam ramionami.- Styl ubierania również nie wydaje się najnowszy.- Wytykam, pokazując język.
[...]
-Myślałam, że powiesz ‘po uśmiechach’." [...]
"-Rose, zostając oficjalnie jego dziewczyną była zmuszona podpisać też pewnego rodzaju… kontrakt.- Zaczął gestykulować dłońmi w powietrzu.- Nie jestem pewien czy to właściwe słowo, ale w tej chwili nie ma to większego znaczenia.- Wymamrotał.- Od tego czasu jest upoważniona do robienia naszej piątce dobrego wizerunku. W niektórych sprawach jest zmuszona milczeć."[...]
"-Jego numer nie jest czymś, co mogę rozdawać na prawo i lewo.- Wydobył z siebie ostatnie resztki uprzejmości, byłam tego pewna.
-Skoro on nie chciał się spotkać do tego czasu, jestem pewien, że nagle nie zmieni tej decyzji. [...]
-Skoro jest tak ważne, to dlaczego nie możesz powiedzieć mi, żebym mu przekazał?- Wysyczał, odwracając się gwałtownie.
Wstrzymałam oddech.Jego spojrzenie było skierowane na jedyną osobę, która stała na korytarzu prócz niego- na mnie." [...]
"-Jak zwykle w nieodpowiednim momencie i czasie.- Odezwał się, co mimo głośnej muzyki dotarło do mnie każdym słowem." [...]
"-Jesteś taka podobna.- Uśmiechnął się lekko.- Zdaje się, że zrozumiałem.
Jeśli myślałam, że mój umysł miał spore luki, to teraz zupełnie przerwał kontakt z powiązywaniem faktów. Strach zaczął być wymazywany przez rosnące zdezorientowanie.
-Taka niewinna.- Szepnął.
Wstrzymałam powietrze.
-Co…- Wydałam z siebie niemy dźwięk.- Kogo zrozumiałeś?- Odchrząknęłam.
[...]
-Jego."
"Odetchnęłam z ulgą, kiedy zamek ustąpił, a ja mogłam się znaleźć w pokoju, gdzie była tylko jedna osoba." [...]
"-Zayn.- Momentalnie cofnęłam rękę, przykładając ją do mocno bijącego serca." [...]
"-A więc nawet zdążyłem pożegnać stary rok" [...]
"-Szczęśliwego Nowego Roku księżniczko.- Szepnął, pochylając się naprzeciw pocierając lekko swoim nosem o mój. " [...]
Uwielbiałam
śnić.
Tam
byłam sobą. Byłam szczęśliwa. Byłam ponad wszelkimi barierami.
Ale
to zawsze było tylko snem. W napisanej przez los książce nie pojawiało się
słowo ‘idealny’.
Tak
było i teraz, kiedy siedząc w małym, przytulnym iglo usłyszałam deszcz. Od
samego słowa kuliłam się, zamykając moją duszę na osiem zamków i wyrzucając
kluczyki w nicość. Nawet, gdy jego krople były zagłuszane przez otaczający mnie
świat; nieświadomie robiłam coś z roztargnieniem, nie mogłam się skupić. W
głębi duszy wiedziałam, że nigdy nie byłam i nie będę normalna, naprawiona, bez blizn. To był uraz,
którego nie znałam z psychologicznego punktu widzenia, zapisanego w słowniku
kilkuwyrazową definicją. Ja to po prostu wiedziałam.
Krople
odbijały się od zlodowaciałej powierzchni, przyprawiając samym tym dźwiękiem o
rozdarcie niewidzialnej bariery w psychice, której i tak mury były niczym
ozdobne ogrodzenia dla kwiatków, przez które i tak każdy mógł się przedrzeć.
Nienawidziłam
tego dźwięku.
Zacisnęłam
dłonie na gorącym, szklanym kubku, nieświadomie oparzając opuszki palców.
Uśmiech znikał, jego miejsce zajmowało zdezorientowanie połączone z paniką. Już
gdzieś niedaleko próbowały się przebić wspomnienia, osadzone tak solidnie, że
ich odepchnięcie było niemal niemożliwe. Dlaczego zawsze musiało istnieć jakieś
‘niemożliwe’? Dlaczego zawsze z tym wiąże się przegrana? Czy to są naprawdę dwa
kluczowe słowa, którymi można opisać moje życie? Przeszłość, teraźniejszość, a
nawet przyszłość?
Poszczególne
elementy otaczającego mnie krajobrazu zaczęły odpadać niczym puzzle,
zostawiając po sobie czarne plamy. Ulatniały się wraz z moim szczęściem. Inni
nie zdawali się zwracać na to uwagi, nadal głośni śmiejąc się i popijając
gorącą herbatę. Deszcz nasilał się, a odgłos każdej upadającej kropli dudnił w
głowie tworząc nieprzyjemne dla ucha echo. Wstałam z miękkiego, jasnożółtego
fotela chcąc zwrócić na siebie chociaż część uwagi. Kolejne śnieżnobiałe
fragmenty były pochłaniane w nicość. Ulewa wybiła się ponad inne głosy, nie
dając żadnej możliwości nawet przekrzyczenia się. Z bijącym sercem rozejrzałam
się wokół, gdzie postacie robiły się coraz bardziej niewyraźne. Spojrzałam na
swoje ciało; którego fizyczna strona była w nie lepszym stanie.
W
rzeczywistości nigdy nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Zawsze byłam tą
milczącą, niewidzialną i dziwną. We śnie mówiłam. Odzywałam się. W tym wypadku
krzyczałam, ale co z tego jak nikt mnie nie słyszał. A może po prostu nie
słuchał?
…
Czy w
iglo jest możliwy deszcz?
Otworzyłam
oczy, z trudem biorąc oddech. Jego
uformowanie w połączeniu z dźwiękiem kropel uderzających za oknem stało się
niemal niemożliwe.
Niemożliwe.
Idealne
określenie mojego życia w każdym
znaczeniu.
Rozejrzałam
się po pokoju tonącym w ciemności.
Ciemność.
Pochłaniająca
marzenia i nadzieje. Przynosząca nieustannie zakopujące wspomnienia.
Rozdrapująca rany fizyczne i psychiczne.
Po
kilku głębokich oddechach przeszłam do pozycji siedzącej. Samotnie powiewająca
kilka metrów dalej firanka uświadomiła mi, jak bardzo jest zimno. Naciągnęłam i
tak się osuwającą puchową kołdrę, starający się wymazać z głosy niechciane
obrazy.
Nie
myśleć w sposób, jaki dotychczas myślałam. Wyłączyć słuch, eliminując dźwięk,
który słuchany przez przeciętnych ludzi uchodzi za zwyczajny. Być… normalną? Tak, to chyba jest właściwe
określenie.
Czasem
człowiek nie jest świadomy swojego zachowania, słów, czy czynów. Ja jestem; i
to przeraża mnie jeszcze bardziej. W pełni zdając sobie sprawę z bycia zepsutą zaczynam się bać.. samej siebie.
Wzdrygnęłam
się, czując pewnego rodzaju…. ech…. obrzydzenie? Pewnie też. Z drugiej strony
czułam teraz pewną dumę z powodu pohamowania czegokolwiek, co by to było z
mojej strony.
Przygryzłam
wargę.
Nie
zasnę.
To było
jedyne, czego mogłam być pewna przez najbliższy czas.
Przejechałam
wolno dłonią po resztkach fryzury zaplecionej przez moją przyjaciółkę
kilkanaście godzin temu. Cicho westchnęłam, zdmuchując kilka kosmyków sprzed
twarzy. Spojrzałam w dół, gdzie zmorzona
snem twarz uśmiechała się beztrosko, delikatnie przy tym pomrukując.
Co
czułam?
Nie
wiem. Patrząc na ludzi pod względem żywionych do nich uczuć często żyłam w
przekonaniu, że owych uczuć nie posiadam. Choć zdawałam sobie sprawę, że było
wręcz przeciwnie; czasami człowiek przyjmuje to, co chce usłyszeć . Ja byłam
tylko wrakiem człowieka, ale zawsze jest to jakaś cząstka, prawda?
Odwróciłam
wzrok od źródła jak zakładam, wkrótce nieprzespanej nocy. Gdy moje oczy powoli
przyzwyczajały się do ciemności omiatałam kontury poszczególnych przedmiotów w
pokoju. Niechętnie wysunęłam ciało spod puchowej pościeli, dotykając nogami
zimnej podłogi. Teraz wszystko zdawało się być takie samo jak ona- emitujące
chłód i odrzucające.
Ruszyłam
w stronę okna, z którego świszczące dźwięki wskazywały na niedomknięcie. Na
szczęście odczuwalność tego była znikoma zapewne ze względu na wkłady pieniężne
chłopaków w ogrzewanie jak i brak śniegu za oknem. Odsunęłam zasłonę po chwili
uważnie robiąc przegląd każdemu oknu. Starając się nie patrzeć na widoki po
drugiej stronie szyby i upewniając się, że wszystko jest szczelnie zamknięte
stanęłam bezradnie po środku pokoju. Nie chciałam budzić leżącego kilka metrów
ode mnie chłopaka- ostatnie miesiące wystarczająco uświadomiły mnie, że jestem
kłopotem. Malik miał się wykurować, a nie wykorzystywać jedyną możliwość
wyspania się na siedzenie przy mnie połowę nocy.
Z
braku jakichkolwiek pomysłów udałam się w stronę drzwi, po drodze zabierając
pusty termos. Podziękowałam w duchu za podświetlany u dało korytarz, pewniej
ruszając schodami do kuchni. Nie spodziewając się nikogo trzeźwego o tej porze pokonałam ostatni schodek z lekkim
zaskoczeniem gdy napotkałam sylwetki dwóch znajomych osób. Oczy jednego
wpatrywały się prosto we mnie, drugiego-
w przestrzeń ich zasięgu.
-Li…-
Nie było mi dane dokończyć zdania, poprzez gest chłopaka, który ułożył palec na
ustach. Jakby próbując wytłumaczyć
wykonany ruch wskazał na salon, gdzie w poszczególnych miejscach umiejscowione
były osoby zmorzone snem. Po krótkim rozeznaniu kiwnęłam głową na kształt
zrozumienia i cicho ruszyłam w kierunku kuchni. Słysząc nieco głośniejsze kroki
za mną domyśliłam się, iż chłopak podąża tym samym szlakiem. Minęłam
zielonookiego szatyna, który sądząc po stanie nie szczędził alkoholu tej nocy.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, lecz szmaragdowe tęczówki zdawały się pusto
wpatrywać w ścianę.
Nastawiłam
wodę, w międzyczasie przepłukując termos, co zajęło mi najwięcej czasu przy
małym strumieniu wody, który robił najmniej hałasu. Odwracając się powróciłam
do sytuacji sprzed minuty, ponownie napotykając spojrzenie sarnich oczu.
Opierając się o blat, czekałam na dość oczywiste pytanie, które wkrótce
nadeszło:
-Dlaczego
nie śpisz?
-Ty
też nie śpisz.- Odparłam, starając się zyskać na czasie.
-Ty
jesteś gościem.
-A Ty
domownikiem.- Mimo burzy byłam w stanie wykrzesać z siebie żarty, nie
przejmując się zbytnio że skala ich poziomu podołała minusowym wynikom.
Brunet
uniósł brew. Chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale zrozumiał, że teraz nie
ma to sensu. Cicho wypuścił powietrze.
-W
takim razie…- Podrapał się po karku.- Jak… zrobisz to, co masz zrobić- wskazał
na termos.- To idź do łóżka.
Przytaknęłam,
starając się wyglądać autentycznie.
Brunet
podszedł do mnie i zaczął kreślić wzorki na moim ramieniu.
-Nie
myśl, że tego nie sprawdzę.- Szepnął, zostawiając ciepły oddech i pustą
przestrzeń. Uśmiechnęłam się pod nosem, powracając do wykonywanej przedtem
czynności. Kroki chłopaka oddalały się wraz z narastającą ciszą. W
pomieszczeniu dało się słyszeć ciche pochrapywanie i odgłos wycieranego przeze
mnie szmatką termosu. Po krótkim oczekiwaniu przelałam wrzącą wodę do pojemnika
z torebką herbaty. Starałam się ignorować uderzające za oknem krople, które
jakby chcąc zwrócić na siebie uwagę bębniły coraz to głośniej.
-Postanowienia
noworoczne?- Zachrypnięty głos wybudził mnie ze skupienia, cudem nie rozlewając
nalewanej cieczy.
-Jednak
żyjesz.- Odparłam wymijającą w stronę opierającego się na rękach chłopaka.
-Jednak.-
Stłumiona chrypka dotarła do mnie po kilku sekundach. Brunet potarł skronie i
wyprostował się na krześle.
Już
dość długie loki zaczesane do tyłu i na boki teraz nachodziły na czoło. Harry
najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy, intensywnie pocierając zmęczone
oczy. Wyglądał przy tym jak mały chłopczyk, ale bałam się wypowiedzieć tę
opinię na głos. Facet… jak to facet- wolałby usłyszeć że jest męski czy
przystojny, a nie słodki i uroczy.
-Patrzysz
się.- Mimo takiej pory potrafił wypomnieć mi tą rzecz, jeszcze ukazując te
cholerne dołeczki.
Starając
się wyglądać naturalnie odwróciłam się, udając pilną potrzebę dolania wody do i
tak już pełnej szklanki. W odpowiedzi usłyszałam niewyraźny pomruk połączony ze
śmiechem. Cóż… przynajmniej na chwilę podołał odsunąć moją uwagę od panującej
pogody.
-Nie
potrafisz udawać nie zawstydzonej.
-Zazwyczaj
to nic w życiu nie potrafię.- Bąknęłam, orientując się, że było to zbyt za
głośno… że w ogóle było na głos.
Nie
musiałam czekać długo, żeby usłyszeć jednoznaczne prychnięcie. Uśmiechnęłam się
pod nosem. Nawet od pijanego Stylesa miło było dostać oznakę zaprzeczenia. O
ile było to zaprzeczenie...
Powróciłam do stygnącej
herbaty, próbując zająć się czymkolwiek, co nie wymagałoby odwrócenia się w
stronę chłopaka. Sięgnęłam po ręcznik papierowy i starłam wylaną ze szklanki
wodę, robiąc to nadzwyczaj staranniej niż zwykle. No dobra...zwykle również
tego nie robię ale...siła wyższa. Przy okazji sprzątania nadmiaru wody zaczęłam
czyścić cały blat- czego to się nie robi dla ukrycia zażenowania.
Przy braku dalszych pomysłów
wyrzuciłam zużyte torebeczki z herbatą i zabrałam się za szukanie cukru.
Zdawałam sobie sprawę, że nie ma go w szafkach po tej stronie kuchni, ale
zacięcie grałam zainteresowaną porcelanowymi talerzami i filiżankami .W jednej
chwili poczułam uderzający zapach truskawki, który z pewnością nie należał szuflady
z mąkami i makaronami. Zamarłam, wykonując krok w bok...a raczej próbując go
wykonać, gdyż przed sobą ujrzałam dwa... nie małe buty.
-Och.-Uniosłam głowę do
góry, napotykając wpatrujące się we mnie z rozbawieniem zielone tęczówki.
Wyprostowałam się, ze zdziwieniem orientując się, że cudowna woń pochodziła właśnie
od Stylesa.- Ty pachniesz..- Zmarszczyłam nos.- Truskawkowo.
-Sprytnie zmieniłaś
temat.- Chłopak uniósł brew.
-Chodziło mi
że...nieważne.- Po raz bilionowy tej minuty speszyłam się.
-Rozwiń swoją wypowiedź.-
Udał zainteresowanego.
-Ugh...
-Mówiłem Ci już, że nie
umiesz udawać nie zaw...
-Cicho bądź.
-Wkurzonej również.
Mruknęłam coś
niewyraźnie, czego w sumie sama zrozumiałam.
-Pożyczyłeś je od Alice?
-Pożyczyłem co?
-Perfumy, mgiełkę- cokolwiek.-
Fuknęłam.
-Słucham?- Jego głos powędrował
o parę oktaw wyżej.
-Ciszej bądź, ludzie
śpią!
-Słucham?- Odparł
sarkastycznym tonem, tym razem jak nakazałam; ciszej.
-To co słyszałeś.
Chłopak przewrócił
oczami.
-To jest picie głuptasku.-
Pogłaskał mnie po włosach.
Prychnęłam.
-Chcesz trochę? Jeszcze
zostało.- Powędrował do stolika, gdzie siedział przed paroma minutami i wrócił
ze szklanką pełnej ciemnoczerwonej cieczy.
Trudno było
zidentyfikować co to jest.. Jestem pewna, że nigdy wcześniej tego nie piłam;
było bardzo intensywne... nie do końca truskawkowo, ale...po prostu było.
Niewątpliwie było to dobre- miało smak owocu,
którego uwielbiałam oraz lekko ogrzewało.
Zerkając na
uśmiechniętego chłopaka zaczerpnęłam kolejnych łyków, które działy tak jak
poprzednio. Oparłam się o blat i po chwili przerwy rozpoczęłam trzecią turę, nadal
rozsmakowując się w posmaku rozgrzewającej truskawki.
-Już, już królewno.-
Brunet zaśmiał się, widząc dalszą chęć zgaszenia pragnienia. Ułożyłam usta na
kształt podkówki, z niechęcią oddając Harry'emu kubek. Ten w odpowiedzi
przejechał kciukiem po moich kącikach ust, ścierając przy tym pozostałości
mocno czerwonego napoju.- Za chwilę mi podziękujesz.-Szepnął.
Pytająco uniosłam brwi,
ale powoli do mnie dotarło. Harry był dziwny. Wszystko wokół stawało się
dziwne. Ja stawałam się dziwna.
Solidniej złapałam kant
blatu, pierwszy raz czując ogarniające mnie uczucie. Moje ciało również je
wyczuło, na szczęście nie idąc na całość i nie oddając całego napoju z powrotem.
-Harry...- Przymknęłam
oczy.- Tak właściwie to co to było?
Czułam się...właściwie
trudno to opisać; nie gorzej czy lepiej, po prostu inaczej. Słyszałam krew
szumiącą w żyłach wyobrażając sobie jakby było to tysiące myśli
przemierzających organizm. To było dość uderzające- natłok nastrojów, uczuć i
wspomnień. Widziałam je przed oczami przez pryzmat ciemności, jak i słyszałam,
jednocześnie stojąc w ciszy. Ich wybór był losowy- te wzbudzające dumę, płacz
czy strach. Trwały krótko, ale detale w nich umieszczane nadawały im charakter
niezwykłości i nieśmiertelności.
-Czy naprawdę chciałabyś
znać odpowiedź ?-Na znajomy głos otworzyłam oczy. Pod względem fizycznym nie
było to dość dobre posunięcie; nagły odruch nie sprzyjał mojej koordynacji. Na
szczęście chłopak przewidział ten ruch,
zdecydowanie przytrzymując mnie za ramiona.
-Widzisz.- Zaśmiał się
cicho.-Mówiłem, że mi podziękujesz.
Gdyby mój mózg był w
pełni świadomy posłałabym mu nienawistne spojrzenie... ale że taki nie był po
prostu uśmiechnęłam się z lekka. Kołysząc się ujrzałam zza wysokiego ramienia
sylwetki uśpionych w mroku ludzi. Teraz ta sceneria wyglądała zupełnie inaczej,
niż jak tu schodziłam. Jeszcze parę godzin temu nie pozwoliłabym wlać sobie
niczego do ust, spodziewając się skutków jakie były widoczne u otaczających
mnie gości. Teraz sama sięgnęłam po coś z czym poczułam się...dobrze. Plusy
wypitego przeze mnie napoju zdominowały nieliczne wady, które wyczułam zaraz to
wypiciu. Szczęście że chociaż jedno z
nas było trzeźwe...albo i nie.
-Zaśpiewaj mi coś.-
Niekontrolowany szept wydobył się z moich ust. Nie patrząc na twarz bruneta
wtuliłam się bardziej w jego ramię, zamykając przy tym oczy. Ta chwila wydawała
się dla mnie magiczna, ale byłam pewna, że to przez ową tajemniczą ciecz
płynącą w moim organizmie. Jednak teraz nie przejmowałam się niczym, zapadając
w stan błogiego spokoju. Po chwili poczułam koło ucha ciepły oddech. Wydawało
mi się nawet, że w wyniku tego zadrżałam, a gdy usłyszałam cichą melodię wręcz
nie kryłam się z westchnięciem. Jak dotąd myślałam, że sięgnęłam już apogeum,
czego wynikiem było okazywanie swoich uczuć i nastroju co robiłam niezwykle
rzadko. Jednak późniejsze wydarzenia uświadomiły mnie o tym jak bardzo się na
(nie) szczęście pomyliłam.
Trzy piosenki później...
Właściwie to nie
zwróciłam większej uwagi na słowa, które kierował do mnie Harry. Sama magia
tego kołysania się w objęciach, w środku nocy przy cichej, lecz nasyconej
emocjami melodii wystarczyła, by ten sylwester na długo znalazł miejsce w mojej
pamięci.
Nadal nie umiałam
określić co czułam od kilkunastu minut, gdy to sięgnęłam po kubek z ciemnoczerwoną
cieczą. Można powiedzieć, że niewiele od tamtego czasu się zmieniło- połączenie
spokoju z przypadkowymi scenami nachodzącymi przed oczy wciąż nie ustępowało.
Pojawiło się jednak coś innego, czego rzadko kiedy się dopuszczałam:
-Harry, mogę ci coś
powiedzieć?- Chęć podzielenia się tym co czuję. Chęć ukazania swoich uczuć, czy
też powiedzenia co kryłam nawet przed samą sobą.
Chłopak przerwał w
półsłowie.
-Jasne kochanie, co
chcesz mi powiedzieć?- Nie odrywając swoich bark od mojego ciała zaczął rysować
kciukiem różne kształty, co dawało dodało mi czegoś w rodzaju spokoju i otuchy.
Bliskość chłopaka spowodowała u mnie przerażenie, przyjemność jak i
rozkojarzenie.
-Usiądźmy gdzieś.-
Zdecydowałam, jednocześnie chcąc i nie chcąc oderwać się od ramion buneta.
-A więc mnie puść.-
Odparł żartobliwie, co mimo sytuacji wyczułam w jego głosie.
Znając mnie bym teraz
prychnęła, lub zrobiła coś w tym rodzaju, ale póki co...nie byłam to ja.
Odsunęłam się od
chłopaka, jednocześnie 'wzbudzając się' z pewnego stopnia otumanienia. Mam tu
na myśli tylko i wyłącznie fizyczne aspekty, gdyż pod względem psychicznym nic
się nie zmieniło. Nadal miałam tą dziwną chęć...a może impuls wydobycia z
siebie co mnie trapi.
Nadal kontrolując moje
ruchy złapał mnie za rękę i ruszył w stronę sypialni jak mi się wydawało.
Przepuścił mnie na schodach, bo było dość dobrym posunięciem, gdyż z zamyślenia
spadłabym już na pierwszym stopniu. Z zamyślenia? Przynajmniej coś w tym stylu- walczące do dominację
wspomnienia w mojej głowie dość dobitnie dawały o sobie znać. Otrząsnęłam się,
starając się nad nimi zapanować.
-Dziwnie się czuję.- Stwierdziłam,
pokonując kolejne stopnie.
-Serio? -Mimo zawartej we
mnie cieczy zdążyłam się zorientować, iż jego wypowiedź wręcz ocieka sarkazmem.
-Powiedziałam to na
głos?- Zmarszczyłam nos, przystając.
Pomijam fakt, że chłopak
idący za mną prawie na mnie nie wpadł.
-Masz naprawdę słabą
główkę.- Zacmokał ustami.
Odwróciłam się do niego
przodem, po raz pierwszy górując nad jego wzrostem. W takim stanie nie mogłam
wymyśli żadnej ciętej riposty, więc po
prostu popatrzyłam przed siebie. Na wysokości.
I to był błąd.
-Hej, hej!- Powiedział
głośniej niż zamierzał loczek, kiedy zakołysałam się w przód. Podtrzymując moje
ciało nakierował je niżej abym usiadła.
-Tak chyba będzie
najlepiej.- Stwierdził usadawiając się obok.
Przytaknęłam, sama nie
wiedząc dlaczego. Teraz wszystkie czynności uzasadniałam podobnie. Będąc w
takim stanie nie myśli się o konsekwencjach i działa impulsywnie- tak było w
moim przypadku.
-To co chciałaś mi
powiedzieć?- Zapytał, lokując moje ciało w bezpiecznej pozycji.
-To dziwne...- W sumie
sama nie wiedziałam jak zacząć.- Nie wiem, po prostu chciałam ci powiedzieć
niektóre rzeczy, sama nie wiem dlaczego.- Zawiesiłam się na chwilę.-Jeszcze z
nikim nie dzieliłam się swoimi uczuciami. Ale teraz...teraz jest jakoś inaczej.
Chłopak zaczął kreślić
uspokajające wzorki na moich plecach. Milczenie uznałam za zgodę, tak więc
kontynuowałam:
-Od małego to było dla
mnie coś wstydliwego...zawsze dziwiłam się osobom, które to robiły...teraz
postąpię tak samo.- Szepnęłam, ogarniając wzrokiem to wąskie miejsce, które w
jakiś sposób stawało się magiczne.- Lubię, kiedy jesteś taki delikatny i
jeździsz opuszkami palców w taki sposób.
-Lubisz?
Przytaknęłam.
-Jeszcze kiedy nosisz
koszule rozpinasz dwa pierwsze guziki...
-Też lubię, kiedy tak
robisz.
Szturchnęłam chłopaka,
postanawiając, że kiedy będę bardziej trzeźwa zrobię to pięć razy mocniej.
-I kiedy nosisz te
naszyjniki, szczególnie na rzemyku. Kiedy masz na widoku te dwie jaskółki,
kiedy się uśmiechasz a ja widzę te dwa dołeczki, które zawsze chciałam dotknąć,
kiedy jesteś taki delikatny i wyrozumiały, kiedy trzymasz małą Soph na rękach
albo się z nią bawisz.- Wzięłam oddech.
-Nigdy mi tego nie
mówiłaś.- Mruknął.
Wzruszyłam ramionami.
-Wielu rzeczy ci nigdy
nie powiedziałam.
-A chciałabyś?
-Teraz tak... to dziwne
uczucie, ale chcę.
-W takim razie zrób to.-
Zatopił twarz w moich włosach.
-A to też lubię.-
Odparłam.
-Zapamiętam.- Wybełkotał
niewyraźnie.
-Tak
więc...odchrząknęłam.- Sama nie wiem od czego zacząć.- Jęknęłam.
-Od czego chcesz.
Najłatwiej od tego, co czujesz teraz bądź niedawno.- Odparł.
-Tak tak.- Przyznałam mu
rację.- Nie chciałam tu dzisiaj być.- Zaczęłam, najpierw mówiąc, potem myśląc.
- Nie lubię tego typu zabaw. Albo nie lubię siebie, już sama nie wiem...
-Siebie?
-Taką, jaka się stałam.
Do nikogo nie podejdę, nie zacznę rozmowy, odpowiem w jednym zdaniu, choć
mogłabym wygłosić cała mowę na dany temat, ale...nie potrafię. To jest
silniejsze ode mnie.- Powiedziałam na jednym wydechu.
-Ważne, że jesteśmy my,
którzy zaakceptowali cię taką, jaką jesteś. Każdy ma swoje wady i zalety.-
Mówił wolno.- To w pewien sposób urocze.- Mogłam przysiąc że się uśmiecha.
-Okropne. Nienawidzę
tego. Nienawidzę siebie. Czasem...czasem ta nienawiść mnie przerasta, wiesz?
Usłyszałam wyraźne
przełknięcie śliny obok siebie.
-Ty to wiesz. Wiesz co
robiłam. Co robię, jakie mam myśli, nie jesteś przecież głupi.- Tempo mojej
mowy stawało się coraz szybsze. - Przecież to po mnie widać. Być może nie mówię
ci niektórych rzeczy wprost, ale domyślasz się po wyrazie twarzy czy ruchach...
-Domyślam się...-
Powiedział bardziej do siebie niż do mnie. Jego głos lekko załamał się przy
końcówce. - Twoje oczy...one cię zawsze zdradzają. Nawet, kiedy się uśmiechasz.
Moje kąciki ust
powędrowały delikatnie ku górze.
-Teraz również.
Cztery wywody dalej...
-Harry?
-Tak?
-Ja...ja jestem nienormalna?
-Co to za pytanie?-
Cofnął twarz tak, aby spojrzeć w moje oczy. Gdy tylko to zrobił spuściłam
wzrok. Nie umiałam rozmawiać z kimś patrząc mu w oczy. Jego kciuki powędrowały
na moją brodę starając się przywrócić jej poprzednie ułożenie.
-Nie rób tego.-
Szepnęłam.- Nie potrafię rozmawiać jak normalni ludzie Harry. Nawet tego nie
potrafię.- Głos mi się załamał.
-Nie mów tak; każdy z nas
jest inny. Właśnie to czyni ciebie piękną.- Odparł, akcentując dwa ostatnie
wyrazy.- Zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Przytaknęłam, wciąż cicho
się z tym nie zgadzając.
-Nie potrafisz kłamać.-
Odrzekł po chwili ciszy, wciąż wpatrując się w moje oczy.
Nie potrafię.
Nic nie potrafię.
Jestem niepotrzebna.
Jestem tylko problemem.
-Hej, hej.- Otarł
pierwszą łzę, której ja sama nie byłam świadoma.
Przeniósł się na schodek
niżej, aby lepiej móc opanować sytuację. Ukląkł przede mną i kciukami wytarł
policzki i rozgarnął włosy.
Jestem słaba.
Po chwili krótkiego, ale
intensywnego wpatrywania się w moją
twarz przybliżył się. Oparł się swoim
czołem i zamknął oczy.
-Powiedziałaś mi to wszystko,
dlatego ja teraz chcę cos powiedzieć Tobie.- Zrobił pauzę, która zakończył wraz
z wydechem.- Chcę, abyś była tego świadoma. Przynajmniej przez ten czas. Jutro
i tak nie będziesz niczego pamiętać.
Przytaknęłam przygryzając
wargę. Zamknęłam oczy i odnajdując jego dłonie przysłuchiwałam się słowom,
które kierował do mnie chłopak.
Godzina
18.34
Przysłuchując
się cichej melodii z głośników usilnie próbowałam zagłuszyć tą dochodzącą zza
okna. Krople jakby z premedytacją zaczęły mocniej uderzać o szybę i jasny
parapet. Nawet zjawiska pogodowe idą mi na przekór- witam w moim życiu.
Odchyliłam
się lekko, opierając głowę o zimną powierzchnię. Przymknęłam oczy próbując choć
na chwilę oderwać się od dosłownie szarej rzeczywistości. Próba zachowania
spokoju zakończyła się tak szybko jak i zaczęła poprzez głośne „Wyjeżdżam po
Rose, ktoś chce się zabrać?!” Liama.
Westchnęłam
z rezygnacją, słysząc nasilające się kroki.
-Harry?-
Rozłożony na kanapie chłopak przecząco pokiwał głową.
-Niall?
Asia? No weźcie, będzie jej miło!
Blondyn
wybełkotał kilka niezrozumiałych słów, co zakończyło się wypluciem jedzenia.
-Może
tak jaśniej?- wycedził; jak mniemam przyzwyczajony do takich widoków brunet.
-Za
20 minut jak skończę jeść.- Stęknął Irlandczyk.
-Za
20 minut to ja muszę być na miejscu.- Odparł, odwracając się w moją stronę,
pytająco unosząc lewa brew.
-Ew…-
Starając się uspokoić narastający mętlik, odparłam co mi pierwsze co mi
przyszło do głowy.- Nie wiem…tak, nie….tak.
-Kobiety…-
Mruknął z uniesionym kącikiem ust.
Z pozycji
siedzącej przeszłam na siedząco...wstającą? Jakkolwiek niepoprawnie to brzmi
każdy wie o co chodzi. Poddana sprzecznym myślom, decyzjom oraz sygnałom
zamarłam w półkroku.
-Pomogę
Ci.- Odparł zakładając czapkę.- Decydując w twoim imieniu oznajmiam ci, że
jedziesz.- Oto tymi słowami tak zakończyłam moją wewnętrzną walkę, nieświadomie
rozpoczynając nową, niewinnie zaczynającą się historię...
W
mgnieniu oka stałam przed lustrem dopinana przez Liama, sama zakładając
nigdy-nie-układającą się czapkę. Czy czapki mogą się nie układać? Informuję
was, że z moim szczęście wszystko staje się możliwe.
-Właściwie
to po co jedziemy? -Spojrzałam na chłopaka mocującego się z zamkiem w
drzwiach.- Ja to zrobię...
-Odebrać
Rose z ostatnie próby generalnej przed występem.- W jego głosie nie dało się
nie wyczuć nutki dumy.
-Och...tak,
coś wspominała.- Starałam się powrócić myślami do naszej rozmowy sprzed kilku
dni.- To coś z baletem?
-Tak.-
Zmarszczył brwi.- Chyba...To co ona tańczy to balet, no nie?
Parsknęłam
śmiechem.
-Faceci.
-Powtórzyłam jego kwestię sprzed kilku minut, tylko w odwrotnym kierunku.
-Jak
byś sama wiedziała lepiej.- Urocza zmarszczka przy nosie chłopaka zdradziła
udawane wzburzenie.
-Ja
przynajmniej jestem pewna, że to balet.- Fuknęłam.
W
odpowiedzi usłyszałam jedynie głośne wypuszczenie powietrza. Wygodnie ułożyłam
się na fotelu i za pomocą lusterka ułożyłam włosy. Pozostałości po wczorajszym
dziele Alice prezentowały się zadziwiająco dobrze. Nie tyle jeśli chodzi o
trwałość, ale o efekt, który otrzymałam po pobudce na schodach, gdzie do teraz
mnie zastanawia co tam robiłam i jakim cudem nie spadłam. Tak zwany artystyczny
nieład mógł być uznany za dość współczesną fryzurę...oczywiście nie chodzi mi o
wystające w każdą stronę świata włosy, ale 'niechlujny' kok, którego każda
dziewczyna robi kilkanaście minut. Stąd też z uśmiechem na twarzy
przejechaliśmy przez bramę, wkraczając w strefę, gdzie na każdym kroku czyhało
paparazzi.
Zerknęłam
za szybę, gdzie ulegały wyschnięciu ostatnie kałuże po nocnej burzy. Co najdziwniejsze- pierwszej nocnej burzy która
nie zakłóciła mojego snu. Choć wydaje mi się, że śniłam o podobnej scenerii za
oknem, uważam to za mój malutki
sukces własnej psychiki. Być może to
początek nowej drogi w tym roku, którą mam nadzieję przejdę z mniejszym lękiem
niż w kilkunastu poprzednich.
-O
czym tak rozmyślasz hmhhhh?
Przekręciłam
głowę w stronę chłopaka.
-O
dzisiejszej nocy.- Oparłam zgodnie z prawdą.
Brunet
przytaknął zaciskając usta. Uznałam ten gest za kończący naszą rozmowę więc
powróciłam do wcześniejszego zajęcia jakim było obserwowanie widoków za oknem.
Domy obok których przejeżdżaliśmy objętościowo dorównywały posiadłości
chłopaków, co wyjaśnia dzielnica, której się znajdowaliśmy i osoby, które tu
mieszkały. Zabawne było patrzeć na te idealnie przystrzyżone drzewa, za którymi
ukrywali się dorośli czy nastolatkowie z aparatami w rękach.
-Przepraszam
za to.
Wzdrygając
się, ponownie spojrzałam na chłopaka. Nawet nie starałam się ukryć zdziwienia
spowodowanego tymi słowami.
-Ew...-
Przełknęłam ślinę. - Do czego się odnosisz?- Zapytałam niepewnie.
-Mówiłaś
, że wspominasz dzisiejszą noc.- Powiedział, jednocześnie rozglądając się na
skrzyżowaniu.- Nie wiem co dokładnie miałaś na myśli, ale w tamtym czasie
miałaś styczność również ze mną...-Zrobił krótka przerwę.- Wtedy na korytarzu.
Przeszukując
w pamięci odpowiednie wspomnienie, dotarłam do momentu gdzie stanęłam niedaleko
niego wychodząc od Louisa. Rozmawiał
wtedy przez telefon i chyba nie była to osoba której lubił.
Kiwnęłam
twierdząco głową, na znak, że sobie przypomniałam.
-Nie
chcę się tu usprawiedliwiać, że byłem pijany, bo nie jest to dobry powód, ale w
sumie...
-Nie,
chcę tylko powiedzieć, że kiedy jesteś w takim stanie to...najpierw mówisz,
potem myślisz. Tyczy się to zarówno słów, które powiedziałem na samym początku
i na końcu.
-Nawet
nie pamiętam co do końca mówiłeś.- Zaśmiałam się krótko.- Nie zadręczaj się.-
Poklepałam go pokrzepiająco.
Brunet
przytaknął, również się uśmiechając.- To dobrze.
Do
końca podróży uśmiech nie schodził mu z twarzy...aż sama zaczęłam się
zastanawiać o co chodziło i karcić moją pamięć za luki. Ze stanu zamyślenia
wyrwały mnie otwierające się drzwi i nim zdążyłam zareagować- rozpinające się
pasy.
-Wstajemy.-
Odrzekł śpiewająco.
Z
niechęcią wstałam z nagrzanego fotela, zderzając się ze ścianą nieprzyjemnego,
zimnego powietrza. On miał chociaż motywację w postaci czekającej na niego
dziewczyny, którą miał zobaczyć za niecałą minutę. W sumie podzielałam jego
zdanie, również chcąc jak najszybciej znaleźć się w budynku, jednak w celu
ogrzewania i miejsc siedzących.
-No
chodź.- Złapał moją rękę, którą wyciągnęłam rozciągając się. Fuknęłam, jednak
nie mając siły, by dać mu reprymendę w postaci długiej mowy. Zdołałam tylko
uśmiechnąć się pod nosem widząc w tej chwili uroczo pędzącego ku drzwiom Liama.
Pokręciłam
głową i ruszyłam za nim. Wiejący ponuro wiatr i resztki kałuż pomogły mi nieco
przyspieszyć tempo, przez co chwilę później znaleźliśmy się z chłopakiem w
środku pomieszczenia. Klapnęłam na najbliższe krzesełko a brunet niezdecydowany
czy podejść do recepcji zaczął krążyć w kółko. Ta cisza nie potrwała nawet
sekundy, gdyż pani siedząca przy komputerze zmierzyła nas wzrokiem i nim
chłopak zdążył coś powiedzieć, zaczęła:
-Przep...-Odchrząknęła.-
Przepraszam, ale z powodu nagłej sytuacji nie powinnam tu nikogo wpuszczać.
Payne,
chyba z efektu początkowego zdziwienia nie zdołał wykrztusić żadnego słowa.
Moją uwagę przykuły nie wiedzieć czemu ręce kobiety, które niekontrolowanie
drgały i były co chwila pocierane.
-Nagłej
sytuacji?- Uratowałam chłopaka, który stał w bezruchu.
-Ee..t...tak.
Nie wolno mi udzielać żadnych informacji. Jeśli państwo są rodziną lub bliskimi
osób uczęszczających na zajęcia to proszę o poczekanie na zewnątrz. Chcemy w
tej chwili jak najmniej zamieszania.- Wyrecytowała, co jak widać wcześniej jej
kazano przekazać.
Spojrzałam
na chłopaka, którego mina wyrażała podobne odczucia do moich.
-Chyba
mam prawo zaczekać tutaj na swoją...na.. koleżankę.- Odzyskał mowę, przy okazji
uważając z wymawianymi słowami. Miał świadomość, że jest osobą, o której mówi
się wszędzie, a każde słowo może być zinterpretowane inaczej niż powinno. Niby
wiadomość o nowej dziewczynie już była, ale chciał przygotowywać Rose małymi
kroczkami do związku z celebrytą.
Recepcjonistka
nerwowo przełknęła ślinę.
-Mamy
nagły przypadek, jestem zmusz...
Rozległ
się przeraźliwy krzyk.
Nie
zwykły krzyk, jaki określamy mianem podniesienia głosu.
To był ból, strach, rozpacz, cierpienie,
przerażenie i płacz w jednym.
Czasem
się mówi, że podczas takich sytuacji człowiekowi wydaje się jakby zwolnił czas.
W moim przypadku tak nie było. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam z tamtej
chwili. Pierwsze co zobaczyłam po usłyszeniu tego przeraźliwego głosu była
migająca przede mną osoba Liama. Chłopak zniknął za drzwiami, a ja zostałam z nawołującą go
recepcjonistką. Nigdy więcej nie chciałam usłyszeć tego ponownie. A mimo to
słyszę go do dziś.
Przypomniał
mi wiele.
Bardzo
wiele.
Był
jak najgorszy koszmar. Wywoływał najgorsze uczucia. Najgorsze myśli. Najgorsze
wspomnienia.
W
dzieciństwie nie miałam dokładnie
rozwiniętej psychiki. Mam z tego okresu luki w pamięci. Teraz byłam w pełni
świadoma tego co usłyszałam i byłam pewna, że parę sekund później doszedł do
tego niższy, ale równie głośny krzyk Liama.
To był
ten moment kiedy otrząsając się pobiegłam w jego ślady. Minęłam zdziwioną
recepcjonistkę, która zapewne wracała do swojego stanowiska.
Mój
dystans nie trwał długo. Widok, który prezentował się przed oczami jest
czyś...nie do opisania. Znaczy krótki schemat rozmieszczenia poszczególnych
postaci- owszem. Twarz, wyrażająca...wszystko co złe- nigdy.
Byłam
pewna, że serce w tamtej chwili bije miliard razy na sekundę, albo w ogóle
przestało bić. Nie tylko ono stanęło- stanęłam ja, mój oddech, krew w
żyłach...tak- myślę, że to właściwe określenie stanu rzeczywistego.
Chociaż
Rose leżała kilkanaście metrów przede mną doskonale widziałam jej wyraz twarzy.
W tamtej chwili zobaczyłam wszystkie najgorsze emocje jakie człowiek mógł
odczuwać w jednej sekundzie.
Do
tego momentu byłam pewna, że umiem opisać większość odczuć w niektórych
momentach. Patrząc na ten widok przekonałam się, jak bardzo się myliłam.
Leżąca.
Bezbronna. Jednocześnie próbująca resztkami sił odsunąć od siebie wszystkich.
Chyba jej się udało, bo niewidzialna bariera dzieliła nią od innych spore dwa
metry. Ubranie zmięte. Ciało drżące. Oczy...zaszklone oczy wpatrujące się jakby
w nieistniejącą przestrzeń, którą wytworzyła tylko dla siebie. Nie płakała. Ale
to było jeszcze gorsze- jakby oczekiwanie na kolejny ruch, którego ona sama nie
potrafiła przewidzieć. Dłonie ściśnięte w ciasną pięść. Skulona.
Przez
chwile przeszła mnie myśl, której bym nie cofnęła. Mimo niosącego przerażenia
nie cofnęłabym jej. Chciałabym, aby ona leżała tam martwa. Bez tego cierpienia wymalowanego na twarzy. Bez bólu. Bez
strachu. Bez własnych myśli i emocji. Bez wspomnień.
Byłam
w pomieszczeniu parę sekund a już wyglądałam jak pozostali tutaj obecni pewnie
od dłuższego czasu. Z wyjątkiem Liama i Rose. Oni wyglądali znacznie gorzej, co
do chwili obecnej wydawało mi się niemożliwe.
Patrzyłam
z nieodgadnionym wyrazem twarzy na jej
oczy. Na oczy- swoją pustką jednocześnie wyrażające wszystko- cóż za paradoks.
W
jednej chwili zrobiło mi się duszno. Starałam się opanować oddech, aby nie
skończyć do pewnego stopnia jak ona. Ogarnęłam wzrokiem wszystkich dookoła;
każdy był tak samo przerażony, ale nikt nie reagował.
W
sali zalegała cisza nie licząc drżącego oddechu dziewczyny. W życiu nie czułam
się tak bezradna. Zakładałam, że odpowiednio zatelefonowano po pomoc, więc
nawet w tej dziedzinie nie mogłam wiele zrobić. Cokolwiek się stało było już za
późno; myślę; że mój pesymizm w tej chwili nie był ani trochę przesadzony.
Przeniosłam
wzrok na chłopaka, który wykonał dwa małe kroki.
O dwa
za dużo.
Po
sali rozprzestrzenił się krzyk. Zatkałam uszy.
Teraz
już wiedziałam, dlaczego nikt do niej nie podszedł.
Przeniosłam
moje dłonie na usta, które niekontrolowanie drżały. Już po chwili poczułam na
nich malutkie krople słonej cieczy. Zamknęłam oczy, lecz widok, który miałam przed
oczyma niekontrolowanie wdzierał się do mojej wyobraźni.
Miała
przed sobą całe życie. Nawet jeśli przez to jeszcze przejdzie, to nie będzie
już tą samą Rose. Będzie zepsuta. Tak
jak ja. Nadal będzie istniała, co nie oznacza życia. A może nie wytrzyma tego psychicznie i przestanie istnieć fizycznie? A Liam? Liam razem z
nią.
Uniosłam
powieki. Szczerze mówiąc, niewiele to dało przez łzy, które tworzyły niewyraźny
obraz. Wykorzystując, że nie byłam w jej polu widzenia zbliżyłam się
minimalnie. Z tej odległości dostrzegłam rozmazane ślady krwi. Po jej ilości
wywnioskowałam, że dziewczyna nie ma dużej ilości obrażeń. Fizycznie.
Odetchnęłam
z ulgą, dostrzegając chyba jedyny plus całej sytuacji. Wytarłam łzy, starając
się jako jedyna z całego otoczenia myśląc racjonalnie. Wzięłam trzy głębokie
oddechy. Z powrotem przeniosłam wzrok na chłopaka, którego twarz wyrażała nie
mniej bólu niż twarz dziewczyny. Był tak samo bezradny i chyba to bolało go
najbardziej. Kilka metrów od niego leżała jego dziewczyna, której nie mógł
pomóc. Pozwolił jej cierpieć. Patrzył na nią w chwili, w chwili gdy skulona
leżała na podłodze tępo wpatrując się w rozpościerającą się przestrzeń.
Mijały
kolejne sekundy. Jakaś blondynka nie wytrzymała i wyszła podtrzymywana przez
czarnowłosego chłopaka .Po chwili dało się słyszeć podenerwowany głos
recepcjonistki, który zapełnił choć na chwilę panującą ciszę. Starając się nie
skończyć jak ów dziewczyna podjęłam się analizy zaistniałej sytuacji. Spojrzałam
na twarze obecnych w pomieszczeniu; u grupy tanecznej dominował strach, u Liama
ból, a u Rose...wydaje mi się, że przerażenie. Tak, to przerażenie było czymś,
co najbardziej rzucało się w oczy i tym samym narysowało niewidzialną granicę
dla wszystkich, którzy próbowali jej pomóc.
Zmarszczyłam
brwi. Dlaczego nic do siebie tutaj nie pasowało? Elementów układanki było dużo,
jednak żaden nie łączył się z drugim. Spojrzałam prosto na Rose. Z warkocza,
który miała na głowie pozostał niechlujne ułożenie, które ledwo go
przypominało. Absolutnie skulona, ale bacznie obserwująca wszystkich pustym
wzrokiem. Na policzkach można było zauważyć śladu po tuszy do rzęs, który
niedawno spływał wraz z łzami tworząc czarne ścieżki, które mogliśmy teraz
zobaczyć. Strój dość nietypowy, jak zakładam jeszcze z odbywającej się niedawno
próby; dość pomięty i pozwalający ujrzeć szybko poruszającą się klatkę
piersiową. Przymrużyłam oczy. Obok drżącej sylwetki było coś jeszcze: słabo
widoczny przedmiot, zasłaniany przez zaciśniętą w pięść dłoń. Był on jasny, na
pierwszy rzut oka wtapiający się w ubranie. Równie zmięty, lekko poruszający
się przy każdym oddechu dziewczyny. Wnioskując- nie był zbyt ciężki. Zrobiłam
jeszcze jeden krok do przodu wykorzystując nieuwagę dziewczyny. I ten krok
zapamiętałam na długo. Być może mój wzrok nie był dość najlepszy, ale są
rzeczy, które rozpoznaje się niezależnie od okoliczności.
Jedna
rzecz. Ta jedna rzecz potrafiła wkraść się do mojej pamięci na długo. Jedna
mała, pomięta karteczka. Karteczka,
na której pismo wywołało dwa razy szybsze bicie serca. Z tej odległości i
perspektywy było widocznych tylko parę literek. I to właśnie one sprawiły, że
wstrzymałam oddech.
Mimo
paru metrów dzielących mnie z Liamem czułam na sobie jego wzrok. Ten wzrok
czuję do dzisiaj.
On
już wiedział.
__________________________________________
Witam!
<3
Cóż...nawet
nie wiem od czego zacząć, ale chyba od najważniejszego i czegoś najbardziej
związanego z blogiem czyli...jego trzecie urodziny! ( Ja wcale nie płaczę ) To
już trzy lata (i dokładnie jeden dzień, ale nie czułabym się dobrze świętując
tę uroczystość w Wielki Piątek) od kiedy podjęłam najlepszą decyzję mojego
życia...cóż wiem, że to brzmi dość banalnie, ale jak właśnie jest :)) I jestem
pewna, że do końca życia nie będę w stanie się odwdzięczyć za to wszystko co
dla mnie robicie i jeszcze tu jesteście mimo tak długich przerw. :')
25
marca 2013 roku, kiedy udostępniłam tu swój pierwszy rozdział; w życiu nie
myślałam, że staniecie się tak wielką częścią mnie a słów, którymi chciałabym
wam podziękować nie odnajdę nigdy. Obiecuję, że doprowadzę ten blog do końca i
wszystkie wątki zostaną wyjaśnione. Nie umiałabym postąpić inaczej, więc
możecie być spokojni. <3